Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2014, 15:25   #4
Irethyo
 
Irethyo's Avatar
 
Reputacja: 1 Irethyo nie jest za bardzo znany
Rosalie mieszkała w Namowicach już od prawie pół roku, lecz nadal nie zdążyła się zadomowić. Tak naprawdę nie czuła się jak u siebie w domu. Wciąż tęskniła za Londynem, za swoim małym mieszkankiem i sklepikiem. Była do niego przywiązana, ale wiedziała, że w Polsce jest potrzebna. Jej jedyny przyjaciel potrzebował pomocy, a ona nie mogła go tak zostawić. Chociaż pojawiały się też jakieś plusy z mieszkania w Polsce. Okolice były całkiem ładne, nie czuła się tak samotnie i przecież miała dach głową. Mimo, że nie był to Londyn, nie było aż tak źle.

Za oknem słońce dopiero wschodziło na horyzoncie. Rosalie wstała bardzo wcześnie (jak zwykle) i od razu poszła zabrać szybki prysznic. Nie lubiła spania do południa ani marnowania swego czasu, więc nie ociągała się ani ze wstawaniem z łóżka, ani z poranną toaletą. Tego dnia w Namowicach odbywał się festyn. Jedyna atrakcja dla miejscowych ludzi, więc kobieta obstawiała, iż na rynku będzie bardzo tłoczno. Nie przepadała za ulicznym gwarem czy chaosem. Wolała zacisze domowe, swój własny kącik, ale postanowiła iść i zobaczyć, co się dzieje w centrum miasteczka. Choć ten jeden raz chciała, aby jej dzień był nieco inny niż większość poprzednich, które spędzała na praktykowaniu nowych zaklęć z jedynej magicznej księgi, którą dostała od dziadków, uczeniu Jerycha, przechadzaniu się po okolicach i odwiedzania miejscowego antykwariatu. Może akurat spotka znajomego właściciela ów sklepiku - pana Grabarczyka, albo Jerycha wraz z Sarą? A może pozna kogoś nowego? Kto wie, co przyniesie ten dzień. Musi spróbować i wyjść do ludzi.

Do rozpoczęcia festynu było jeszcze kilka godzin. Rosalie zabrała się więc za podlewanie swoich roślin w domu i ogródku, a resztę czasu spędziła na przyswajaniu wiedzy ze swej cennej księgi. Ubrana w nieco za duży, granatowy sweter, dopasowane jeansy i trampki wyszła z domku, kierując się w stronę miasteczka. Na ramieniu przepasaną miała czarną torbę, do której włożyła dokumenty i książkę (założyła, że może być nieco nudno, więc w razie czego będzie mogła choć poczytać). Kiedy dotarła już na rynek, zobaczyła dokładnie to, o czym myślała. Sporo rodzin z dziećmi przepychających się wokół dopiero co rozkładających się straganów i sklepików, harmider i chaos, a więc to, co lubiła najmniej. Porozglądała się chwilę, lecz nic specjalnego ją nie zainteresowało na dłużej niż parę minut. Postanowiła pójść do parku na jakiś czas, aby w spokoju poczytać książkę, a może potem na rynku zacznie dziać się coś ciekawego. Tak więc chwilę później brązowowłosa czarodziejka siedziała na jednej z ławek w zacisznym miejscu i zaczytywała w lekturze.
 
Irethyo jest offline