Kaspar, Ancar,Tissel
Stajnia, tak jak powiedziała kobieta znajdowała się na tyłach domu na końcu podwórza. Lichy budyneczek z krzywymi ścianami i dziurawym dachem. Lepsze to jednak niż spędzić noc na zewnątrz.
Cała trójka weszła do środka i już od progu uderzył ich fetor przepracowanego alkoholu oraz zgniłego siana.
Po lewej stronie, pod ścianą leżały trzy osoby. Sądząc po zapachu, jaki się wokół nich roztaczał byli pijani w sztok.
Znalezienie suchego miejsca w tej rozpadającej się ruderze nastręczało sporych kłopotów.
Gdy drużyna rozłożyła się już i przygotowywała do spania, Kaspar zauważył coś wiszącego u powały.
To, co coś to był jakiś niezwykle wyrośnięty nietoperz zamknięty w ludzkim ciele. Wzrostem dorównywał kilkuletniemu dziecku, a aparycję miał gorszą niż zielonoskórzy orkowie.
Wpatrywał się w przygotowujących się do spoczynku najemników, swoimi czerwonymi, świdrowatymi ślepiami.
Jorrah, Wezz
Gdy Jorrah wyjaśnił z kim krasnolud ma do czynienia, ten otworzył bramę i zaprosił ich do warowni.
Strażnica nie była może miejscem luksusowym, ale było tu ciepło, sucho i przytulnie mimo spartańskich, wojskowych warunków.
Krasnolud nie tylko poczęstował przybyszy miską gorącej kaszy z mięsem, ale także postawił przed każdym z nich kufel złocistego trunku.
Widać zawodowa lojalność była dla niego czymś nie tylko oczywistym, ale i koniecznym.
W warowni poza krasnoludem, który ich wpuściło było jeszcze dwóch przedstawicieli jego rasy oraz wysoki, człowiek - dowódca warty, który spał w najlepsze na koi pod ścianą.
Gdy najemnicy pałaszowali kaszę, krasnolud zapytał:
- A co was książę Wolfgang przeta on od dwudziestu lat ziemię gryzie. Co wy jakie nekrofile, czy inne hieny cmentarne? Mam nadzieję, że nie bo na porządnych ludzi wyglądacie.