Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2014, 01:44   #110
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Sophie westchnęła i spojrzała na Susan.
- Musimy zdać się na szczęście i mieć nadzieję, że w tych ruinach znajdziemy coś do jedzenia, co jest zdatne.
-Dobrze…- rzekła cicho Susan wyraźnie zmęczona i osłabiona, zarówno utratą krwi, jak i wysiłkiem.
Sophie skinęła głową. Spojrzała na najbliższy dom i skierowała się w jego stronę. Mogła mieć tylko nadzieję, że w środku znajdzie to, czego poszukiwały, już nie ze względu na siebie samą, ale ze względu na Susan… Może będzie tam też więcej opatrunków, jako że jej apteczka nie była bez dna.
Susan nie weszła do domu.. Usiadła na werandzie, blada i wyczerpana. I wyraźnie pozbawiona sił. Sophie zaś musiała użyć drewnianego krzesła by stłuc szybę i wedrzeć się do środka na wpół zrujnowanego i zdewastowanego budynku. Znalazła się w pokoju gościnnym z dużym telewizorem plazmowym na ścianie i kominkiem. Puchaty brązowy dywan, jak wygodną sofę pokrywały duże brązowe plamy zaschniętej krwi.
Sophie nie była zszokowana widokiem, jako że przez cały ten czas została przyzwyczajona do podobnych, jednak sofa z jakiegoś powodu przypominała jej łóżko hotelowe, z którego wyszedł jej prześladowca… Odrzuciła na razie te myśli na bok, jako że miała ważniejsze sprawy teraz na głowie. Susan musiała coś zjeść, aby nabrać sił, a opatrunki musiały zostać zmienione. Skierowała się do kuchni w poszukiwaniu jedzenia…
By tam dojść przemierzyć musiała wyjątkowo ciemny korytarz łączący oba pomieszczenia.
Niewiele pomagała z tym mrokiem latarka, świecąc słabo i migając co chwila. I to mimo faktu, że na pewno były w niej nowe baterie. W dodatku te piski… szczurze, mysie piski, które słyszała zbliżając się do kuchni. Smród odchodów i brzęk much… Szyby okienne były ekskrementami zasmarowane, więc nie dość że panował mrok w kuchni, to jeszcze atmosfera była dusząca. Ale biały prostokąt lodówki, był widoczny w świetle latarki.
Sophie miała małą nadzieję znaleźć w niej coś zdatnego do jedzenia. To byłoby zaiste ironiczne, gdyby kobiety nie dały się potworom tego świata, a jego jedzeniu. Niemniej podeszła do lodówki i ostrożnie uchyliła ją.
W nozdrza Sophie uderzył odór… większość produktów już gniła, jako że niezrządzenie było zasilane prąd od dłuższego czasu. Mleko zsiadło, mięso gniło, podobnie jak szczur który się tu zabłąkał… większość pieczywa pokrywała pleśń. A piski były coraz głośniejsze.
Fotografka zamknęła silnie drzwiczki od lodówki i spojrzała na szafki. Nie… pewnie szczury już od dawna urzędowały w suchym prowiancie i nawet jeżeli coś zostawiły, to pewnie było ono pokryte ich ekskrementami. Sophie postanowiła więc spróbować swojego szczęścia z opatrunkami i innymi środkami pierwszej pomocy w łazience.
I ruszyła powoli schodami na górę… łazienka była mała i ciemna, ale przeszukiwanie jej przyniosło rezultaty. Były środki czystości i były bandaże. Tymczasem jednak usłyszała odgłosy toczenia czegoś po parkiecie, głośne piski… i wreszcie chrobot przy drzwiach łazienki w której była.
Sophie od razu wyciągnęła broń i wycelowała w stronę drzwi. Jednocześnie rozejrzała sie po łazience w poszukiwaniu okna, przez które mogłaby wyjść na zewnątrz i jakoś… zejść na dół.
W łazience było niewielkie okienko, przez które z trudem by się przecisnęła. Ale już nie z plecaczkiem. Tymczasem chrobotanie stawało się coraz głośniejsze. A piski liczniejsze.
Kobieta zdjęła plecak i postanowiła go po prostu rzucić na dół, a po nim sama przecisnąć się przez okienko. Nie miała zamiaru tu dłużej zostawać…
Wspinaczka w dół zajęła jej chwilę, wspinaczka po rynnie.. która na szczęście była blisko okna. Sophie schodziła z niej przerażająco długo… na szczęście przegryzienie się przez drzwi owym gryzoniom, też zajęło chwilę. Nie widziała ich… słyszała tylko piski, gdy znalazła się już na dole.
Chwyciła plecak i puściła się pędem do Susan.
-Co się stało?- zapytała z blady uśmiechem Susan widząc nadbiegającą Sophie.
- Spotkanie z masą szczurów, które przegryzały się przez drzwi. - wyjaśniła szybko Sophie. - Przenieśmy się na inną werandę, ja w innym domu poszukam prowiantu i jeszcze mam czym cię znowu opatrzyć. Możesz wstać?
-Tak… chodźmy.- rzekła nerwowo Susan i wstała szybko.- Ciebie szczury ścigają?
- Bladego pojęcia nie mam. - Sophie pomogła Susan iść w stronę innego domu. - Chciały przegryźć się przez drzwi do mnie, jak szukałam środków pierwszej pomocy. Nie miałam ochoty sprawdzać co będzie dalej.
-A gdzie potem ruszamy dalej? Szukałam ale… nie znam tego miejsca i nie natrafiłam na ślad Heaven’s Hills.- odparła Susan, gdy już dochodziły do kolejnego budynku.
- Poszukam jeszcze więc, może znajdę jakąś mapę… - usadziła Susan na kolejnej werandzie. - Muszę zmienić opatrunki..
-Dobrze…- powiedziała Susan podwijając ubranie. Rana była dość głęboka, na szczęście omijała ważne organy. Niemniej bardzo krwawiła.
Sophie zdjęła stare opatrunki i jak najlepiej umiała zastąpiła je świeżymi dezynfekując najpierw ranę i oczyszczając ją. Po tym zajrzała do plecaka. Czy aby w nim nie powinna mieć trochę batoników?
Niestety już wczoraj się skończyły.
- Zaraz wrócę. - obiecała kobieta Susan i weszła do środka tego domu z bronią w pogotowiu. Żeby tylko znaleźć jakieś suche lub zapuszkowane pożywienie… i mapę.
Ten dom..okazał się należeć, co miłośnika polowań. Bowiem po otwarciu drzwi werandy, w oczy Sophie rzuciły się...trofea myśliwskie w postaci głów jeleni i lisów, oraz wypchana kaczka.
Gdy przemierzała dom, nagle włączył się telewizor i na śnieżącym się ekranie pojawiła się znana twarz.

-Tęskniłaś za mną?- zaśmiał się.
- Chyba śnisz. - mruknęła Sophie.
-Niestety nie… nie sypiam.- zaśmiał się histerycznie.- A wy jesteście w złym miejscu i w złym czasie. To obecnie tereny maga i jego pieszczoszków. Wściekły jest biedaczek, bo mu ofiara uciekła. Dlatego chętnie was zabije. Nie mogę do tego dopuścić. Jesteś mi zbyt droga. Nie mogę też… wkroczyć na jego tereny. Jeszcze nie. Ale mogę ci pomóc. Tylko tobie. Tę drugą lepiej tu zostawić, na przynętę dla sługusów Maga i Koła Fortuny.
- Naprawdę sądzisz, że ją zostawię jako bezbronną ofiarę? - oburzyła się Sophie.
-Dlaczego by nie. Robiłaś już tak raz czy dwa. Robiłaś gorsze rzeczy.- zaśmiał się potwór w telewizorze. - Piwnica jest twoim celem. Ten koleś tam trzymał swoje najcenniejsze trofea. Problem w tym, że musisz się do niej włamać. Albo znaleźć klucze.
- Pójdę tam… ale nie myśl, że zostawię Susan - mruknęła Grey.
-Zostawisz… gdy pobędziesz tu chwilę. Zostawisz jak każdą inną kotwicę za sobą.- odparł ze śmiechem potwór. I telewizor zamarł.
Nie było sensu się z nim sprzeczać. Sophie wiedziała, że nie jest taka, jaką ją potwór malował. Nigdy nikogo nie pozostawiła w takiej sytuacji, nigdy nikogo nie zabiła. Skierowała swe kroki do kuchni w poszukiwaniu jedzenia, ale także kluczy do piwnicy, które mogły zostać powieszone właśnie tam.
Ta kuchnia wyglądała nieco lepiej i choć w lodówce wiele towarów było nieświeżych, to jej właściciel lubił suchary, oraz jedzenie w puszkach. I wodę butelkowaną. Ale nie klucze.
Sophie spakowała do plecaka żywność i wyszła z kuchni. Zanim wróciła do Susan rozejrzała się jeszcze po pokoju w poszukiwaniu jakiejś mapy, która dałaby im odniesienie.
O dziwo...znalazła taką. Tyle że jej przydatność była… zerowa. Sophie na pewno nie znajdowała się Kalifornii.
Grey westchnęła i wyszła na werandę do Susan.
- Mapa jest, ale Kalifornii… za to znalazłam jedzenie. - wyciągnęła z plecaka żywność i wodę.
-Przyda się?- spytała Susan, choć bez przekonania.
- Nie sądzę, abyśmy były w Kalifornii… - westchnęła Sophie. - Ale przynajmniej jest jedzenie. W tym domu pewnie znajduje się też piwnica, warto by było ją sprawdzić.
-Skąd wiesz? - zapytała znienacka Susan i zamyślona dodała.- Nie lubię podziemi. Od nich się zaczęło.
