Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2014, 16:46   #72
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wyrwij krzywdzonego z ręki krzywdzącego, a gdy sądzić będziesz, nie bądź małodusznym!

Wielebny zareagował za późno, lecz na szczęście Price i Morte byli czujni, i jednocześnie posłali dwie kule prosto w zdrajcę. Siła pocisków posłała Mullera na glebę, a jego koszula zabarwiła się na czerwono. Kropla potu spłynęła z czoła rewolwerowca, który czuł się powoli lekko zmęczony. Tylko tak mógł wyjaśnić swoją wolniejszą reakcję na toczące się wydarzenia. Gniew i zaskoczenie malowało się na jego twarzy, bowiem wcześniej nie podejrzewał nikogo, o zdradę. Patrzył na umierającego Szopa, i prawie mu było żal tego sukinsyna. Prawie. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi - powiadają, i można było się przekonać jak wiele było w tym prawdy. Trzeci wystrzał, spowodowany ręką zdrajcy, wymierzony był w Pannę Reed, lecz tym razem kula zamiast sięgnąć celu spudłowała. Wielebny przeżegnał się, w duchu dziękując za opatrzność stwórcy.
Kolejny strzał padł. Tym razem lufa rewolweru Panicza Harrisa, jak lubił o sobie mówić, dymiła. Przy jego nogach leżał martwy szeryf, lecz strzelający sprawiał wrażenie, jakby to co zrobił, zaczynało mu ciążyć na duszy. Wielebny schował pistolet do kabury, sam zaskoczony swoją reakcją, i skierował swoje kroki ku martwemu Tiggetowi. Spojrzał na trupa, i pomodlił się w milczeniu za duszę, tego dzielnego człowieka. Nie odzywał się, bowiem cóż mógł rzec więcej. Pościg stał się klątwą, która zaczynała pochłaniać ich jednego po drugim. Noc, która sprzyjała Diabłowi była tuż tuż, i Jeremiaha miał przeczucie, że wielu z nich nie dożyje świtu. Gniew w nim zawrzał, na samą tą myśl, lecz zdołał rzucił :

-Pamiętaj, proszę, iż uczyniłeś mnie z gliny i sprawisz, że wrócę do prochu.. Oby Święty Piotr osądził Cię sprawiedliwie… - a po tych słowach uklęknął nad Tiggetem i zamknął mu oczy.

Spojrzał na Harrisa twardo, lecz nie dlatego że miał do niego żal o to co uczynił, ale dlatego że teraz Panicz musi pokazać z jakiej gliny jest urodzony. Miał przewodzić temu stadu, a skoro wataha potrafiła jeszcze gryźć, polowanie nie jest zakończone.
Choć Johnston miał doświadczenie, nie nadawał się na lidera czy dowódcę. Całe życie chodził solo, i całe życie był samotnym wilkiem. Umiał się jednak dostosować do sytuacji i poddać pod rozkazy, jeśli ten ktoś był kompetentny. Harris wyglądał na takiego. Kiwnął mu tylko głową, że on stoi za nim i że szanuje to co zrobił. Wymagało to naprawdę silnej woli. Zabić swojego towarzysza nigdy nie jest łatwo.

Nie zamierzał się wycofywać i aby się pobudzić, sięgnął po manierkę schowaną pod połą płaszcza. Otworzył wieko i napił się porządnego łyka. Mocny zapach alkoholu doszedł do jego nozdrzy, a procenty wlane w jego ciało, zaczęły je rozgrzewać. Po raz pierwszy od ranka napił się czegoś mocniejszego, więc wziął drugi łyk. Emocje powoli zaczynały z niego schodzić, choć wzrok nadal miał czujny a i dłoń, niebezpiecznie trzymana była w pogotowiu. Drugi raz zaskoczyć nie da się.

Swoje kroki skierował do Panny Reed i Pana Olsena, którzy zajmowali się ciężko rannym mieszańcem. Rana wyglądała paskudnie, choć Shilah nie wyglądał na takiego, który podda się bez walki. Zapewne nie spieszno mu było do bram raju, choć nadzieja że się wyliże nie była za wielka.

-Trzeba go zabrać stąd...i znaleźć jakieś spokojniejsze miejsce.. - rzucił w stronę reszty pokazując rannego...-Paniczu Harris...co Pan proponuje..? - zapytał na koniec
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline