Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2014, 22:31   #5
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję Rudej i Lhianann za fajną współpracę...

Warsztat rusznikarza...

Do warsztatu rusznikarskiego był ładny kawałek, a im dalej jechali tym Trevor miał coraz dziwniejsze przeświadczenie, że kobieta może jednak zapomniała, że ma go za sobą, gdy nie zmniejszała ani na moment prędkości w zakrętach i wjeżdżała co rusz na kolejny chodnik zwyczajnie się w nich nie wyrabiając. Może jednak nie dała się tak łatwo nabrać na jego przymilność i kuszące szepty do jej ucha. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych, choć opinia o tym mogła by być dość sporna… Przytulanie się na motorze do dziewczyny, która poza cienką bluzą mundurową nie miała na sobie nic więcej kontra przerażenie dla stylu jej jazdy. W obu przypadkach delikwent niezależnie od swoich odczuć mógł jedynie mocniej przylgnąć do jej ciała i modlić się żeby ona chciała takiej zażyłości.

Trevor był twardszy niż jej się wydawało. Nie czuł takiego zimna jak przeciętny człowiek, a na pewno nie takiego jak motocyklistka. Był ubrany solidniej i siedział osłonięty przez przeciągiem jej ciałem. Oczywiście brak przesadnego chłodu nie przeszkadzał mu w zbliżeniu się do Mildred. Dickson chwilami wątpił w umiejętności prowadzenia dziewczyny, ale mimo to starał cieszyć się jazdą. Siedzenie warriora było wygodniejsze niż podejrzewał co w połączeniu z atrakcyjnym towarzystwem pozwalało znieść małe wyboje, przesadne popisy prędkościowe kierowcy i burzę rudych włosów co jakiś czas przysłaniającą najemnikowi obraz.

Dojechali do zamkniętej bramy zakładu. Rusznikarka zamiast jak normalny człowiek użyć dzwonka, zaznaczyła swoją obecność paląc gumę tylnej opony motocykla. Świetny plan, żeby wkurwić niewielkie stadko dobermanów ujadających teraz jak opętane tuż przy samym ogrodzeniu. Jeśli cokolwiek dało się usłyszeć przez rumor robiony przez maszynę i rozwścieczone zwierzęta, były to cztery słowa rzucone przez właściciela przybytku do interkomu:

- Kurwa, Mild, zabiję Cię…

Jakby na zaproszenie do milutkiego piekła dało się słyszeć zgrzyt odsuwanego przęsła wrót. Gdy przestrzał bramy był ledwo co odpowiedni by myśleć jak zmieścić w niej Warriora, dziewczyna objechała uliczkę i wbiła się w szczelinę znów pełnym pędem. Nareszcie zatrzymała się na dobre, wyłączyła silnik i odwracając twarz do uśmiechającego się do niej niepewnie Trevora rzekła:

- Macanie było gratis, a teraz wysiadka, zanim psiaki zeżrą żywcem mojego ochotnika do przestrzelania broni, której konstrukcja jeszcze 4 dni temu była dla mnie zagadką. Chodź. - może i logiczniej byłoby go do siebie zniechęcić, ale sam w sobie stanowił zbyt duże dla niej wyzwanie żeby mogła obojętnie obok niego przejść.

- To nie było macanie. - powiedział Trevor, a jego uśmiech nabrał pewności. - Ja walczyłem o życie! Jechałaś chyba ze sto na godzinę, a ja nawet nie miałem kasku. - zaśmiał się. - Nie wiem kto Ciebie uczył prowadzić, ale słyszałem kiedyś, że skoro nie mieścisz się w zakręcie należy zwolnić. Ty przyspieszałaś! - Dickson się do niej lekko zbliżył. - Musiałem siedzieć blisko aby nie było Ci zbyt zimno. Ubrałaś się zbyt przewiewnie, moja Panno. - pokiwał głową najemnik. - Liczę, że to P90 chodzi dobrze pomimo niedługiego bytowania w warsztacie…

Spojrzała na niego z przekąsem, uśmiechnęła się po swojemu i wskazała na coś za jego plecami. Psy zbliżały się całkiem przyzwoitym tempem do miejsca gdzie stali.

- Panie przodem. - powiedział pospiesznie. - Może biegiem?

Jej uśmiech poszerzył się do granic możebności, otworzyła drzwi, które pewnie były niewidoczne dla niego w pierwszej chwili, w której był w nią zapatrzony, a które okazały się bocznym wejściem do warsztatu.

- Nie, panowie. Ja mam większą szansę zarobić kulkę jak się pokażę Matowi na oczy. - roześmiała się.

Weszli do środka, wszystko wyglądało jakby Mild wcale nie wychodziła. Burdel przy jej stanowisku leżał dokładnie tak jak go zostawiła, a cała reszta miejsca była w miarę logicznie uporządkowana. Narzędzia w jednym miejscu, części w drugim. Każdy rozpoczęty projekt rozłożony na osobnym stole. Kilka szaf pancernych, pewnie z amunicją. Kilka mniejszych szafek wiszących na ścianach i innych, masywniejszych poustawianych pod stołami. W oddali, jakieś 6 może 8 metrów dalej lada, za którą rozciągała się pusta przestrzeń ogrodzona stalowymi kratami. Widać właśnie tam rusznikarz przyjmował klientów. Trevorowi jednak cały ten mały świat został pokazany od zaplecza, z którego z resztą mniej metaforycznie, wyłonił się właściciel przybytku. Facet w wieku około 35 lat, z sympatyczną aparycją, ale wyrazem twarzy całkowicie do niej niepasującym. Był wkurzony, ale bądźmy szczerzy, który właściciel dużej firmy jest zmuszony do wstawania 3 godziny przed jej otwarciem żeby wpuścić kogoś takiego jak Mildred. Ta skinęła tylko głową na przywitanie i ustawiła się trochę za najemnikiem.


- Czy ciebie już do końca pojebało?

Trevor przy poznaniu bywał szorstki. Zwykle jego wyraz twarzy przypominał ściągnięty ze starego pomnika. Tym razem byłoby podobnie gdyby nie ona. Najemnik nie potrafił trzymać jej na tak daleki dystans jakby tego chciał. Dla wielu byłaby to słabość, ale… Mu było z tym dobrze. Rewolwerowiec postąpił kilka kroków do przodu zbliżając się powoli do rusznikarza. Jego taktyczne buty cicho uderzały o posadzkę zaplecza firmy Mata, a ubiór na modę wojskową sprawiał, że nie wyglądał tu jak gołąbek wśród kruków.

- Myślę, że ona jeszcze nie jednym nas zaskoczy. Trevor Dickson. - powiedział po czym wyciągnął rękę najemnik.

- Kenneth G. Matthews. - facet zdecydowanie się zdziwił, bo nie był przyzwyczajony żeby ktoś po za nim samym bronił Mild. Zazwyczaj jedyne co przychodziło mu z takich spotkań to pretensje, żale i rachunki za jej nocne wyczyny.

Nareszcie odezwała się Mildred:

- Nie, ale pomyślałam, że wolałbyś mieć tego FN’a zanim za nie całe 6 godzin pojadę w świat dalej.

- No, nareszcie. - uśmiechnął się już tym razem z rozbawieniem. - Trevor, czym Cię tutaj przyciągnęła?

- Obiecała, że będę mógł przetestować to P90 i jego zamek wcale nie powybija mi zębów. - zaśmiał się Dickson. - Jestem ciekaw czy ten belgijski wynalazek działa tak dobrze jak mówią…

Najemnik rozejrzał się wokół, a jego wzrok przyciągały rozłożone na stołach egzemplarze broni. Trevor nie widział tylu części naraz od kiedy przed kilkoma laty opuścił warsztat ojca. Jego oczy na dłużej zatrzymały się na pomalowanym w pustynny kamuflaż karabinie Dragunov.

- Sam je malujesz? - zapytał. - Kiedyś bym musiał wpaść z moim HK417. Mild mówiła, że jest w okropnym stanie. - zaśmiał się najemnik.

- Malowanie zlecam, a specem od karabinów jest tu ona, więc jeśli tak mówi to pewnie ma rację. - ciężko przeszło mu to przez gardło. - Chcesz żebym pomógł ci skręcać tego gnata? - zwrócił się do dziewczyny.

- Nie. - wystarczyło.

- Dobra, kawy, herbaty? Coś na uspokojenie jak będziesz chciał tu siedzieć z godzinę zanim ona skończy robotę? - zwrócił się do Trevora.

- Nie, dziękuję. - powiedział rewolwerowiec spokojnie. - Ja się na tym nie znam dlatego przyjrzę się jak Mildred to robi, a może się czegoś nauczę. Pewnie i tak nic nie załapię, ale warto spróbować. - zastanowił się Trevor. - Strzelam nawet nawet, ale jak mi się broń rozleci… Nienawidzę takich momentów. - zaśmiał się szczerze i przeniósł wzrok na Mild. - Nie będziesz się wstydzić jak się przyjrzę Twojej robocie?

- Nie, już ci mówiłam, że ciężko mnie złamać, pamiętasz? - uśmiechnęła się do najemnika. Mat na ten widok, pokręcił głową. Chyba zwyczajnie nie wierzył w to co widzi.

- Dobra dzieciaki, ja idę się położyć póki jeszcze mogę. Powiedziałbym, że jesteś tu na jej odpowiedzialność, ale jakoś nie wierzę, że ktokolwiek jest od niej mniej odpowiedzialny.

Zanim opuścił towarzystwo jeszcze Mild się odezwała:

- Będę miała do Ciebie prośbę, ale później.

- Spokojnie. - rzucił do Mata wojownik. - Przypilnuję jej aby nikomu nie stała się krzywda. - dodał spoglądając w kierunku rudej. - Możesz spać spokojnie. - najemnik poczekał aż Mat opuści pomieszczenie po czym podszedł do stolika z częściami do kompozytowej kosiarki. - To od czego zaczniemy? - zapytał rudzielca.

- Chodź, to się zaraz dowiesz. - Mild zdjęła bluzę dokładnie tak samo jak poprzedniej nocy w knajpie. Stała do niego tyłem, przez chwilę widział jej nagie plecy.


Trevor nie miał kaca i nie był wzorowym empatą, ale przez chwilę podejrzewał, że dziewczyna go podpuszcza. Uwierzyłby w to gdyby nie jego raczej niska samoocena i to, że był… odmieńcem. Tak. To bardzo dobre słowo. Najemnik niepewnie postąpił kilka kroków w jej stronę.

- Spoko. Przebierz się bez pośpiechu. - dodał rozglądając się po oknach najemnik. - Mogę zasłonić okna? Ściągnąłbym gogle jak Ci to nie będzie przeszkadzało…

- Matt, kochanie…! - Gdzieś z góry dobiegł niski kobiecy nico zmysłowy głos. - Kotku, gdzie moja kawa i francuskie tosty? - W drzwiach prowadzących gdzieś w głąb pomieszczeń ukazała się wysoka, zgrabna kobieca postać. Ubrana była w skórzane spodnie, lekkie obuwie i kusy podkoszulek. Na widok dwóch osób w warsztacie, z których żadna nie była mechanikiem zrobiła kwaśną minę, zwłaszcza, gdy zobaczyła Mild.

- Brak Mata a za to nadmiar Mild. Kurwa, ty to się zawsze umiałaś wpierdolić pomiędzy wódkę a zakąskę…

Mildred na dźwięk znajomego głosu i rytualnego powitania na temat wódki i zakąski automatycznie odwróciła się do Trevora. Jej biust naprawdę mógł się podobać. Gdy zobaczyła, że rewolwerowiec nie zdjął jeszcze gogli, spojrzała mu w oczy i pokręciła bez słowa głową.

Z twarzy Dicksona dało się wyczytać lekkie zmieszanie. Z jednej strony podobało mu się to co widzi, z drugiej zaś nie wiedział jak ma zareagować. No i do tego ta kobieta. Wojownik wyglądał przez chwilę jakby zapomniał języka w gębie, ale kiedy się opanował ukłonił się nieznajomej na powitanie. Cały czas jednak nic z siebie nie wydusił.

Tyle wystarczyło. Mild upewniła się, że nic się nie działo, a cycki to tylko cycki. Szybciej niż zwróciła się w stronę mężczyzny odwróciła się do kuzynki.

- Nya, ależ tyś babo wyrosła. Żeby cię zabić trzeba by było cię spalić na stosie. Nie, na jednym, na dwóch trzeba by cię spalić, takaś wielka. - krzyknęła w jej stronę z uśmiechem. Mimo wszystko cieszyła się ze spotkania. Wzięła z oparcia krzesła flanelową koszulę całą umazaną w oleju balistycznym i wrzuciła ją sobie na ramiona zasłaniając przynajmniej jeden z trzech przyjemnych widoków jakie miał okazję podziwiać dzisiaj rewolwerowiec.

Nowo przybyła kobieta przelotnym spojrzeniem zmierzyła mężczyznę w goglach i podeszła do Mild.

- Ehh, a ty jak zawsze z cyckami na wierzchu. Żeby cię twój ojciec zobaczył, Mild, apopleksja na miejscu. To kiedy jedziemy go odwiedzić i sprawdzić stan zdrowia staruszka, może da się coś jeszcze pogorszyć…

Kanya uśmiechnęła się szeroko do kuzynki.

- Wiedziałam, że gdzie jak gdzie, ale w Detroit prędzej czy później przyjedziesz tutaj o jakiejś przeklętej godzinie by tylko bardziej wkurzyć Mata. No i nie pomyliłam się.

- W sumie to ja go wkurzyłem… - rzucił Dickson. - Ponoć psy przesadnie tracą na masie jak muszą biegać za śniadaniem. Mów mi Trevor. Mildred nic nie mówiła o ojcu, ale obawiam się, że za kilka godzin wybywamy z miasta i to chyba na dłużej…

Kobieta zwróciła się w stronę Trevora. Jej zielone oczy rozbłysły szelmowskim błyskiem.

- Jestem Kenya, i mam większego pecha niż ty, jestem kuzynką Mild. Kuzynko, czyżbyś wybierała się w podróż poślubną? A jeśli tak, to czemu do jasnej cholery nie zaprosiłaś mnie na swój ślub z tym przemiłym młodzieńcem? - Zwróciła się z lekką pretensją w głosie do Mild. Potem spojrzała na powrót na Trevora z szerokim pięknym uśmiechem.

- Ślub? - udał krztuszenie się Trevor. - Myślę, że jej wielbiciele rozszarpaliby mnie na kawałki. - zaśmiał się Dickson. - Niestety, Mildred nic mi o Tobie nie opowiadała. Ty też zajmujesz się bronią? - zapytał z uśmiechem ciekawski.

Mildred stanęła przy swoim stanowisku i zaczęła robić porządek na blacie. Na słowa Trevora o rozszarpaniu go przez kogoś rzuciła tylko:

- Nie kuś, nie kuś. - i dalej zajmowała się swoją robotą. Czasu nie zostało im dużo. Nyna znalazła zabawę, Trev zajęcie, a ona miała wolną rękę. P90 - nie skręci sie samo.

Brunetka zaczęła się śmiać.

- Myślę, że swą wylewnością jeśli chodzi o dzielenie się detalami z życia osobistego Mild mogłaby zadziwić mnichów z Zakonu Wiecznej Ciszy. Kiedyś zakładałyśmy się, czy wypowie więcej niż 50 słów dziennie. - Spojrzała lekko zamyślonym wzrokiem na kuzynkę. - A co do twojego pytania, to nie, nie zajmuję się naprawianiem broni. Naprawiam ludzi, którzy lubią się psuć. Tak jak moja kuzynka, dla przykładu. A wy znacie się może z wojska?

- Nie. - powiedział Trevor szybko. - Nie należałem do żadnej armii. Ojciec mówił, że jestem zbyt delikatny na wojsko. - zaśmiał się. - Pewnie przesadzał, bo i tak stałem się takim sobie wojakiem. Bez musztry i MRE na poligonie, ale coś tam umiem. - dodał z cechującą go skromnością Dickson. - A ty pochodzisz z zielonych równin Teksasu, co nie? Widać na pierwszy rzut oka. - wojownik podszedł do stanowiska Mild i spojrzał na sprawność z jaką składała ona pistolet maszynowy.


Nya ponownie zaniosła się śmiechem.

- Nie, zdecydowanie nie pochodzę z Teksasu. Szczerze mówiąc większość dzieciństwa spędziłam w Hegemonii. Niby niezbyt daleko, ale raczej nie tak zdrowa atmosfera. Mnie też nigdy wojsko nie pociągało, w przeciwieństwie do Mild i jej ojca, ale w każdej rodzinie muszą być czarne owce, prawda? A właśnie, kuzynko droga, nie masz jakiejś roboty na oku? Bo Mat powoli zaczyna mieć mnie dość, a ciągłe zbieranie do kupy samochodowych samobójców zaczyna mi się powoli nudzić.

- Pomyliłem się strasznie jak widzę. - powiedział najemnik. - Znam kilku twardzieli z Phoenix. Nie wiem czemu zawsze po imprezie z nimi muszę uczestniczyć w jakiejś wielkiej, krwawej burdzie. - zaśmiał się na wspomnienie starych znajomych. - A co do czarnych owiec to ja byłem taką w mojej rodzinie. Brat zajął się snajperstwem i w ogóle był prawie we wszystkim ode mnie lepszy. Robota niby jest, ale kurewsko niebezpieczna… Mildred? - zapytał Dickson rudej o zdanie.

Mild niechętnie spojrzała na Treva. Niespecjalnie spodziewała się żeby był dla wszystkich tak miły jak dla niej, ale co też mogła powiedzieć o nim po trzech spotkaniach, w ciągu których dwa razy patrzył na nią jak na obcą. Odłożyła narzędzia, nie miała zamiaru pracować, gdy ktoś ją rozpraszał. Takie sprawy nie kończą się dobrze.

- Nie mamy lekarza, a Nya ma nerwy ze stali. Nie jak ten przydupas felczera, który nie umiał odnaleźć się w sytuacji, jaka na pustkowiach trafia się codziennie. - powiedziała krótko i wzięła narzędzia do ręki. Znów skupiła się na projekcie.

- Wygląda na to, że tylko ja będę wrażliwy w tej ekipie. - uśmiechnął się najemnik. - Faktycznie zastępca lekarza odpadł. Jak dla mnie możesz pracować z nami, ale niestety nie ode mnie to zależy. Jednak jak tak pomyślę o naszym pośredniku coś czuję, że będzie więcej jak chętny abyś jechała z nami. - zaśmiał się rewolwerowiec. - Umiesz strzelać? Ruiny to cholernie niebezpieczne miejsce.

- Strzelanie. No nie jest to moja najmocniejsza strona. Ale chyba jeśli potrzebujecie lekarza, to będziecie o niego dbać, prawda? A jeśli byłbyś tak miły i zechciał podszkolić moje umiejętności strzeleckie to będę bardzo zobowiązana. - Nya uśmiechnęła się do rewolwerowca ponownie. Praktycznie mówiła czystą prawdę, posiadała o wiele mocniejsze strony niż strzelanie.

- O ile rodzina nie będzie miała nic przeciwko to bardzo chętnie pokażę Ci kilka sztuczek… - zastanowił się Trevor. - W sumie strzelanie jest proste. Najlepiej na początek wybrać pistolet albo rewolwer. Nie jesteś przesadnie barczysta… - zaśmiał się. -... zatem to chyba będzie najlepszy wybór. Podczas wyprawy zrobię wszystko co w mojej mocy aby nic się Tobie nie stało, ale… Każdy będzie czuł się swobodniej jak będziesz znała chociaż podstawy strzelania.

- Akurat podstawy strzeleckie jakieś mam, posiadam też pistolet, kiedyś zapłacono mi nim za usługi medyczne. Tylko jak mówiłam nie jest to moją najmocniejszą stroną. Głównie znam się na utrzymywaniu przy życiu a nie strzelaniu do ludzi. Więc jeśli uda mi się załapać z wami na tę robótkę to z chęcią się podszkolę pod twoim okiem. Więc do kogo miałabym się udać po szczegóły takie jak czas trwania owego wjazdu, zapłata, inne obowiązki prócz składania ewentualnych rannych?

Praca, praca inna niż w lazarecie. W końcu, na Zbuntowane Maszyny, miała już dość siedzenia w Detroit i tych świrów mechanizacji wszelakiej.

- Jak masz podstawy to nie ma ciśnienia. - powiedział Trevor po chwili zastanowienia. - W wolnym czasie mogę Cie podszkolić. I nie obawiaj się… Strzelanie nie ma być Twoją mocną stroną. Od tego są ludzie tacy jak ja, którzy nie potrafią porządnie opatrywać ran. Więcej szczegółów poznasz na spotkaniu z naszym pracodawcą. Dzisiaj się na nie wybierzemy. O ile zdążymy… - podrapał się po głowie Trevor. - Jak nie to powiemy Ci wszystko my jak reszta nam przekaże. Ogólnie chodzi o przewiezienie paczki z punktu A do punktu B. Lubisz prowadzić czy też tego unikasz?

- Jeśli masz na myśli samochody to jak najbardziej się na tym znam. Gorzej jeśli mówisz o odrzutowcach czy łodziach podwodnych. Chodź tylko w Typhoon Village widziałam takową. A tak z ciekawości, punkt B jest gdzie? Czy to zastrzeżona informacja? A jako swój dodatkowy atut mogę powiedzieć, że potrafię gotować, i to coś więcej niż tylko kleik dla chorych na dyzenterię. - Nya coraz lepiej się bawiła. Nie dość, że będzie mogła zarobić to jeszcze mieć niezły ubaw, może aż do końca, kto wie. Dużo zależało od Mild i tego co ona zechce o niej powiedzieć.

- Gotowanie to spory atut. - zgodził się Trevor. - Ogólnie celu podróży sam jeszcze nie znam. Wiem jednak, że z tymi ludźmi, za te gamble, pewnie pojechałbym i do ziemi ognistej. - uśmiechnął się. - Skończył mi się standardowy zestaw pytań więc gdybyś ty dla odmiany chciała o coś zapytać wal śmiało.

- Zasadniczo pytań mam sporo, ale teraz zabawię się w archanioła Gabriela wobec Mata. Co prawda nie będzie to zwiastowanie na temat ciąży, ale równie ucieszy go pewnie fakt, że obie z Mild mamy szansę opuścić miasto i na razie dać mu spokój. Tylko powiedz mi gdzie i o której mam się stawić by rozmawiać o tej robocie? Bo zdecydowanie jestem nią zainteresowana.

Spojrzała spod oka na Mild, ta wydawała się bez reszty pochłonięta grzebaniem w broni leżącej przed nią na warsztacie roboczym, ale mocne napięcie ramion sugerowało, iż coś ją zirytowało. Ale to nie miejsce i czas by bawić się w wyciąganie z kuzynki co ją gryzie. Nie gdy ta pracuje nad bronią.

- Myślę, że jak będziemy się z Mild zabierać to pojedziesz z nami. Zwyczajnie nie wiem gdzie pośrednik umówił spotkanie z szefem. - zastanowił się wojownik. - Masz jakieś auto albo Mat może Ciebie jakoś podrzucić?

- Nie posiadam własnych czterech, ani innej ilości kółek, a jeśli nic się nie zmieniło, to Mild nadal jeździ Pogromca Plastików, a trzy osoby na niego nie wejdą. Może po prostu udam się tam gdzie wy macie punkt zborny na jakiś czas przed godziną W i z kimś się zabiorę?

- Może być. - powiedział Dickson kiwając głową. - Postaram się Tobie wyjaśnić gdzie mamy ten punkt desantowy. - dodał najemnik po czym zaczął wyjaśniać jak dojechać w miejsce imprezy Doberuska. - Ona zawsze jest taka dokładna i cierpliwa jak składa gnaty? - zapytał Trevor. - Nie znałem jej od tej strony.

- Cierpliwość zazwyczaj nie jest pierwszą cechą jaka przychodzi mi na myśl, gdy mam opisać Mild, a gdy chodzi o broń, to bardziej jest to skupienie na tym by jak najszybciej postawić właściwą diagnozę i usunąć usterkę. Prawie jak w leczeniu ludzi... - Spojrzała z ukosa na kuzynkę. - Ale nie daj się zwieść pozorom, jeśli jeszcze trochę się zirytuje, to będzie tu wszystko fruwać.

Zapamiętała lokalizację jaką podał jej Trevor. Nie było to jakieś trudne do znalezienia miejsce.

- Postaram się jej nie denerwować bardziej niż to absolutnie konieczne. - zaśmiał się wojak. - Widziałem już drobny pokaz jej sił kiedy się zdenerwuje. - na chwilę bardziej spoważniał i zamilkł nad czymś się zastanawiając.

- Ja idę zwiastować, więc do zobaczenia potem. I powodzenia w nie denerwowaniu.

Puściła mężczyźnie oko, odwróciła się i wyszła z pomieszczenia tymi samymi drzwiami którymi weszła jakiś czas temu. Wojownik znowu spojrzał na robotę rudej tym razem zatrzymując na niej wzrok. Ręce Mildred chodziły pewnie, a każdy element był starannie umieszczany na swoim miejscu. Motocyklistka miała talent. Trevor był pewien, że P90 nie wybuchnie mu w rękach. Przyglądał się pracy rudzielca w milczeniu nie mogąc się doczekać kiedy będą mogli postrzelać z tego poręcznego kawałka polimeru.

 
Lechu jest offline