Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2014, 19:24   #13
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zejście z muru było bardzo proste. Ześliznęli się na miękką trawę. Od razu wyszło też na jaw, dlaczego dzieciom nie udało się wyjść: mur z drugiej strony pochylony był do środka, co sprawiało, że wspięcie się na niego, nawet dla dorosłego, było nie lada wyzwaniem. Dodatkowo, Roger nie był w stanie dosięgnąć górnej krawędzi. Tutaj ziemia była o wiele niżej, niż na zewnątrz.
Waelleos wrócił do nich, kiedy Stephen miał skakać. Leciwy Inkwizytor zerknął w dół i skrzywił się wyraźnie.
- Wspólnymi staraniami uda się wydostać - stwierdził Roger. - Ale pułapka jest, nie da się ukryć, całkiem zmyślna.
- Chodźmy do tej kuchni. Zostajesz, czy idziesz z nami? - zwrócił się do Waelleosa.
- Pójdę, jednak obawiam się, że nie dam rady tak łatwo zejść - odparł niechętnie. Rzeczywiście. Stephen wiedział, że mag potrafi wysiedzieć w siodle cały dzień, jednak wsiadanie i zsiadanie zawsze szło mu nieco ciężej. - Idźcie przodem - rzucił, zdenerwowany, że dalej stoją.
- Jak wolisz, ale wobec tego raczej po prostu nie schodź, tylko pozostań oraz obserwuj - uznał Faeruńczyk. Obecnie wszak mogli mu pomóc przy schodzeniu, podejść, podstawić barki, zaś jakiekolwiek oczekiwanie kompletnie nie miało sensu.
Inkwizytor niechętnie skinął głową.
- Orveld poleci z wami - powiedział. - Postaram się obserwować okolicę.
- Ciekawe, czy te owoce są jakoś magicznie zabezpieczone - mruknął Roger, po czym ruszył ścieżką w stronę domu.
Co prawda to ścieżka mogła być pod obserwacją, ale bardziej prawdopodobne było podłączenie jakich alarmów do owoców.
Przy drzwiach niecierpliwie czekał lord Maavrel, rozglądając się cały czas dokoła.
- Poradzisz sobie? Nic nie ruszałem na razie - powiedział cicho, jednak w jego głosie słychać było ponaglenie.
Roger sięgnął za pazuchę i wyciagnął zestaw narzędzi przydatnych podczas otwierania drzwi, jeśli przypadkiem nie posiadało się klucza. Zanim jednak zabrał się za próbę dobrania instrumentu bacznie się przyjrzał tak dziurce, jak i całym drzwiom. A nuż właściciel posiadłości zamontował tu jakiś alarm.
Wprawne oko szybko wychwyciło wszystkie szczegóły. Drzwi na pierwszy rzut oka nie wyglądały na solidne, jednak z całą pewnością były grube i ciężkie - świadczyły o tym solidne zawiasy i ślady przy framudze, jakby ktoś już je usiłował otworzyć metalowym prętem. Sam zamek również wyglądał na często używany. Wielki i ciężki. Roger mógł jedynie mieć nadzieję, że nie połamie narzędzi. Żadnego zabezpieczenia w postaci linki, czy dzwonka włamywacz nie zauważył. W swojej karierze na wiele się natknął i potrafił ocenić, że nie są niczym zabezpieczone. Spróbował delikatnie sprawdzić nacisk klamki, czy niczego nie uruchomi, kiedy nagle drzwi ustąpiły. Były otwarte!
- Szybko ci poszło - mruknął Vlad, jednak w jego głosie nie słychać było wesołości.
- Dziwnie szybko - odparł cicho Roger, po czym spróbował jeszcze ciszej otworzyć mocniej drzwi i rzucić okiem do środka.
- Były otwarte - wyjasnił. - Albo ten gość nic a nic się nie boi, albo ktoś wyszedł i zaraz wróci.
- Albo właśnie liczy na to, że ktoś wejdzie własnie tędy, skoro to najprostsza droga. Może sprawimy mu niespodzianke oraz wejdziemy choćby oknem, bowiem jeśli ten człowiek zainstalował za drzwiami pułapki, to chyba lepiej w nie nie wpaść. Nie mam wprawdzie doświadczenia pod tym względem - przyznał, jakoś średnio przekonany do pchania się wskazaną trasą - jednak zgadzam się, że poszło dziwnie szybko - Faeruńczyk powtórzył słowa swojego poprzednika - zbyt dziwnie.
Już wcześniej zauważyli, że w żadnym oknie nie było światła - a przynajmniej nie było widać z tej strony. Rezydencja wznosiła się trzy piętra do góry i nie wiadomo, ile było poziomów pod ziemią. A pod ziemią niewątpliwie coś było! Świadczyły o tym niewielkie kratki zainstalowane nieco nad poziomem trawnika. Roger dostrzegł takie dwie, skryte w krzakach.
- Więc co niby mamy zrobić? - zapytał, wyraźnie zdenerwowany Vlad. - Nie mamy czasu na takie zabawy - dodał, ruszając do środka.
- Pójde przodem - powiedział cicho Roger, wysuwając się przed Vlada. - Czy Vidiessa może nam w jakiś sposób pomóc?
Rozglądając się dokoła i patrząc pod nogi ruszył powoli korytarzem. Skoro nie mieli czasu na takie zabawy, Faeruńczyk ruszył za nimi, tylko podwójnie ostrożnie z wyciągnietym mieczem. Widać decydował tu ów Vlad, czy jak mu tam, zaś on nie miał wiele do gadania. Nie było więc sensu strzępic sobie jęzora tylko reagować. Po prostu robić swoje. Szedł więc powoli za tamtymi, starając się na coś nie wpaść przypadkiem.
- Vidiessa została z Waelleosem - oparł cicho lord. - Ostrzegą nas, jeśli coś się stanie. Chowaniec maga pilnuje strażników przy bramie. Nie poruszyli się jeszcze ani o centymetr. Musimy w sumie sprawdzić jedne drzwi. Nie wiemy, dokąd prowadzą, ale znajdują się przy schodach, gdzieś na prawo, jeśli się nie mylę.
- Skąd wiesz? - mruknął cicho Roger, idąc dalej, chcąc znaleźć owe schody. I drzwi, oczywiście. Podobnie czynił Stephen, przy czym starał się też zwracać uwagę na potencjalnych łajdaków, którzy ukrywając się w ciemnościach korytarza, mogliby ich zaatakować. Jednak to cisza, zalegająca w budynku, była ich jedynym przeciwnikiem - potęgowała poczucie wyobcowania i nieprzynależności w tym miejscu.
- Orveld krąży nad okolicą, przekazuje wszystko Waelleosowi, a on mówi to Vidiessie, która przekazuje to mi - wyjaśnił, machając ręką.
Do schodów dotarli szybko, jednak każdemu wydawało się, jakby minęło kilka godzin. Nieustanne napięcie i oczekiwanie, kiedy coś w końcu na nich wyskoczy, było nieznośne. Schody wiły się niczym wąż ku górze, zaś w miejscu, gdzie niegdyś była ich kontynuacja ku dołowi, znajdowały się potężne drzwi. Roger stwierdził, że z tyloma zamkami tak szybko by sobie nie poradził, ale, na szczęście (bądź nie), drzwi były uchylone i gdzieś daleko, w dole, sączyło się światło.
- Albo gospodarz odwiedza akurat swoich gości - szepnął Roger - albo trafiliśmy na porę karmienia więźniów.
Były oczywiście i inne możliwości, ale o nich wolał chwilowo nie wspominać. Po co kusić los.
Delikatnie spróbował popchnąć drzwi, by móc zobaczyć, co się znajduje po ich drugiej stronie. W ciemnościach, które tam zalegały (światło z dołu było zbyt nikłe, żeby cokolwiek zobaczyli) włamywacz niewiele mógł dostrzec.
- Idę - oznajmił cicho Vlad, mijając Rogera. Bez swojego chowańca Lord nie poruszał się tak sprawnie w ciemnościach.
Roger pokręcił z pewnym niedowierzaniem głową, po czym ruszył za Vladem. Nie za blisko, żeby nie wpaść na niego, gdyby tamten się nagle zatrzymał. Zaś Stephen dalej za nimi.
Trójkę włamywaczy uderzył nagle obrzydliwy smród. Odór krwi i zepsutego mięsa. Jednak nie to zaprzątnęło teraz ich głowy. Znaleźli się w ciemnym korytarzu, który ciągnął się. Po bokach znajdowały się zamknięte drzwi. Zza niektórych dobiegał cichy płacz. Jednak lord Maavrel nie zatrzymywał się, szedł prosto przed siebie.
 
Kelly jest offline