Wątek: Drzwi
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2014, 18:55   #7
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nathan przez chwilę stał nieruchomo. Wyjątkiem były jego oczy powoli przenoszące się z jednej części sali na drugą. Pociągnął nosem kilka razy starając się wyczuć jakieś trujące lub nieznane mu substancje. Powąchał rękawiczkę i swoje prawe ramię. Nie było niczego, co mógłby uznać za halucynogen.
Spojrzał na dwóch mężczyzn w skali dziwności plasujących się w okolicach miejsca, w którym się znalazł. Szlachcic i żołnierz z bronią, której jeszcze nigdy nie widział.
Wyjrzał przez wielkie okno upewniając się, iż nie popełni faux pas, zdjął rękawiczkę z prawej dłoni i podszedł do szlachcica.

- Dzień dobry. Sir Nathan Patrick Rascal. Panowie raczą być fizycznymi emanacjami wyrzutów mojego sumienia? Bardzo mi miło.

Duncan przez moment sądził, że jakimś cudem znalazł się na balu maskowym, których uczestnikom jakby pomyliły się epoki. Dziewiętnastowieczny (na oko) szlachcic i żołnierz, w stroju rodem z inwazji na Normandię.
Ale, bez względu na wszystko, należało zrobić dobrą minę do złej gry.

- Duncan MacAlpin, baron of Aden - przedstawił się równie oficjalnie i podał rękę. - Również mi miło, chociaż nie poczuwam się do bycia czyimś wyrzutem sumienia - sprecyzował.

- Zatem nie pan Hyde… - wtrącił Rascal i wyciągnął rękę do żołnierza:
- Sir Nathan Patrick Rascal. Interesująca broń. Czy panowie łaskawi będą oprowadzić po halucynacji?

- Wspaniale zachowany egzemplarz - wtrącił Duncan. - A może to replika? Należy pan do grupy rekonstrukcyjnej? - spytał.
Chociaż nie bardzo wiedział, po co na bal maskowy przynosić tony żelaztwa.

"Jasna cholera" pomyślał Brian i żeby było śmieszniej, nie zauważył od razu dwóch mężczyzn którzy też byli w niebie. Pierwsze myśl Briana była prosta i nieskomplikowana. Niemcy go załatwili, a on poszedł do nieba. Jak widać, jednak Niemcy byli pomiotem Szatana i za ich zabijanie czekało niebo. Na wszelki wypadek nagryzł język, bolało. W niebie nie powinien czuć bólu.
"A więc to gaz." przepłynęła mu przez głowę druga myśl, kiedyś Jack kiedy jeszcze byli na statku opowiadał o jakiś halucynogennych niemieckich gazach. Nie mógł tego inaczej wytłumaczyć, pewnie w kościele trwa teraz jakaś walka, albo koledzy próbują utrzymać go przy życiu. Z zamyślenia wyrwały go jakieś głosy. Najlepszy było to, że halucynogenne omamy ze sobą rozmawiały, a jeden to nawet sam uważał że on i ten drugi to halucynacje. Gdy do niego podszedł, Brian cofnął się kilka kroków i wymierzył w nich.

- Ręce do góry i pod ścianę... Co ja tu robię? Jesteście anglojęzycznymi Niemcami? To jakiś rodzaj przesłuchania? Nic wam nie powiem, nie oddam też broni. Ręce tak żebym je widział.

- Panie Duncanie, czy panu tako jak i mnie wydaje się, iż ów dżentelmen nie jest wobec nas zbyt uprzejmy? - zapytał Nathan cofając wyciągniętą dłoń i nic nie robiąc sobie z żądań żołnierza.

- Jak najbardziej, sir Nathanie - potwierdził Duncan. - Nie mówiąc już o tym, że obraża nas porównaniami do Niemców. Przesłuchanie... - Z niesmakiem pokręcił głową. - Też sobie wymyślił. Całkiem jakby miał cokolwiek ciekawego do powiedzenia.

Żołnierz zawahał się, to wszystko wychodziło poza granice jego rozumowania. Był prostym hydraulikiem, jeszcze prostszym żołnierzem. Nie wierzył w możliwość teleportowania się w czasie i przestrzeni. Uniósł lufę karabinu nieco nad głowy mężczyzn i oddał pojedynczy, ostrzegawczy strzał. Browning wydał z siebie charakterystyczny dźwięk i wypluł kulę, która poleciała do nieba.

- Nie ruszajcie się! Ostrzegam... - rozejrzał się za jakimś przejściem bądź drzwiami, a potem począł się w jego stronę wycofywać.

- Ech, ci Amerykanie - powiedział Duncan. - Jakimś dziwnym trafem obycie towarzyskie nigdy nie należało do ich zalet.
Nie miał pojęcia, czy to sen, halucynacja (jak twierdził sir Nathan), jakaś sztuczka Tabithy czy dzieło kosmitów.
Rozejrzał się dokoła, w poszukiwaniu ukrytej kamery, a potem postanowił zachowywać się tak, jakby to wszystko działo się naprawdę. Tak na wszelki wypadek.

- Zaiste zadziwiający musi to być naród. Czyżby zdziczeli? Cofnęli się do poziomu naszych praprzodków? Proszę zaprzestać albo zmuszony będę potraktować zachowanie pańskie jako osobisty afront.

