- Zmarłym nie zakłóca się spokoju. - odparła akolitka. - Nie wiemy czy to naprawdę grób Ludviga, chociaż sądząc po tym, co się wokół nas dzieje... Jest to całkiem prawdopodobne. - zamyśliła się. - Zupełnie jakbyśmy... doświadczali przeszłości, szczególnie że wyraźnie nie byliśmy częścią tych wydarzeń, które rozgrywały się na naszych oczach. Tak, jakbyśmy zostali wrzuceniem w zapętlone, z jakiegoś powodu ważne, zdarzenia, których pamięć pozostała na tych ziemiach. - spojrzała w stronę posiadłości. - Mam nadzieję, że Leopold jest bezpieczny...
Przeszłość zdawała się mieszać z teraźniejszością w tym przeklętym miejscu, a oni nie mieli szans za tym nadążyć. Nawet kiedy wydawało się, iż zaraz dopadną zwierzoczłeka, to jednak najwyraźniej już od początku byli przegranymi. Nie mogli mieć nawet pewności ile czasu minęło od tego obiadu. Niby powinno minąć niewiele, ale... Kto z nich mógł z całą pewność poświadczyć, że tak właśnie było?
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |