Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2014, 18:37   #2
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Deszcz ustawał. Ostatnia błyskawica przecięła horyzont. Blask oślepiającego światła odcisnął pieczęcią czarny kontur. Podmuch szarpał poły jego płaszcza. Wznosił falujący materiał ku niebu. Owinięty kształt wybrał inną drogę. Wiodła między konarami drzew wprost na spotkanie z ziemią. Ostatni grzmot wstrząsnął światem. Zderzenie wybiło powietrze z płuc spadającej postaci. Przyćmiło jej świadomość.


Lekkość nieprzytomności przebijał szum liści, wiatr niosący z oddali pohukiwania nocnego zwierzęcia. Dwa głębokie wdechy, jeszcze trzy, zaciśnięcie zębów, uniesienie. Ból. Przeszył lewy bark. V syknęła. Bezruch był kojący, bezpieczny. Obserwowała zawieszoną wysoko białą tarczę. Prześwitywała zza chmur, spomiędzy rozcapierzonych pazurów drzewiastych istot. Blade światło, nikłe, nadawało włosom rozsypanym pod zsuniętym kapturem srebrzystą barwę. Miała wrażenie, że spadła właśnie stamtąd. Z rozpalonej zimnym ogniem sfery. Aż nazbyt możliwe.

Przed oczami przemknął jej cień, bezszelestny, skrzydlaty. Stopił się z ciemnością w leśnej koronie. Niebieskie tęczówki podążyły za nim, czytały mrok. "Jesteś". Po chwili udało się go dostrzec, siedzącą na gałęzi obłą sylwetkę. Dwa bezsenne stworzenia trwały w milczeniu. Jedno pierzaste, archetypowo mądre, z możliwością skręcania głowy w niepokojącym stopniu. Drugie podobne, choć bez piór, próbujące latać. O równie niepewnej mądrości, tendencji do pochopnych działań, które mogły spowodować nadmierny obrót szyi.

Odpowiedź ułomnego świata. Chaos wkradł się w wydarzenia, przeorał jej plan i poranił ciało. Chronił zło, rozsiewał entropie. Jego wojna dotykała każdego. Nie dało się uciec. Zwyczajnie trwać nie nosząc blizn. Dziewczyna wyrzuciła w bok ramię. Wbiła palce pomiędzy kępy trawy. Zacisnęła dłoń i przeciągnęła ku sobie, zbierając garść wilgotnej ziemi, zostawiając ślad na leśnej ściółce, pięć długich wgłębień. Zbliżyła pięść do twarzy i zacisnęła tak mocno, aż cała zawartość wysypała się na zewnątrz.

- Leżeć jak szmata, dobre. Dobre gdy robić w burdelu. - Zaczęła spokojnie, niemal filozoficznie. Głos nabierał impetu. - Nie, ta, branża!

Determinacja zmroziła młodzieńczą twarz. Spojrzenie przykryła szronem, bezwzględnym i zimnym jak lód. Usta ścisnęła w linie z siłą ścierających się kier. Wstała wsparta na mieczu, oparła plecami o drzewo. Uważnie szukała sposobu. Naparła bokiem na pień, szarpnęła ramię. Blisko, ponownie. Kość wędrowała w torbie stawowej uciskając nerwy. Rwała kłującym bólem. Przeszywała ciało i ścinała z nóg. Za mało. Jeszcze. Wybity bark z chrzęstem wrócił na miejsce.

- Rozgrzewka jak u Caleba. Nie. Te bywały gorsze. - Krople potu przesuwały się wzdłuż linii twarzy. Zgrabnych, harmonijnych, konturach cieszących zmysły. Dobrych dla malarza, jeśli chciałby oddać uwagę detalom profilu. Rozstawić sztalugi i... nie zużyć za dużo farby. Wysiłek odciągnął krew bliżej serca. V drżała, blada jak płótno.

Pierwszy krok miała za sobą. Jeden z tych łatwiejszych, oczywistych. Znalazła się w nieznanym miejscu, nieznanym świecie. Otoczona przez ciemność, pośród drzew, wysokich i posępnych. Nigdy nie widziała ich aż tylu. Konary trzeszczały, ich odnogi poruszały kołysane wiatrem. Co rusz któryś z mieszkańców zaszeleścił liśćmi. W oddali strzeliła gałąź. Tych, których spodziewała się zobaczyć jednak nie było.



Poświęciła sporo czasu na przeszukanie okolicy. Podczas spadania pogubiła narzędzia pracy. Odnalazła je rozrzucone po krzakach, w kałużach i błocie. Przy okazji udało jej się określić sprzyjający kierunek, tam gdzie roślinność stawała się rzadsza. Idąc tym tropem dotarła do traktu. Był szeroki, brukowany, ślad cywilizacji.

- No popatrz.- Powiedziała pod nosem, łagodnie. Pogoda też się uspokajała. Chmury odeszły. Niebo powoli szarzało.

Okryta płaszczem postać pewnie zmierzała przed siebie. Z tarczą na ramieniu i słusznej wielkości mieczem na plecach. Tylko żmij wybity na opancerzeniu spoglądał na wszystko złowrogo. Niezmiennie nienasycony.





W oddali wyrastało miasto. V rozglądała się za znakiem, który mógłby pozostawić jej towarzysz. Krwawnik nie sądził chyba, że sam przytnie aferę. Pewnie nawet nie wiedział, że poszła za nim w bramę. Powinien skumać. Czas spędzony razem sprawił, że stała się równie zawzięta. Stary osioł. Stary? Piąta dycha go zdybała. Dla niej był to wiek podeszły.

Spróbowała zasięgnąć języka na mijanej roli. Chłopi patrzyli spode łba, mocniej ściskali drzewce narzędzi. To chyba przez maskę, akcent, może brudny ubiór. Może nadmiar broni. Nadto się pospieszyła, widząc, że plan zamieszkiwali ludzie. Nie podzielali jej ulgi.

"Wrota Baldura", przynajmniej tego się dowiedziała. Gunther był ranny. Jeśli dotarł do miasta, z pewnością spróbuje szukać uzdrowienia. Może strażnicy go skojarzą. Twarz pospolita, gorzej ze smrodem. Płynął z palonych, suszonych liści. Nieustannie trzymał je w gębie. Prawie tak irytujące, jak drwiący uśmieszek i lekceważące podejście. Tylko pozorne, on zawsze był skupiony i bardzo niebezpieczny.


Dziewczyna stała na moście wiodącym do miasta oparta o mur chroniący przed upadkiem do wody. Dużo jej było, aż po kres widzenia. Solidna konstrukcja, bez udziału Dabusów. Nieprawdopodobne. Przyglądała się podróżnym. Miała nadzieję wychwycić znajomą sylwetkę. Minęły z trzy kwadranse, zanim uznała to za bezcelowe. Poszła ku bramie, zbliżyła do strażnika. Nie zdjęła osłony z twarzy. Zbieg mógł być każdym, przeklęty changeling. Nie chciała by poznał jej wygląd. Co wtedy? Następnego morderstwa dokona sobowtór? Tłumacz potem, żeś nie bariaur.

- Powitać. - Zagadała, dobierając słowa właściwsze okolicy, zasłyszane u chłopów. Szybko się wyczerpały. - Nie zakuł w ślepia śmiałek? Postawny, zbrojny, z raną na gębie i ćmikiem w jadaczce? - Czekała odpowiedzi. - Jest mi niezbędny.

Kontynuowała wywiad.

- Kto u was wyrywa czerwiom? Leczy znaczy. Przyjdzie mi sczaić kwatery. Ach i najważniejsze. - Ściszyła głos. - Ale to... śpiewka dla wyższych uszu. Bądź dobry i skieruj do szefa. Idzie o bezpieczeństwo, bezpieczeństwo mieszkańców.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 15-07-2018 o 20:54.
Cai jest offline