Leopold postąpił kilka kroków w kierunku kobiety. Jego umysł nie chciał przyjąć straszliwych obrazów do wiadomości. Gdzieś tam tłukła się myśl "Trzeba ją ratować", obijając się z beznadziejną desperacją o pręty klatki rzeczywistości, jak dziki zwierz wystawiony ku zabawie okrutnej tłuszczy w objazdowej menażerii. Jak można pojąć, że z miriad wyborów, myśli, zachwytów i łez, z pełni człowieczeństwa i siedziby godnej boskiego tchnienia w jednej chwili pozostała jedynie pusta skorupa ciała?
"Nie żyje". "Trzeba ją ratować" - dwie myśli rozpoczęły bój w głowie Leopolda, jak dwie ćmy walczące o dostęp do płomienia świecy - zwycięzca otrzyma agonię. Tak było i tym razem. Światło prawdy było bezlitosne. Leopold z jękiem osunął się na podłogę. W sztormie uczuć pracował jednak umysł precyzyjny i ku najdrobniejszym szczegółom od lat przyuczany, umysł, który patrząc na upapraną szlamem bryłkę układał szlify pod oprawy, tworząc projekty małych skarbów które zachwycą ludzi. Talent odkrywał swoje ciemne oblicze; szczegóły miejsca zbrodni wżerały się w pamięć, skąd wypełzną w pełne koszmarów noce.
Leopold spojrzał na rany kobiety jak na brzegi szlifu, dedukując, jakim narzędziem i z jaką wprawą posługiwał się nieznany rzemieślnik. Tak samo postąpił wobec mężczyzny. Na koniec, uważnie obejrzał pióra i list, zwracając uwagę nie tylko na treść, lecz również i formę. |