- Tak mi się wydaje - skłamała Sophie. - A tu nie ma takich ilości szczurów, jak było w tamtym domu , co daje szansę możliwej piwnicy. U mnie zaczęło się od.. hotelu. A później poszło już samo. Nie wspominając o tym, że ktoś włamał się do mojego domu w tym… naszym… świecie.
-No to chodźmy.- rzekła bez Susan i obie ruszyły do środka domu. Jednakże po krótkim przeszukaniu parteru stanęły naprzeciw drzwi do piwnicy. Wzmocnionych pancernych drzwi, zaopatrzonych w zamek z dwoma dziurkami na klucze.
-Nie wiem co znajdziemy w takiej… piwnicy.- stwierdziła niepewnie Susan.
- Może przynajmniej trochę broni… -Grey rozejrzała się po pomieszczeniu. - Tylko trzeba by klucze znaleźć, bo rozumiem, że włamywać się nie potrafisz?
-Nie.. Nie umiem. Przeszukałyśmy cały parter, więc klucze są pewnie na piętrze.-stwierdziła Susan. Cały parter poza garażem, również zamkniętym.
- Sprawdźmy więc piętro, może przy okazji znajdziemy klucze do garażu…
-Dobrze…- zgodziła się Susan i weszły na piętro całkiem zadbanego domu. Minęły dwa pokoje córek… zapewne jednej nastolatki, drugiej w wieku szkolnym. Pobieżne przeszukanie ich niewiele dało. Ot typowe pokoje jasnowłosych dziewczynek, jeden pełen jednorożców i misiów, drugi plakatów z idolami muzycznymi. Nie było jednak samych dziewczynek. I może to i dobrze. Bo potem znalazły gospodarza domu, przywiązanego do łóżka i z brzuchem rozprutym ułamanym rogiem jelenia, który tkwił w ranie.
-Chyba zwymiotuję.- odparła blada Susan i odwróciła wzrok.
- Wyjdź z pokoju, ja poszukam… - zaoferowała Sophie zaciskając zęby. Weszła głębiej do pomieszczenia rozglądając się uważnie i przeszukując je. Gdzie te cholerne klucze…
Nie znalazła ich w szafie, ni w nocnej szafce przy łóżku, ni w szufladach biurka. Nie… tam były dokumenty świadczące, że Greg Harisson leżący na łóżku jest radnym miejskim oddanym swej miejscowości i wielokrotnie nagradzanym. Ale kluczy w meblach nie znalazła.
Spojrzała na denata i w żołądku jej się przewróciło. Policzyła do dziesięciu i podeszła do ciała. Wyciągnęła drżącą rękę w jego stronę, aby je przeszukać…
Klucze nie tkwiły niestety w jego kieszeniach. Gdy była blisko dostrzegła błysk metalu w jego trzewiach. Ktoś rozmyślnie rozpruł jego żołądek i wsadził klucze w treść.
Sophie zaklęła w myślach. Oczywiście, jak mogło być inaczej? Po dłuższej chwili wahania z obrzydzeniem, wywracającym brzuch na lewą stronę, włożyła dłoń w rozpruty brzuch, aby wyjąć zeń klucze.
Kiedy wyszła do Susan była blada i roztrzęsiona, ale w ubrudzonej krwią dłoni trzymała klucze.
- Za… Załatwione…
-Chodźmy więc…- rzekła w odpowiedzi Susan i obie szybko zeszły do piwnicy. Otwarcie drzwi zajeło chwilę. Następnie było krótkie zejście po schodach i spotkanie oko w oko z trofeami w pokoju myśliwskim. Czy też myśliwskiej samotni. Tym razem jednak nie jelenie, czy lisy.. tylko puma i mężczyzna w średnich wieku o zarośniętym obliczu, kobieta o pokrytej zmarszczkami twarzy, człowiek z blizną. Oprócz pumy i niedźwiedzia, wszystkie inne wiszące tu trofea były ludzkimi głowami. Poza nimi była tu jednak broń myśliwska i klucze do garażu.
Grey złapała dwie sztuki broni myśliwskiej wraz z amunicją, z czego jedną podała Susan. Wzięła klucze do garażu i skierowała się do wyjścia.
- Wystarczy nam tego… Sprawdźmy jeszcze garaż…
W garażu nie było nic strasznego na szczęście. Był za to całkiem sprawny i solidny środek transportu. Opancerzony Jeep.

Z kluczykami w stacyjce. Wręcz przygotowany do ucieczki.
Musiały się stąd ruszyć, nie miały innego wyboru. Wyjechać stąd... tylko dokąd? Silver Ring, ale jak tam dotrzeć? Na razie Sophie miała zamiar wyjechać na tyle, aby móc zorientować się w trasie... Musiały być przecież jakieś znaki drogowe, które by w tym pomogły.
Jedno było pewne. Nie zostawi Susan, tak jak sugerowało to jej nemezis.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 19-08-2014 o 14:29.
Zell jest offline