Duncan domyślił się, że ostatnie zdanie, wypowiedziane przez sir Nathana skierowane było do amerykańskiego żołnierza, któremu, nie wiedzieć dlaczego, zdało się, iż otaczają go wrogowie.

- Zdziczeć to nie zdziczeli - powiedział - ale za dużo energii wkładają w rozwój techniki, a zdecydowanie za mało w rozwój kultury. Niestety to się potem mści na ich zachowaniach.

Drzwi, jak się okazało, były. Ozdobione złotem, pomalowane na jasny, kremowy kolor, stanowiły ukoronowanie komnaty, w której znaleźli się mężczyźni. Aby do nich dotrzeć należało pokonać dwanaście stopni wykonanych z białego marmuru i zabezpieczonych po obu bokach kunsztownymi, pozłacanymi balustradami. Nad samymi drzwiami pyszniła się tarcza zegara o piętnastu ramionach, każdym poruszającym się we własnym tempie i kierunku.
Gdy żołnierz dotarł do pierwszego stopnia, rozległ się dźwięk dzwonu, a w chwilę po nim skrzydła drzwi zostały otwarte ukazując stojącą w nich istotę.


- Godzina wybiła - oznajmiła głosem, który każdy z nich był w stanie rozpoznać gdyż miał on brzmienie wołania, które dobiegało z blasku. - Nastała pora spełnienia. Przejdźcie i wybierzcie swą pierwszą próbę.
Jej dłoń trzymająca srebrne lustro, wskazała na białą mgłę, która się za nią kłębiła.

Wezwanie było jasne, ale fakt, że dotyczyło również żołnierza, niezbyt Duncanowi odpowiadał. Nerwowy człowiek z bronią palną... A nuż nie będzie wiedzieć, w którą stronę celować? I do kogo?
A może... może się szczęśliwie okaże, że mgła pokieruje wojaka w całkiem inną stronę. W każdym razie Duncan uznał, że lepiej będzie, jak żołnierz sobie pójdzie, a gdy będzie daleko, to i oni będą mogli spróbować przejść przez drzwi.

Nathan ruszył niespiesznie po schodach zachowując się tak, jakby nie było na nich żołnierza. Stanął nieopodal kobiety.
Maniera nakazywała zastosowanie się do krótkiej pauzy, podczas której kobieta mogła wyciągnąć dłoń do mężczyzny. Pauzy na tyle długiej, by zdążyła to zrobić, ale i na tyle krótkiej, by nie wymuszać tego gestu. Brakiem grzeczności była druga sytuacja, jednakże nie usprawiedliwiała ona niewłaściwego zachowania drugiej strony. W tym wypadku należało skłonić się na wysokość, jaką uważało się za słuszną.

- Sir Nathan Patrick Rascal, choć mniemam, iż w przeciwieństwie do mnie, pani już mnie zna. Czy mogę poznać pani godność i czy mogłaby pani zdradzić mi na jakim stopniu władz umysłowych właśnie się znajduję? - zapytał uprzejmie.

Kobieta nie wykonała żadnego ruchu wskazującego na to iż zamierza wyciągnąć dłoń do mężczyzny. Spoglądała obojętnym wzrokiem na Nathana, zupełnie jakby był przedmiotem który spotyka się na co dzień, a nie żywą istotą.

- Jestem Klucznikiem - odpowiedziała jednak na jego pytanie. - Twój umysł pracuje w ten sam sposób w jaki pracował nim się tu znalazłeś. Nie mnie osądzać czy władzę na nim utraciłeś czy też nad nim panujesz. Sam winieneś znać odpowiedź na owe pytanie.

Magana do reszty zgłupiał. Miał szczerze dość tej cholernej maskarady, mimo wszystko nie opuszczał broni, teraz tylko nie wiedział w kogo mierzyć. Nie zabił nigdy kobiety, więc tylko w nią nie mierzył. Jako że Duncan się nie ruszył, a ten drugi wlazł na szczyt schodów wymierzył w niego. Na czole wystąpił żołnierzowi pot który spływał mu po czole.

- Gdzie my jesteśmy do cholery?! - wrzasnął w stronę kobiety - Umarłem? To jakaś pułapka Niemców? Gaz halucynogenny? Co to ma wszystko znaczyć?!

Duncan, widząc że Nathan stał się celem żołnierza, na razie nie miał zamiaru pchać się przed lufę. Sen, koszmar czy inne czary-mary - nikt nie mógł zagwarantować, że kule nie zabijają. Raczej należało się spodziewać, że będą ranić i zabijać.

- Uprzejmie dziękuję - skłonił się ponownie wiedząc już gdzie jest - w koszmarze każdego gentlemana.

- Sir Duncanie, gdyby miał pan ochotę dołączyć, będę po drugiej stronie tych drzwi, a pan… - spojrzał na żołnierza.
- … jeśli pójdzie za mną i dalej mierzyć będzie do mojej osoby z broni, niezależnie jak jest ładną, wyzwę na pojedynek. Ma pan moje słowo - ukłonił się ponownie i przeszedł przez drzwi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline