Harep przyglądał się swoim sojusznikom, którzy byli estetycznie… odrzucający. Przynajmniej w większości. Ale byli w jego drużynie, więc musiał z nimi współpracować.
Widać było że trafił do grupy podobnych sobie… żołnierzy. Przynajmniej z umiejętności. Byli twardzi, byli wytrzymali, jak on. -Moją cechą jest… -zamyślił się na moment.- …ignorowanie ran, bólu, zmęczenia.
Przed nimi było wyzwanie… wspiąć się na górę. Harep-Serap wzruszył ramionami i dodał przejmując na chwilę dowodzenie w grupie.- Ruszajmy… szkoda tracić czasu.
Po czym pierwszy ruszył w kierunku najbliższego rynny wyglądającej na w miarę bezpieczną. Nie mieli wśród siebie ni zwiadowcy, ni wróżbity. Jedyne na co mogli liczyć to ślepy fart. Więc… nad czym tu deliberować?
Należało wykonać zadanie. Co oznaczało jednak wejście w nieznane miejsce. Miecz błyskawicznie wysunął się z pochwy Harepa. Należało być czujnym i przygotowanym. Zerknął za siebie mówiąc.- Na co czekacie?
I ruszył naprzód ku wyzwaniu.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |