- Ki czort?! - Mortensen nerwowo przyglądał się meblowi, jak i przedmiotom umieszczonym na obrusie. - Niechybnie stoją za tym siły nieczyste... - wyszeptał.
Pojawiło się więcej pytań, niż odpowiedzi. Dlaczego stół ocalał z pożaru, a nawet nie nosił żadnych jego śladów? Przecież choćby takie świece powinny roztopić się od wciąż odczuwalnego żaru, a te stoją jakby z zimnej wody wyciągnięte. Dlaczego odmieńcy nie wzięli nic z tego, co na stole się znajdowało? - taka figurka musi być bardzo cenna przecież. Wielu z mutantów wciąż ulega ludzkim przywarom, a chciwość jest jedną z najsilniejszych cech.
Groteskowość sytuacji sprawiała, że nie miał najmniejszej ochoty na dotykanie czegokolwiek ze stołu, jak i zbliżanie się do obelisku. Czy to krasnoludowie umieścili tutaj coś tak obrzydliwego? A jeśli nie oni, to kto zdołałby to tutaj przytargać?
Myśli Sørena krążyły jednak wokół jednego spostrzeżenia. Ciał odmieńców było zdecydowanie zbyt mało, by mogli ogłosić zwycięstwo i powodzenie misji. Większość z nich odeszła gdzieś, być może zabierając ze sobą to, co leżało wcześniej na podwyższeniu. Co to mogło być? - Pójdźmy tam. Głównym korytarzem poszło pewnie więcej dymu, dlatego mogli wybrać tamten tunel. - Wskazał mniejszy i prowadzący gdzieś w bok chodnik.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |