Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2014, 12:39   #21
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację

Jeleniogłowy ryknął potężnie i wybiegł przez bramę. Strażnicy stojący obok nie ruszyli się ani o krok. Jeden z nich upadł na kolana i zaczął bezgłośnie płakać. Drugi odwrócił się i ukrył twarz w dłoniach. Mimo tego, że bez żadnego problemu mogli pochwycić zbiega nie zareagowali. Jakby jakaś dziwna siła nie pozwalała im zrobić niczego innego poza rozpaczaniem.

Magnus wbiegł do stajni. Były tam wszystkie trzy konie. Żadnej z nich jednak nie został ani nakarmiony, ani uwiązany. Po prostu stały. Jednak w małym budynku był jeszcze ktoś. Mężczyzna ubrany w zielono purpurowe szaty szlacheckie. Właśnie wsiadał na konia Blanci i szykował się do odjechania. Cały był spocony. W jego oczach widoczny był strach. Gdy tylko spojrzał na najemnika otworzył usta i odetchnął jakby z ulgą.
Kilka sekund później do stajni wbiegł ktoś jeszcze. Płytowa zbroja, czarna narzuta z wielką literką „I”, kapelusz z szerokim rondem, oraz pistolet w dłoni. Mężczyzna uśmiechnął się i momentalnie wypalił z broni do nieznajomego, który próbował uciekać. Zupełnie ignorował obecność Magnusa. Kula wbiła się w kolano szlachcica, a ten spadł momentalnie z wierzchowca. Łowca czarownic dobył miecza i zbliżył się do mężczyzny jak wilk do rannej owcy.
- Mam cię… Treumench – powiedział cicho.
Dodatkowo Magnus miał wrażenie, że stał na torze lotu kuli, jednak niczego nie poczuł.


Bianca zareagowała nieco później niż Magnus. Gdy tylko podeszła do drzwi stajni wyszedł z nich mężczyzna, którego ujrzeli przez okno w jadalni. Ciągnął zakutego w kajdany dobrze ubranego, najprawdopodobniej szlachcica. Nie zareagował na akolitę, traktował ją tak, jakby jej tam w ogóle nie było.
Ni stąd, ni zowąd niedaleko studni pojawił się stos. Taki, na którym pali się heretyków oraz czarownice. Łowca zbliżył się do niego i szarpał za sobą szlachcica. Po chwili przywiązał go do pala i głośno powiedział.
- Hansie von Treumench, za używanie magii chaosu, kultywowanie mrocznym bogom, kazirodztwo oraz bycie wrogiem świętego Imperium skazuje cię na śmierć przez spalenie na stosie.
Mężczyzna w kapeluszu popatrzył w okno dworku. Stał tam Ludwig – ich gospodarz. Kiwnął jedynie głową, tak jakby dawał znak - Teraz! Zrób to!
Stos zapłonął…
Z dworku natomiast rozległ się krzyk rozpaczy.
W kilka sekund minęło kilka godzin…
Po stosie zostały już tylko popioły…
Nagle zapadła noc…
Ludwiga nie było już w oknie…



Leopold szedł nieświadomy niczego na górę. Ślady ciągnęły się cały czas w stronę jednego pokoju. Drzwi były otwarte. Gdy rzemieślnik podszedł bliżej ujrzał ciało młodej kobiety, którą widzieli na schodach. Kałuża krwi objęła już całą podłogę. Koło łóżka leżał pokrwawiony nóż, a na nadgarstku widoczna była rana po cięciu. Rozpruty brzuch Adeli von Liebnitz był pusty. Najwidoczniej zwierzoludź wypruł z niej dziecko. Pytanie tylko… przed tym jak popełniła samobójstwo czy po?
Na stoliku obok widniał list…


Zszokowany złotnik dopiero po jakimś czasie spostrzegł drzwi prowadzące do innego pomieszczenia. Były one również uchylone. Na dużym łożu leżał nieruchomo jakiś mężczyzna. Jego twarz przykryta była poduszką.
Wokoło rozrzucone były długie czarne pióra…
Było ciemno… jakby na zewnątrz panowała już noc…
 
__________________
Sanity if for the weak.

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 12-08-2014 o 12:54.
Aeshadiv jest offline