Amélie nie była rannym ptaszkiem. Trzykrotnie wyłączała budzik, który próbował postawić ją na nogi równiutko, co 12 minut. Po czwartej drzemce postanowiła w końcu wygramolić się spod ciepłej kołdry, pod którą chowała się przed światem. Jej zachowanie wywołało oburzenie czarnej kotki śpiącej na brzegu łóżka. Zniesmaczony postępowaniem właścicielki zwierzak miauknął z dezaprobatą, po czym odwrócił się ogonem pokazując tym samym, co o niej myśli i smacznie zasnął.
Ziewnęła przeciągle i spojrzała na wiszący na ścianie stary zegar, dochodziła dziewiąta. Gdyby nie to, że festiwal organizowany przez Panią Porzeczkę był jedyną atrakcją w tym miasteczku na pewno nie wstałaby tak wcześnie w dzień wolny od pracy, a tak, głupio było przespać kulturalne wydarzenie roku. W takich momentach brakowało jej Francji. Tęskniła za tętniącymi życiem uliczkami Paryża, które tak dobrze znała, i z którymi wiązało się wiele wspomnień.
Namowice nie były może najciekawszym miejscem na świecie, wiedziała jednak, że aktualnie jest to jej miejsce. Przecież nic nie dzieje się przypadkiem.
Poranna toaleta i wypicie mocnej, gorzkiej kawy zajęło jej niespełna piętnaście minut. Kolejny kwadrans poświęciła na ubranie się i delikatny makijaż, po czym zarzucając na ramię sporą, skórzaną torbę z frędzelkami wyszła z mieszkania.
Kilkanaście minut przed dziesiątą na rynku, który powoli zaczynał zapełniać się odświętnie ubranymi mieszkańcami miasteczka pojawiła się Amelia. Wysoka, szczupła kobieta z rozwianymi włosami wyglądająca trochę jak hipiska wyróżniała się na tle innych. Ubrana była w długą, zieloną sukienkę w kolorowe kwiaty, za duży brązowy sweter i nieco zużyte, krótkie sztyblety.
Usiadła po turecku na jednej z ławek na skraju rynku i jedząc jabłko obserwowała ludzi. Coś wisi w powietrzu. Czuła to od dawna, ale teraz, to przeczucie wydawało się silniejsze niż zwykle.
__________________ "You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one" |