Wątek: Drzwi
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2014, 23:29   #10
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację

Nie uszedł daleko gdy na jego drodze stanęły wpierw schody, a tuż na ich końcu, brama. Słupy tkwiące po obu jej końcach ozdobione zostały figurami mędrców pochodzących zapewne ze starożytności. Względnie z biblii, pewności mieć nie można było.
Podszedł do niej śmiało. Taka brama kojarzyć się mogła tylko z niebem. Czyżby został jednak do niego przyjęty. Nie wiedział. Najpierw krzyknął:
- Halo! Jest tu ktoś? - Oczywiście spodziewał się św. Piotra z pękiem kluczy, choć brama nie wyglądała na zamkniętą.
Odpowiedzi nie było. Figury nie poruszyły się, nie otworzyły ust by powitać wędrowca. Panowała cisza absolutna, tak że Brian był w stanie usłyszeć bicie swego serca.
- Oczywiście, zawsze trzeba się samemu obsłużyć.
Żołnierz westchnął i pchnął bramę. Chciał wiedzieć czy jest w ogóle otwarta i czy nie będzie musiał przez nią przechodzić.
Brama otwarta była. Gdy tylko Brian pchnął jej skrzydła, otwarły się one na oścież ukazując jego oczom ogród.


Nie był on dużych rozmiarów, z miejsca w którym stał żołnierz był w stanie dostrzec jego koniec i kolejną bramę. Jesień ozłociła korony drzew i usłała przejścia liściastymi dywanami. Róże jednak zdawały się w pełnym rozkwicie, wszystkie czerwone jak świeżo rozlana krew i i wydzielające słodki zapach, który niemal nie pozwalał oddychać. W samym centrum znajdowała się gwiazda, do której prowadziły liczne, kamienne przejścia wytyczone pomiędzy różanymi krzewami. Zaś między jednym, a drugim, stał posąg greckiego herosa. Serce gwiazdy stanowiło oczko wodne, w którego centrum ustawiono anioła.
- Czegóż szukasz w mym ogrodzie? Czyżbyś zbłądził na swej drodze i szukał wyjścia, które nie istnieje? - Rozległ się męski głos dobiegający zza jednego z licznych krzewów różanych.
Zawsze podświadomie marzył o takim ogrodzie na starość, gdzie mógłby spędzać czas z wnukami i dziećmi. Niestety, wojna zawsze wszystko komplikuje. Na głos zareagował spokojnie. Czy można zabić kogoś kto nie żyje?
- Chce się tylko stąd wydostać. Nie mam złych zamiarów, swoją drogą masz piękny ogród. Jakaś kobieta mówiła coś o próbach, wiesz coś o tym... głosie?
- A, kobieta… - zabrzmiało zza róż, po czym rozległ się dobroduszny śmiech. - Kobiet to nam tu akurat nie brakuje. Dziwnym trafem to one zwykle chcą tu pozostać i zarządzać tymi, którzy po nich przychodzą. Jeżeli jednak mówisz o takiej, która miała skrzydła to pewnie chodzi ci o Klucznika. To zaś oznacza że jesteś jednym z tych co to podjąć się mają prób i w nagrodę otrzymać życzenie, czy też życzenia… Te reguły ciągle się zmieniają.
Po owej przemowie nastała chwila ciszy, po której to zza kwiatów wyszedł mężczyzna, do którego głos należał.


Był to człowiek posunięty w latach aczkolwiek wciąż zdawał się mieć w sobie sporo wigoru. Jego szata była koloru granatowego i sięgała aż po kostki. W prawej dłoni trzymał sękatą laskę, w lewej zaś różę.
- Zwą mnie Metuszelach, to zaś, jak zdołałeś zauważyć, jest mój ogród różany. Miałeś szczęście trafić na chwilę gdy jest w dobrym humorze. Stan ten zmienia się jednak dość często więc radziłbym ci pójść dalej, aż do tej bramy na jego końcu. Zdaje się bowiem iż zbłądziłeś i miast ruszyć przed siebie, zawróciłeś. Przejście, które ci wskazuję, nie jest może pełne wyborów, jednak oszczędzi ci drogi powrotnej do królestwa Klucznika. Gdzie trafisz…? Cóż, to zależy od losu, a ten bywa niekiedy złośliwy dla tych, którzy nie przestrzegają jego reguł.
Przerwał ponownie, oparł obie dłonie o laskę i rozejrzał się dookoła.
- Nie jesteś jedynym, który tu trafił. Wszyscy pytacie o to, czym są próby, co na was czeka, jak się stąd wydostać… Próby są dokładnie tym czym są, próbami. Mają was sprawdzić i tyle. Dar, który wam się oferuje na końcu jest ogromny. Należy więc sprawdzić wpierw czy na niego zasługujecie. Wydostać zaś możecie się w każdej chwili. Weź tą broń którą w dłoniach trzymasz i strzel sobie w głowę. Zanim to jednak zrobisz pomyśl. Czy nie masz niczego czego pragnąłbyś w swym życiu? Pieniądze, chwałą, rodzina, życie wieczne? Nie masz nic, absolutnie nic dla czego chciałbyś walczyć? Co chciałbyś osiągnąć? Co stanowi sens twego istnienia?
Spojrzenie mężczyzny nabrało powagi. Zniknęła gdzieś dobroduszność staruszka z którą powitał Briana. Na jego miejsce pojawił się sędzia i to taki który jest w stanie dotrzeć w głąb duszy i wydać wyrok na podstawie tego co tam zobaczył.
Brian zasępił się. Starszy mężczyzna bez skrzydeł wyglądał na osobę o wiele godniejszą zaufania, niż kobieta udająca wróżkę z irlandzkich bajań. Przypominał trochę Boga, tą swoją sędziowską postawą i wyrazem twarzy dobrodusznego starca, który zawsze wybacza.
- Dary, dary… Nie obchodzą mnie próby proszę Pana, ani nagroda. Chcę tylko wiedzieć jak się tu dostałem i gdzie jestem. Umarłem? To jakaś droga do nieba? W Biblii nie ma nic o ogrodzie różanym, nawet wziąłem Cię za św. Piotra. - bodajże wyjął by ją ze swojego plecaka i odnalazł odpowiedni fragment - Pewnie nie udzielisz mi odpowiedzi, tak samo jak tamta kobieta. A więc pójdę już. Miło było mi Cię poznać Metuszelachu. Masz naprawdę piękny ogród. Żołnierz piechoty morskiej nie cofa się. I w tym świecie się nie cofnę. - spojrzał czekająco na starca, czekając na odpowiedzi bądź jego komentarz.
- To dobrze, synu - odparł mu na to starzec, ponownie przy tym łagodniejąc. - I nie myśl żeś umarł. Życie płonie w tobie jasnym płomieniem. Po prostu nie jesteś już tam skąd przybyłeś. To jedyna zmiana jaka w tobie zaszła. Idź już jednak, czekają tam na ciebie. Pozdrów odemnie Strażnika gdy ją spotkasz.
Machnął jeszcze dłonią na pożegnanie i ruszył powolnym krokiem w stronę swych róż.
Brian za to ruszył do bramy, która wskazał mu Metuszelach.
Brama wyglądała dokładnie tak jak ta, przez którą wszedł do ogrodu. Po jej przekroczeniu nie znalazł się jednak ani w kolejnym ogrodzie ani też na powietrznej drodze. Miast tego trafił do sali o wysokim suficie i ścianach obwieszonych gobelinami przedstawiającymi baśniowe sceny. Na czwartej zaś ścianie widniały drzwi. Nie jedne, jak można by się było spodziewać, a tysiące. Wiodły do nich różne drogi. Do jednych schody, do innych drabiny, do innych zaś zdawała się wieść ścieżka. Były też takie do których wystarczyło podejść, nacisnąć klamkę i je otworzyć.

Na powitanie wyszedł mu pies o lśniącej, białej sierści i niepokojąco jasnych ślepiach.
- O, pies…- mruknął - Gryziesz piesku? - z niewielkim zaufaniem zaczął omijać psa i kierować się w stronę drzwi. Dopiero po chwili wyłowił wzrokiem śpiącą kobietę. Zapewne on, pies, należał do tej kobiety. Nie miał zamiaru jej budzić, starzec jasno mu wyjaśnił co ma zrobić. Skierował się w stronę drzwi które wyglądały najbiedniej. W końcu Jezus był tylko biednym cieślą, bogato zdobione drzwi odpadały, aby doporowadziły go w jakieś miejsce które mógłby nazwać niebem.
“Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” pomyślał, wspominając werset z ewnagelii św. Marka.
- A tobie to gdzie tak się spieszy? - Usłyszał głos za sobą, rozbawiony nieco, zdecydowanie do kobiety należący. - Zapomniałeś klucza, wędrowcze.
- Co? Kto? - obrócił się, ale widział tylko psa - Kto to powiedział?
- Klucz - powiedział pies, gdyż bez wątpienia to do niego należał głos. - Potrzebujesz klucza by otowrzyć drzwi.
- Gadający pies… Mogłem się tego domyśleć po kobiecie ze skrzydłami - westchnął, jego rozum był na to zamały, choć rozmowa z Metuszelachem nico go uspokoiła - A wiesz skąd mogę taki klucz wziąć?*
- Ten pierwszy dostaniesz za chwilę - odpowiedział pies. - Te następne musisz odnaleźć w trakcie swych prób. Takie już zasady ustanowiono.
Zakończywszy wyjaśnienia machnął ogonem i odwróciwszy się ruszył w stronę śpiącej kobiety, która tak całkiem śpiąca być nie mogła gdyż w chwili, w której znalazł się przy niej, podała mu złoty klucz.
- Gdy zdobędziesz następny pojawią się drzwi. Gdy przez nie przejdziesz będziesz musiał szukać kolejnego. - Wyjaśnił, kładąc wcześniej swą zdobycz na podłodze, przed Brianem.
- Ty jesteś Strażnikiem? - przypomniał sobie słowa starca - Metuszelach kazał Cię pozdrowić… - podniósł klucz - Do których drzwi on jest? Do tych? - wskazał ruchem głowy te do których się kierował.
- Zatem z tego powodu nie było cię tak długo… Klucz ten pasuje do każdych drzwi - wyjaśnił w odpowiedzi.
- Ma piękny ogród. Możesz mi powiedzieć o tych drzwiach? Na przykład dokąd prowadzą?
- Każde prowadzą do innego miejsca, niektóre zaś do tego samego. Wybory podejmowane są losowo lub nie. Nic nie jest pewne gdy chodzi o drzwi. Czyżbyś chciał dzięki nim powrócić do ogrodów Matuzalema?
- Jest tam ładnie, naprawdę, ale czekają mnie próby i chcę je wykonać. A potem wrócić do siebie. - na chwilę zamilkł - Mogę już iść…? - zapytał nieco niepewnie.
- Masz klucz zatem droga wolna. Spotkamy się ponownie gdy powrócisz w chwale. - Pies usiadł i zaczął lizać łapy machając przy tym ogonem. Całkiem zainteresowanie tracąc obecnością mężczyzny.
- Yhym… To ten, dziękuję? - obrócił się na pięcie i skierował w stronę wybranych drzwi.

 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline