Wątek: Drzwi
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2014, 00:34   #3
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


-Gdy konie są głodne...

Przez okno mieszkania wpadało poranne, łagodne słońce przebijające się przez mglisty obłok. Małe mieszkanie skierowane było na wschód zmuszając jego mieszkańców do rannego wstawania pomimo zaciągniętych zgniłozielonych zasłon.
Nieznacznie jaśniejsze ściany pokoju zlewałyby się z tkaniną, gdyby nie ciemniejsze wzory. Bliżej niezidentyfikowane.

Po wielkości i wystroju pomieszczeń widać było, iż należą do nieco biedniejszej warstwy klasy średniej.
Świadczyła o tym chociażby niewielka ilość elementów dekoracyjnych - w tym pokoju nie było ani jednego obrazu. Była za to mała gablota z wystawionymi na pokaz ziołami oraz zdjęcie ich małej rodziny. Było wykonane w okresie przejściowym - kiedy jego ojciec zaczął pracować w Scotland Yardzie rezygnując z posady latarnika.


Dokładnie naprzeciwko gabloty wisiało gruszkowate lustro w szarej, drewnianej oprawie. Półnagi mężczyzna stojący przed nim przysunął pod nie swój stolik, na którym postawił metalową miskę z wodą.

- ... tak rzekła kochana... - zanucił naciągając prawy policzek pokryty kremem do golenia, by móc przeciągnąć po nim brzytwę.
Każdego dnia po wstaniu z łóżka przesuwał stolik, przynosił miskę z wodą, nakładał pędzlem z miękkim włosiem krem do golenia i dokładnie zbierał brzytwą to, co narosło przez całą dobę.

Takie było jego przekleństwo - szybko rosnący, gęsty, twardy zarost, zaś gentlemanowi nie uchodziło poruszanie się z fizjonomią kloszarda. Delikatny wąs, starannie przystrzyżona bródka czy baki to co innego, lecz Nathan nie był zwolennikiem takich ozdobników twarzy.

- ... więc siądź tu koło mnie... - kilkukrotnie uderzył twarz całą garścią wody dokładnie zmywając resztki kremu z pociągłej twarzy.
Spojrzał w lustro i przejechał dłonią po twarzy pod różnymi kątami, by ocenić efekt swojej pracy.

Oczy barwy najciemniejszych kasztanów krytycznie spojrzały na czarne, zbyt długie już włosy wyglądające już na zaniedbane. Koniecznie musiał wstąpić do fryzjera przed przybyciem z wizytą do barona.

Pewien znajomy Rascalowi szlachcic powiedział kiedyś, że każdy arystokrata bez ubrania wygląda jak parodia samego siebie, co było trafną ripostą na stwierdzenie, że nie szata zdobi człowieka.
Choć zapadnięte policzki i wydatne kości policzkowe w połączeniu z dumą wymalowaną na twarzy czyniły z niego podręcznikowego przedstawiciela sfer wyższych, to jego chudy tors z dziecięcymi mięśniami całą postać czynił groteskową.

- Koniecznie - mruknął do siebie lekko ściągając brwi w wyrazie dezaprobaty dla niesfornych włosów sterczących na czubku głowy.

- Nathanie - usłyszał głos, a jego uwaga natychmiastowo przeniosła się na otoczenie jego osoby stojącej w lustrze. Nie było w nim nikogo, więc błyskawicznie odwrócił się przypominając nieco sowę. Jego tułów obrócił się o wręcz śmiesznie duży kąt, zaś dolna połowa jego ciała została w niezmienionej pozycji.

- Mary? - zapytał rozpoznając głos.

- Napotkałaś na problem przy wyjeździe? - zapytał wyglądając przez okno.

- Mary... - wyjrzał za zamknięte do tej pory drzwi, lecz nigdzie jej nie było.
Więc jak mógł ją słyszeć? Bo przecież chyba ją słyszał. A może mu się tylko wydawało?

Im dłużej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że to tylko wytwór jego wyobraźni.
Pokręcił głową. Jeszcze tylko szybka kąpiel i mógł się ubierać.




Rzadko zakładał szapoklak. Działo się to wtedy, gdy wybierał się na przyjęcie, ale w obecnej chwili służył mu za osłonę tego, co wyprawiały z nim jego własne włosy.

Teraz wyglądał znacznie lepiej i nic dziwnego. Wydał na swój wygląd mnóstwo pieniędzy.

Trzyczęściowy, czarny garnitur ręcznie szyty na zamówienie wyprodukowany priorytetowo. Gdy producent dowiedział się, że Nathan ma w tym wystąpić na ceremonii u królowej Wiktorii, to o mało nie wycałował klienta po stopach. Rzucił wszystko, by tylko jego produkt był gotowy na pokaz dla samej królowej.
W tym samym zakładzie zamówił również białą koszulę ze stójką, czarny krawat, paltot w tym samym kolorze oraz chustę wraz z szalem z białego jedwabiu. Skórzane, czarne rękawiczki wykonał inny producent, ale polecony przez krawca, u którego składał zamówienie na prawie cały ubiór.

Podobna sytuacja miała miejsce w zakładzie obuwniczym. Spotkanie z królową Wiktorią Hanowerską było wytrychem do szybkiego uzyskania tego, czego się chce.
Dopasowane do stopy buty z czarnej skóry leżały idealnie i kosztowały tyle, że Nathan każdemu pucybutowi patrzy na ręce.

W zakładzie jubilerskim nabył złote spinki do mankietów wysadzane tak lubianymi przez królową Wiktorię gagatami. Sympatia królowej do tych kamieni sprawiła, iż moda spojrzała na nie przychylnie. Stały się bardzo rozchwytywane, ale też dość powszechne, co znacząco obniżało ich cenę.
Oprócz tego kupił złotą szpilę do krawata.

Od zegarmistrza wyszedł ze złotym, wysadzanym gagatami zegarkiem z dewizką, zaś ostatnią zakupioną rzeczą była hebanowa laska ze zdobioną rączką. Ten dodatek miał jednak swoją niespodziankę - ukryty wewnątrz miecz.

Stanął przed drzwiami wyjściowymi jeszcze raz sprawdzając czystość butów oraz własne dłonie z paznokciami, po czym wyszedł.

- Nathanie - ponownie usłyszał głos Mary, lecz tym razem zamknął spokojnie drzwi i odwrócił się mając w pamięci interesujący blask. Gotów byłby pomyśleć, że cierpi na identyczną przypadłość, co Makbet widzący zabitego przyjaciela, gdyby nie to, że Mary żyła.

- Interesujące - mruknął do siebie, po czym nie odwracając się za siebie poszedł do fryzjera, u którego był już kilka minut później. Siedział na krześle z katalogiem fryzur w rękach. Kiedy przyszła jego kolej usiadł na fotelu i wskazując na zdjęcie powiedział:

- W ten sposób poproszę.







Nie mógł zasnąć. Małe spotkanie z lordem Alfredem Tennysonem i Robertem Louisem Stevensonem przerodziło się w pokaźny bankiet wyższych sfer. Jedynie pan Stevenson nie należał do grona szlacheckiego, przez co był w towarzystwie nieco lekceważony przez wszystkich oprócz Nathana.
Dość długo rozmawiali o "Doktorze Jekyllu i panu Hyde", gdyż Nathan wręcz pochłonął tą pozycję książkową.

Naturalnie wieczór nie kręcił się wkoło rozmowy o jednej książce z jednym człowiekiem choćby była to najciekawsza dyskusja na świecie.
Na miejscu było trzech wicehrabiów, zaś większość osób stanowili baronowie. Zjawiło się też kilku baronetów, a Rascal był jedynym kawalerem i niższym pozycją był jedynie pan Stevenson.

Nie omieszkał przy okazji zaprzyjaźnić się z kilkoma osobami, a z jedną zwaśnić się do tego stopnia, że niemal doszło do pojedynku.
Wszystko za sprawą kobiety - dame Adrianne Rollins spoglądającej na Nathana przychylnym okiem, lecz o jej serce starał się baronet James Wellington.

Jak przystało na prawdziwego gentlemana Rascal uprzejmie poinformował swojego niedoszłego przeciwnika, że nie dotrzyma mu kroku w boju.
Baronet Wellington to człowiek ledwie przed trzydziestym rokiem życia dopiero uczący się szermierki, a oprócz przybywania na przyjęcia nie potrafi nic. Swój tytuł musiał odziedziczyć, ponieważ nie miał czym się wsławić.

Może w jednym był przodownikiem - baronet James Wellington był nieprzyzwoicie wręcz przystojny.
Słodki cherubinek - blondynek z przepięknie błękitnymi oczami. Kobiety wręcz kleiły się do niego.

- Nathanie - usłyszał ponownie, a kiedy podniósł głowę zobaczył blask za drzwiami i usiadł na łóżku.
Po części chciał ponownie położyć się i pójść spać, by następnego dnia ponownie stawić się w sklepie mistrza Li Xiaopinga, ale po części chciał pójść w stronę światła.

Przez chwilę siedział nieruchomo wpatrując się w drzwi, a następnie wstał niespiesznie i zaczął powoli się ubierać zaczynając od dołu z pominięciem butów do samej góry za wyjątkiem paltota, rękawiczek i szala, które zostawił sobie na sam koniec.
W jednej z szafeczek miał pastę do butów, więc najpierw dokładnie je wyczyścił, a następnie wypastował.

Dopiero wtedy dokończył ubieranie się.
Spojrzał jeszcze na swoją nową fryzurę budzącą znacznie więcej aprobaty niż stan tuż przed strzyżeniem. Przyjrzał się twarzy oraz ogólnemu wizerunkowi. Sprawdził swoje dłonie i paznokcie, by być całkowicie pewnym, iż są czyste.

Założył rękawiczki, a następnie chwycił laskę. Została tylko jedna rzecz do zrobienia: zdmuchnął ogień lampy naftowej.

Wyszedł z pokoju.


 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline