Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2014, 02:26   #209
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
- Orin - usłyszał syknięcie. Wielce prawdopodobnym było, że doświadcza jakiegoś rodzaju omamów jednak... ktoś go wołał. I to wyraźnie.

- Orin… to ja, Cathil - warknął kobiecy glos po czym zamarł w oczekiwaniu na odpowiedź.
"Czyżby to... to przecież głos... ale na... na pewno?" - czuł łomotanie w czaszce. Po chwili usłyszał pełen niedowierzania, łamiący się głos, który okazał siębyć jego własnym:
- Cathil? To… to na prawdę ty? Ja… odnalazłem cie…? I siebie? - słowa zlepiły się w bezsensownym nieładzie.

- Co ty tu robisz? - w głosie Łowczyni wyraźnie było słychać ulgę. Podpełzła jeszcze bliżej - Co ty tu robisz, Orin? Musimy się stąd wynosić. Tu nie jest bezpiecznie…

- To Ty! - niemal wykrzyknął z piskiem niziołek po czym rzucił się na łowczynie wczepiając ramionami w jej kubrak - Starucha miała rację! Ptak mnie poprowadził! Podążałem za śpiewem! Tak jak kazała! - mówił z obłędem w oczach nie zdając sobie nawet sprawy z tego jak absurdalnie brzmiał jego wywód.

- Sza - Cathil mruknęła po czym objęła drobne ciało niziołka i przycisnęła do piersi - Cicho Orin, nie możemy wpaść w ich ręce. Musimy iść nad strumień, tam czeka Kat.
Na dźwięk tych zaledwie trzech liter niziołkowi przeszły po plecach ciarki, jednak była to tylko i wyłącznie reakcja na słowo kojarzone z niezbyt przyjemnymi widokami i wspomnieniami. Jednak przywołana w myślach twarz Bernarda nie była wykrzywiona wzgardą, obojętnością ani psychodeliczną radością. Była zwyczajną twarzą. Twarzą, którą przeszywał ledwo zauważalny grymas bólu spowodowanego zakrwawionym kikutem.

Cathil wyślizgnęła się z objęć niziołka. Nie puściła jednak jego ręki, nie chciała go znów zgubić. Pociągnęła go za sobą w nieznane a Orin całą drogę mamrotał pod nosem jakieś słowa o opatrzności, słusznych sprawach, zbrojach i podziękowaniach starając się chociaż trochę wytłumaczyć łowczyni co też się mu przytrafiło.

Raptownie dziewczyna zatrzymała się i nakazała malcowi zachowywać się cicho. Zmieszany bard z początku nic nie zrozumiał, jednak już po chwili wyczulony na wszelkie dźwięki słuch wyłapał głośniejszy łoskot a między nim strzępy dźwięków, które mogły być ludzką mową. Wskazała bardowi miejsce za skałą a sama ruszyła przodem. Nie trwało długo, gdy pojawiła się z powrotem z wyraźną ulgą w głosie.
- Możesz wyjść, to Bernard.
***

Po dłuższej chwili milczenia niziołek w końcu się odezwał:
- Cathil... B… Bernardzie… - zająkał się szybko ukrywając wzrok przed katem - co z tą bandą, która nas napadła? Gdzie oni teraz?
Kat spojrzał na Orina spod uniesionych brwi, jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Skąd niziołek się tutaj zjawił…? Nie było jednak czasu na wylewne powitania i pytania o zaszłe sprawy, więc Bernard odpowiedział zmęczonym głosem:
- Szukają nas i nie spoczną, póki nas nie dopadną. A wtedy rozszarpią, jak wilki sarnę… - lekki wstrząs przeszedł przez ciało barda - trzeba nam uchodzić, jak najprędzej i jak najdalej.
Orin natomiast wyglądał na zmieszanego, bo i tak się czuł. Było mu okrutnie wstyd, że siedział w dziupli... ukrywał się jak ostatni tchórz kiedy ci bandyci... Bernard... Chciał tak dużo powiedzieć a tak bardzo brakowało mu słów... Nie przemógł się też by spojrzeć na dłonie kata...

Tymczasem Cathil dźwignęła się na nogi i jak to Cathil miała w zwyczaju, bez słowa ruszyła przed siebie. Orin skwapliwie skorzystał z sytuacji i ruszył prosto za nią, starając się stąpać tak cicho jak tylko ona potrafiła.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline