- Olsen do kurwy nędzy... - Price warknął w kierunku odchodzącego z branką Duńczyka, jak stary pies pasterski, zbyt sterany życiem by chciało mu się biegać za każdą owcą której zechce się odejść w krzaki. Rozdzielał uwagę między odchodzących. W końcu machnął ręką. Lewą. Prawa wciąż trzymała dymiący rewolwer i kierowana ostatnim sprawnym okiem lustrowała ciemność w poszukiwaniu kolejnej żaby o rozmiarach i temperamencie rannego grizzly, która zechciałaby im dotrzymać towarzystwa. Splunął przed siebie i zwrócił się do zleceniodawczyni. - Srał ich pies. Pani będzie łaskawa zapieprzać pod górę za gołowąsem...chciałem powiedzieć paniczem Harrisem. Ja tu z panem Hawkesem dopilnujemy żeby nic nie wskoczyło wam na plecy. I jak ktoś dotrze na górę niech znajdzie drabinę, albo pomyśli jak inaczej jak wciągnąć tego starego pryka na górę. - Głową wskazał Wikebawa, ale było oczywiste, że ma na myśli również siebie, choć za diabła się do tego nie przyzna. - A właśnie, Brian, cowboy nie powinien mieć przy sobie jakiegoś lassa czy innego kawałka sznurka? Daj któremuś z dzieciaków, jak nie znajdą drabiny niech umocują na górze.
Starał się być opanowany a szarogęszeniem się przykrywał fakt, że bał się tej cholernej wspinaczki bardziej niż potworów z ciemności. Powód był prosty - jedno i drugie mogło go zabić, ale ściany zastrzelić nie mógł.
__________________ Show must go on! |