Wizyty w siedzibie 7Pack! nie przyniosła oczekiwany rezultatów. Utwierdziła jedynie obu mężczyzn, że trop jest właściwy. Dalsze jednak podążanie nim było mocno utrudnione. Problemy z pamięcią, jakie miał O'Brain dodatkowo komplikowały całą sprawę.
Nie mają na razie innych planów, Thomas zaproponował wizytę o Wielkiego Papy, przestępcy u którego miał dług wdzięczności.
Francesco DiStefano, zwany na mieście Wielkim Papą był przestępcą w starym stylu. Takich się już praktycznie nie spotyka. Wyginęli oni lata temu zjedzeni przez młode wilki.
Papa utrzymał się jakoś na rynku głównie dzięki swojemu sprytowi, rozwadze i sieci burdeli, które przynosiły mu spore zyski. Niewielka rodzina DiStefano trzymała się na uboczu wielkich interesów. Nie handlowali narkotykami, nie bratali się latynoskimi, czy murzyńskimi gangami, ale żyli sobie spokojnie w cieniu wielkich przestępców. Nie znaczy to, że rodzina nie miała szacunku na ulicy, czy wpływów. Wielki Papa umiejętnie lawirował pomiędzy grubymi rybami, policjom i etnicznymi gangami.
Miejscem, gdzie najczęściej można go było spotkać była knajpka na rogu Vanderbilt Avenue. Niepozorna z zewnątrz restauracyjka słynęła na mieście z najlepszej lazani i pierożków ravioli.
Już od progu gościł witał niesamowity wręcz aromat przygotowywanych potraw. O każdej porze dnia było tutaj pełno ludzi i często zdobycie stolika bez rezerwacji lub dobrej komitywy z kelnerami graniczyło z cudem.
Gdy Thomas i Mark przybyli na miejsce nie było inaczej. Na szczęście obsługa w takich miejscach nie często się zmienia i mimo, że od ostatniej wizyty O'Braina minęło ponad osiem miesięcy, to kelner Luigi rozpoznał go bez trudu.
- Witam panie O'Braina. Dawno pana u nas nie było. Niech panowie chwileczkę zaczekają, zaraz przygotuje stolik.
Po dwóch, może trzech minutach Luigi wrócił i zaprowadził obu mężczyzn do bardziej kameralnej części restauracji, która przeznaczona była głównie dla rodziny, przyjaciół i współpracowników.
Ta część knajpki sąsiadowała z główną salą, ale była oddzielona od niej dyskretnym parawanem.
W momencie, gdy Thomas i Mark usiedli przy stoliku na sali było jeszcze tylko czterech mężczyzn. Siedzieli przy jednym stoliku i rozmawiali o czymś szeptem przy kieliszku wina. Ich aparycja sugerowała, że zajmują się prawdopodobnie dosyć kontrowersyjną działalnością.
Cooper nie czuł się w tym miejscu dobrze. Miał wrażenie, że wszyscy go obserwują. Był niczym zbłąkany turysta w siedzibie mafii kalabryjskiej.
Już po chwili przy stoliku ponownie pojawił się kelner:
- Co podać panie O'Brain?
- Poprosimy może dwa razy carbonarę i jakieś lekkie wino do tego.
- Już się robi - odparł kelner kłaniając się nisko.
- Chciałem jeszcze zapytać, czy jest Papa?
- Chciałby się pan z nim zobaczyć?
Thomas potwierdził kiwnięciem głowy.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Cooper i O'Brain zdążyli zjeść spaghetti i nasycić się wyśmienitym chianti i dopiero wtedy uraczył ich swoją obecnością Wielki Papa.
Był to mężczyzna około pięćdziesiątki o masywnej budowie ciała i pokaźnym brzuchu. Siwe włosy miał zaczesane do góry, a na dłoniach błyszczały się złote sygnety.
Po serdecznym i jakże włoskim powitaniu przysiadł się do stolika i zapytał:
- Czym ci mogę służyć Thomasie? Zakładam bowiem, że nie odwiedziłeś mnie z czystej kurtuazji. i powiedz mi kim jest twój przyjaciel oczywiście, bo zdaje mi się że skądś go kojarzę. Pamięć mnie już jednak powoli zawodzi.