Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2014, 14:12   #71
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Peter Price, gdy już postanowił komuś zaufać, zwykle ufał bez zastrzeżeń i tak długo, jak było to możliwe. Dekady doświadczenia w podobnych wyprawach nauczyły go, że tak było zwyczajnie wygodniej, szybciej i efektywniej. Snucie paranoicznych domysłów i polowanie na czarownice we własnych szeregach opóźniało i rozpraszało, bardziej niż potencjalne zagrożenie ze strony zdrajcy. Wystarczył zwyczajowy sen z jednym okiem otwartym, ot tak, zwyczajowo, by nie skończyć z poderżniętym gardłem. Szczur wcześniej czy później stawał się nieostrożny... i wtedy Jednooki zwykł załatwiać sprawę szybko i bez zbędnych ceregieli.

Prawa strona klatki piersiowej. Kiepsko, celował w głowę. Gdyby nie kula z rewolweru Morte, sukinsyn mógłby zdążyć strzelić. Pete posłał pinkertonowi pełne niechętnego podziwu spojrzenie, które miał zarezerwowane dla młodzików, którym czasem udawało się ograć go w karty.

Kolejny strzał, uciszający wrzaski szeryfa nieszczególnie go zdziwił. Ktoś go wyręczył i był temu komuś wdzięczny. Odwrócił się w tamtą stronę, a gdy zobaczył co się dzieje, podszedł do Harrisa i stanął obok przyglądając się zwłokom nieszczęsnego Tiggeta.


- Zrobiłeś co trzeba. Teraz podnieś broń, chłopcze, ludzie patrzą. - szorstkiemu szeptowi Petera Price'a towarzyszył odór przeżutego tytoniu i gnijących zębów. Wciąż liczył że młodzik weźmie na siebie upierdliwy obowiązek prowadzenia watahy, więc powstrzymał się od kładzenia mu ręki na ramieniu czy innych ostentacyjnie protekcjonalnych gestów.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 18-08-2014 o 14:47.
Gryf jest offline