Wątek: Drzwi
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2014, 22:17   #9
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Droga prowadziła prosto niczym strzała. Nie było tu zakrętów, rozwidleń ani rond. Widok, zarówno ten który rozpościerał się przed nimi jak i ten co pod nimi, zmieniał się ciągle pozwalając cieszyć oczy magicznymi tworami utkanymi z chmur. Oczywiście o ile którykolwiek z wędrujących miał ochotę by te cuda podziwiać. Świat pod nimi od czasu do czasu stawał się nieco bardziej rozpoznawalny. Widzieli błękitne połacie wód i białe szczyty gór. Parę razy mignęło coś błyszczącego, jakby złoto lub inny metal szlachetny, jednak budynki wykonane z owych materiałów wydawały się zbyt nierealny by być prawdziwymi.
Gdy wreszcie ich wędrówka dobiegła końca, ponownie stanęli przed drzwiami.



Tym razem nie były to lśniące przepychem drzwi, których próg przekroczyli opuszczając salę, w której się spotkali. Tym razem były to stare, drewniane, ozdobione żelazem drzwi, które równie dobrze mogły prowadzić do ogrodu co do schowka w jakimś zamczysku.
Klamki nie było.
Duncan jedynie przez sekundę się wahał. Zastukał do drzwi, a gdy nikt nie odpowiedział, pchnął drzwi.

Za drzwiami znajdowała się sala. Nie była to jednak zwyczajna, balowa sala jakich wiele. Nie była to nawet komnata, pokój czy też schowek na miotły. Byłą to przestrzeń otoczona trzema ścianami, na których pyszniły się gobeliny przedstawiające fantastyczne światy. Miała ona sufit, wysoki z widocznymi krokwiami i ozdobnymi figurkami spoglądającymi na tych, którzy postawili stopy na marmurowej posadzce. Sala ta miała także czwartą ścianę i to ona właśnie przykuła uwagę wchodzących. Na ścianie owej były bowiem drzwi. Nie jedne jednak, nie dwoje, nie troje nawet. Były ich tam setki. Stare i nowe. Duże i małe. Metalowe i drewniane. Do jednych prowadziły schody, do innych drabiny. Niektóre zaś nie potrzebowały ani jednego, ani też drugiego.


Jedyną zaś żywą duszą, którą byli w stanie dostrzec była kobieta, która siedziała pod jedną ze ścian i zdawała się drzemać. Jej towarzysz jednak zdecydowanie był obudzony. Błękitne ślepia mierzyły przybyłych czujnym spojrzeniem. Nie wydał z siebie jednak żadnego odgłosu.
Duncan zrobił kilka kroków w jej stronę, nie na tyle jednak daleko, by zdenerwować psa.
- Witaj, pani - powiedział, po czym skłonił się uprzejmie.
Kobieta nie odpowiedziała. Właściwie to nawet sprawiała wrażenie jakby nie słyszała co do niej powiedział. Nie poruszyła się także. Nie znaczył to jednak że słowa Duncana pozostały bez odzewu.
- Witajcie wędrujący w przestrzeni - powitał ich pies, wstając przy tym i podchodząc nieco bliżej.
“Koń, który mówi”, przemknął przez myśli Duncana tytuł serialu z zamierzchłej przeszłości, o którym to serialu słyszał, ale nie widział. Skoro tam mógł mówić koń... A po niewidzialnych podniebnych ścieżkach cóż mogło go zdziwić?
- Dzień dobry - powiedział po chwili potrzebnej na zastanowienie się. - Czy jesteś tu gospodarzem? Przewodnikiem? - spytał. - I jak cię zwać?
Nathan ukłonił się niepewnie. Wiedział jak zachować się w przypadku istot mówiących, czyli ludzi. Wiedział jak zachować się w stosunku do psów. Ale jak zachować się w stosunku do mówiących psów?
Najbezpieczniej było zachować milczącą grzeczność, by nie popełnić faux pas.
- Jestem strażnikiem - odpowiedział pies, okrążając jednocześnie obu mężczyzn i bacznie się im przyglądając. - Wy zaś macie wybrać drzwi przez które przejdziecie.
- My mamy wybrać? - Duncan obrzucił nieco zaniepokojnym wzrokiem ścianę z setkami drzwi. - Nie doradzisz nam?
- To nie moje zadanie. Jestem tu by wyjaśnić wam cel waszego przybycia i pilnować was przy kolejnych próbach. Porady musicie szukać już tam, gdzie wybierzecie się udać. Jeżeli szczęście wam dopisze traficie na kogoś kto doradzi wam jak wybierać waszą przyszłość. Wielu ich tam jest… - Kończąc swą przemowę usadowił się przed mężczyznami, podrapał za uchem, po czym ponownie skupił na Duncanie i jego towarzyszu.
- Czyli może nas czekać wiele odwiedzin w tym miejscu? - spytał Duncan. - Jeśli źle wybierzemy drzwi, to będziemy mogli wrócić?
- Czekać was będzie dokładnie tyle wizyt w tym miejscu ile będzie konieczne byście wypełnili swe próby - wyjaśnił strażnik. - Waszym zadaniem będzie zebranie siedmiu kluczy.
Mówiąc wstał i podszedł do kobiety, która nadal oczu nie otwierając, podała mu złoty klucz.



- Tylko przy ich użyciu będziecie mogli powrócić do swych światów bogatsi o jedno życzenie. - Nim wypowiedział te słowa, położył klucz przed Duncanem.
- Mamy iść razem? - spytał Duncan, schylając się i podnosząc klucz.
- Możecie iść razem lub osobno. Decyzja należy do was.
- Przepraszam bardzo - wtrącił się Nathan.
- Z… pańskich słów wynika, że w pewien sposób opuściliśmy… nasz świat? Zatem jesteśmy w świecie… innym? To znaczy gdzie?
- Jesteście w przejściu pomiędzy światami - wyjaśnił pies. - To miejsce ma za zadanie dać wam chwilę wytchnienia pomiędzy podróżami.
- Czyli - Duncan zadał kolejne pytanie - jest tak, jak głoszą niektórzy fantaści? Istnieje wiele różnych światów? Możemy we wszystkich żyć?
- Możecie żyć w każdym, który wybierzecie, o ile na taki przywilej sobie zasłużycie. Ten, z którego przybyliście, jest tylko jednym z tysięcy, a nawet milionów. Powstają codziennie, w każdej sekundzie która mija. Tworzą je istoty myślące, które mają odwagę dążyć tam gdzie nikt wcześniej nie zawitał. Do takich właśnie miejsc się udacie by zdobyć wasze klucze.
Pies wyjaśniał cierpliwie, spoglądając to na jednego, to znów na drugiego z mężczyzn. Jego mina, o ile można o takowej mówić w przypadku czworonoga, wyrażała delikatne znudzenie. Machał przy tym powoli ogonem, bardziej zdając się nim zamiatać podłogę niż wyrażać jakąkolwiek emocję.
Pies, strażnik, przekazywał swoje informacje tak, jakby powtarzał te słowa po raz setny. A może milionowy?
- W takim razie spróbuję.
Trzymając w dłoni klucz zrobił dwa kroki w stronę drzwi kojarzących mu się z arabskimi budowlami.



- Sir Nathanie, pójdzie pan ze mną? - zwrócił się do swego towarzysza podróży.
Rascal ponownie ukłonił się psu, po czym ruszył do wybranych przez Duncana drzwi.
- Ruszajmy zatem jeszcze głębiej zatonąć w paszczę szaleństwa.
 
Kerm jest offline