Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2014, 16:56   #9
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Mijała kolejna godzina imprezy na koszt Joe’go, Mildred nie niepokojona niczyim zainteresowaniem dokończyła whiskey i dopiła się resztkami ze stołu, zasypiając na jednej z sof, na których wcześniej siedziało całe zaproszone towarzystwo.

Mimo zgonu po odpowiedniej ilości alkoholu obudziła się chwile przed szóstą, zdjęła z ramion czarny płaszcz, którym ktoś łaskawie raczył ją przykryć i wyszła na parking przed knajpą na umówione spotkanie z handlarzem. Po chwili dopiero zdała sobie sprawę, że nie była na sofie na dole, ale w łóżku na górze. Sprawka handlarza, ale o tym akurat nie wiedziała choć mogła domyśleć się po czarnym płaszczu. Lepiej żeby się pojawił. Nie brała leków, miała kaca, a wczorajsza sytuacja dała jej motywację do trzymania dystansu do wszystkich uczestników wyprawy. No i miała robotę, zanim wyjedzie musi jeszcze skręcić tą cholerną P90-tke.

Joe miał lekkiego kaca kiedy czekał na dole na świeżym powietrzu przed knajpą oparty o futrynę. Dobre z tego wszystkiego było to, że trochę alkoholu i żarła zostało z imprezy i… i trafiło do jego plecaka na potem. W końcu było zapłacone, nie? Gambel to gambel i szkoda by się zmarnował niepotrzebnie, czytać, trafił w ręce kogoś innego. Więc stał tak i na pocieszenie sączył butelkę piwa z wczorajszej imprezy zatapiając kaca.

- Jak minęła noc? - zapytał ją kiedy zobaczył Mild wychodzącą z knajpy.

- Nadzwyczaj ciepło i wygodnie, wiesz coś o tym? - zapytała zmaltretowanym głosem.

- Niekoniecznie - odpowiedział obojętnie po czym wziął łyka lokalnego sikacza zwanego piwem i podał go Mild - Choć słyszałem, że łóżka są wygodniejsze od sof.

Zaraz po rudej na dół zszedł Trevor. Najemnik wyglądał na wypoczętego, a co było jeszcze bardziej dziwne nie było widać u niego jakichkolwiek oznak kaca. Dało się poznać, że na schodach musiał kończyć śniadanie, bo aż do wyjścia przed bar coś mielił w zębach. Po chwili wyciągnął wykałaczkę i wsadził ją sobie w kącik ust. Póki co nie odzywał się ani słowem.

- Ciężko powiedzieć, jak się jest takim najebanym. - wzięła butelkę i napiła się piwa. Spojrzała na Trevora. On nie był umówiony na to poranne spotkanie. Zaczęła się cieszyć, że płaszcz Joe został w pokoju. Przecież wszyscy nie musieli wiedzieć.

- Jak zbierzemy wszystkich co nie powinno trwać długo to spotkamy się z naszym pracodawcą, ale to tylko dla zdecydowanych. - powiedział krótko po czym wyciągnął z kieszeni marynarki kawałek sera zawinięty w papier i ugryzł kawałek. Nie ma to jak resztki z imprezy. Tylko czemu większość została w plecaku?

- Muszę skręcić p90-tke zanim wyjadę. Piszę się na tę robotę, ale skoro masz wysłać solenny rachunek za moje wczorajsze wyczyny do Mata, muszę się mu wypłacić. - oddała butelkę Joemu. Spojrzała na niego z dezaporobatą i ruszyła w stronę warriora na parking.

- Dzięki geniuszu… nie znasz słowa prywatność? - rzucił z przekąsem handlarz rewolwerowcowi, który jak gdyby nigdy nic dłubał bezczelnie wykałaczką w zębach. Po czym ruszył za Mild i kiedy ją dogonił powiedział półszeptem.

- Co powiesz na to, że najpierw coś zjemy nim ruszysz po P-90-tke?
Mildred spojrzała na niego po czym rzuciła spojrzenie w stronę Trevora.
Rewolwerowiec dynamicznie, całkiem nawet szybko, ruszył w stronę parkingu w międzyczasie wyciągając z kieszeni kluczyki z brelokiem w postaci stalowego orła. Rzucił okiem na znaczek jakby widział go pierwszy raz od bardzo dawna. Zwolnił kroku koło Mild posyłając jej ciężkie do opisania spojrzenie - w końcu miał na twarzy gogle. Mild rzuciła ciężkie spojrzenie Trevorowi, nie miał prawa jej obwiniać. Zatrzymała się i chciała wyjaśnienia, takiego lub innego. W końcu je na tym facecie zależało… Najemnik zatrzymał się niedaleko rudej zdaje się mniejszą uwagę zwracając na Doberuska. Spojrzał na nią, zważył coś w głowie i… uśmiechnął się. Był to ten sam szeroki, naturalny uśmiech jakim zwykle ją raczył. Pokiwał głową na boki jak człowiek, którego zaczyna łapać po procentach i z takim uśmiechem ruszył w stronę hummera.

- Dawno nie napierdalałem z P90. - zastanowił się strzelec. - Uznajesz testy tego glebowgryzaka w polu czy też nie opuszcza warsztatu? - zapytał się obracając w drodze do hummera.

- Jest sprawny, sama go zrobiłam. Jak skręcę, ktoś powinien go przetestować, bo nie wpada klientowi gnata oddawać bez pewności, że nie rozleci mu się w dłoniach. - Kusił, a ona też chciała. Mniej ważne zrobiło się to, że Joe obiecał warunki kontraktu, śniadanie… i tak pojedzie. Pytanie czy uda się coś naprawić z Dicksonem. Zależało jej mimo wszystko. - Chcesz się wybrać? - zapytała najemnika, dodając po chwili - śniadanie poczeka.

- Pewnie. - odpowiedział krótko najemnik kiwając głową. - Nie co dzień ma się możliwość trzymać ten legendarny kawałek belgijskiego kompozytu w łapach, co nie? - zaśmiał się.

Handlarz z szerokim uśmiechem wodził od Mild do Trevora i z powrotem do Mild żując kawałek sera który się szybko kończył. W końcu wybuchł jednak szczerym głośnym śmiechem.

- Dobre, naprawdę dobre. Mild, może pójdziesz jednak z Trev’em? Taka okazja może się długo nie zdarzyć, a poza tym… - i tu ściszył głos do szeptu, delikatnie się ku niej nachylając - ...więcej dla mnie. - po czym puścił jej oczko i ruszył spokojnym wyluzowanym krokiem w kierunku Land Rovera.

- Wrócimy zanim wszyscy się zbiorą. - powiedział Trevor do rudej. - Jed jeszcze musi się ogarnąć, a z tego co widziałem Dziadek też nie szczędził sobie procentów… - zaśmiał się najemnik. - W sumie Doberusk mnie też zadziwił, bo nie wyglądał wcześniej na tak mocnego w piciu. Prawie kaca chłop nie ma.

- Moje procenty, to moja, pieprzona sprawa, Dickson - powiedział Dziadek, wychodząc z ciemnego baru na powietrze, jak zbir z taniego westernu. Zmrużył oczy porażone chwilowo ostrym światłem, przez co wyglądał gorzej niż zwykle. - Nie wiedziałem, że takie z was ranne ptaszki…

- Wiesz Joe, pójdę jednak z Trevem, bo faktycznie taka okazja może się nie powtórzyć.- odwróciła na krótką chwilę spojrzenie od rewolwerowca i rzuciła okiem na Joe. Dała mu do zrozumienia, że i tak pojedzie i będzie bronić mu dupska. Na tym w sumie mu zależało, więc powinno mu to wystarczyć.

- Nie uczono nas nigdy inaczej Dziadku - Mild uśmiechnęła się do najemnika osławionego w Apallachach i zaprosiła rewolwerowca na swój motocykl. Joe jednak nie miał jak zobaczyć, czy odwzajemnić to spojrzenie. Dochodził właśnie do wozu i jedynie co tylko mogła zobaczyć to niedbały ruch jego ręki gdzieś ponad i na prawo od jego głowy w uniwersalnym geście “Narazie”, czy “Do zobaczenia”, czy czym w tym stylu. Ciężko było powiedzieć. Ruch był niedbały, a co za tym nie do końca czytelny nawet dla wprawnego znawcy.

- Carver! - zawołał Trevor ruszając z rudą w kierunku jej motocykla. - Coś ty ze sobą na tej imprezie zrobił, stary? Wyglądasz jak byś wstał po rocznej drzemce. - zaśmiał się głośno Dickson.

- To nawet mogłaby być prawda Trev, ale nie mów mu tego na głos. Pamiętam jak go podrzucałam na zachód od Apallachów, jakoś ciągle nie czuł ile ma lat.- Mildred przyjęła uśmiechem słowa Trevora, siadając już na motocyklu i oplatając jego dłonie w okół swojej talii.

- Pewnie takie dzieciaki jak wy tego nie pamiętają, ale przed wojną mieliśmy pewien cudowny wynalazek - nazywał się budzik - powiedział z krzywym uśmiechem Carver - I nie szczerz się tak, Dickson, bo nawet po roku w łóżku mógłbym ci skopać dupsko. A teraz, mam zamiar zjeść śniadanie - spróbujcie do południa niczego nie spieprzyć - zakończył wciąż się uśmiechając.

- Jest tak jak mówisz, Robin! - zawołał najemnik z uśmiechem spoglądając też serdecznie w kierunku snajpera. - Nie wiem po co Joe mnie na tę wyprawę woła jak mają Ciebie. - zaśmiał się do obecnych dodając na ucho Mildred cicho. - Lubię gościa. Wygodnie tu. Już wiem czemu tak długo na nim przesiadujesz. Tylko nie zabij nas proszę. - zaśmiał się niepewnie najemnik.

- Nie zabiję, za ciebie też bym nadstawiła kark. - docisnęła jego dłonie do swojego ciała. Czuł każdy jej oddech i każde uderzenie pulsu. - Gotowy? - zapytała.

- Miło słyszeć, Mildred. - powiedział do jej ucha. - Nigdy bym nie śmiał postawić Ciebie czy Jeda w takiej sytuacji. Wczoraj przesadziłem. Wybacz. - złapał potężny oddech. - Jedziemy…

Mild przydusiła gaz, motor zaryczał potężnie i oderwał się od podłoża parkingu. Ruszyli, maszyna gnała po ulicach Detro około setki na godzinę.
W tym czasie handlarz zdążył zabrać swój plecak z wozu i ruszyć z powrotem do knajpy po swój płaszcz. Potem czekało go nieśpieszne sute śniadanie. Czy można było sobie wymarzyć idealniejszy poranek po udanym wieczorze i nocy?
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline