Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2014, 21:45   #8
Luphinera
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
Świątynia Zastępów
Gabinet Egzarchy


Garieola zapukała w futrynę i weszła do środka gabinetu.
-Pani? – zamknęła za sobą drzwi i czekała na rozmowę.
Araela uniosła głowę z nad manuskryptów pogrążona w głębokiej zadumie.
-Dobrze, że cię widzę. Nie każmy czekać, przyjdzie do Ciebie szóstka skrzydlatych, gdy tylko przyjdą wpuśsz ich dobrze? Mam dla nich bardzo ważne zadanie.
-Jak sobie życzysz pani, czy jest coś jeszcze co mogę…
W tym momencie rozległo się pukanie, pretorianka stanęła zaraz za wejściem do pomieszczenia, tuż przy ścianie, tak, że gdy ktoś wchodził widział wyłącznie biurko, a nie miał widoku w ciemniejszy kąt pokoju. Wydobyła miecz w chwili gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł skrzydlaty.
- Witaj Pani, jestem Ammisael, Seraphim z Zakonu Uzjela, Zelota Świątyni… towarzyszył temu lekki ukłon, zakończony słowami - chciałaś mnie Pani widzieć.
Gdy głos mężczyzny rozległ się w pokoju mógł poczuć ostrze tuż przy swojej szyi, pretorianka działała szybciej niż on skończył swoją wypowiedź.
Araela uniosła lekko dłoń ku górze.
-Spokojnie Garieolo… To jeden z aniołów które wzywałam. Możesz zaczekać na zewnątrz, i gdy tylko pojawią się pozostali aniołowie wpuść ich do mnie, najlepiej jak zjawi się pozostała piątka. Pierw muszę omówić kilka spraw z naszym obecnym tutaj zelotą.
Kobieta skinęła głową, schowała miecz z lekkim ociąganiem, jakby obawiała się, że anioł dalej ma złe zamiary. Jednak po chwili dało się słyszeć szczęk broni chowanej bezpiecznie do pochwy. Czarnowłosa anielica skłoniła się lekko.
-Wedle rozkazów – i opuściła pomieszczenie.
Ammisael miał chwilę, w której został sam wraz z Egzarchą. Kobieta wpatrywała się w mężczyznę błękitnymi oczami. W jej oczach była inteligencja i wiedza.
-Dobrze, że jesteś. – przełożyła kilka dokumentów odwracając na chwilę wzrok, który utkwiła na dłuższy moment w księdze.
-Z tego co widzę dobrze sprawiłeś się w Karpatach, udało wam się zgromić tamten front Skazanych, którzy nie chcą z nami współpracować. – zaczęła i ponownie spojrzała prosto w złote oczy anioła. –Jednak nie po to Cię tutaj wezwałam. Potrzebuję stworzyć dość niezwykłą grupę. Jednakowoż, każdy z was będzie miał dodatkowe odrębne zadanie. Potrzebowałabym abyś poznał wszystkie słabe punkty pani władającej zamkiem w Bran. –jej oczy uważnie przyglądały się twarzy podwładnego jej anioła, szukała najmniejszego wyrazu wahania czy niezadowolenia…
-Czy wyrażam się jasno?


Przed gabinetem Egzarchy
Raziel, Siveneal, Tierael,


Kolejną osobą która stawiła się był Raziel. Przed gabinetem stała jedynie pretorianka, która strzegła wejścia do gabinetu. W jej postawie widać było powagę i czujność, czarne włosy kobiety falami opadały na jej lekką srebrną zbroję. Zielone oczy uważnie przyglądały się nowoprzybyłemu.
- Archidiakon Raziel. Pani Araela mnie wzywała. –mężczyzna przedstawił się a anielica wskazała mu miejsce aby usiadł na jednym z krzeseł przy niewielkim stoliku, lub kanapie stojącej zaraz przy ścianie.
-Pani prosiła, aby do środka weszli wszyscy zainteresowani, w tej chwili prowadzi ważną rozmowę.
Gdy kobieta kończyła mówić , przed gabinetem pojawił się kolejny anioł. Był dobrze ubrany, do tego postawa i twarz samo to mówiło z jakiego jest zakonu. Przywitał się z Anielicą strzegącą drzwi oraz Razielem.
Nie musieli długo czekać, kolejny, może ciut zdyszany długowłosy anioł, znalazł się przed gabinetem. Jego wzrok omiótł zebranych. Skinął każdemu z nich głową, również Pretoriance.
-Rozumiem, że musimy czekać?
-Owszem- odpowiedziała Pretorianka. – oczekujemy na pozostałych skrzydlatych. –Kobieta dalej z powagą stała przed drzwiami i uważnie przyglądała się zebranym.
Czas się zaczynał wam lekko dłużyć…


Park miejski
Sivenea


Po ustawieniu czasu telefonie wkroczyła ścieżkami dalej w park, przemierzała ścieżkę zacienioną drzewami, które wciąż miały piękne kwiaty pośród liści. Lato wyjątkowo wcześnie pojawiło się w tym roku. Nieopodal dało się słyszeć szemrzącą wodę w strumieniu. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie ten przejmujący chłód oraz to odległe krakanie. Było jeszcze coś co się nie zgadzało.
Im głębiej anielica wkraczała w park, tym dźwięki miasta cichły, jakby przestał płynąć normalnym torem i coś w tym miejscu zaburzało jego odbieranie. Ludzi żadnych, gdzie nie poniosła wzrokiem widziała drzewa, krzaki oraz kruki czające się praktycznie na każdej gałęzi, a im bardziej zbliżała się w stronę altany i fontanny tym było ich znacznie więcej. Czas jakby przyspieszył i zdziwiła się, gdy telefon zabrzęczał, że czas minął i wypadałoby zadzwonić do brata. Zdążyła wysłać protektorowi krótkiego smsa, że „jest ok i niedługo do nich dołączy, został mi już tylko plac z fontanną i niewielką altaną”. I gdy tylko skończyła coś przykuło jej uwagę.
Zauważyła mężczyznę idącego szybkim krokiem w stronę fontanny i jeśli dobrze pamiętała rabaty z niezapominajkami. Pochylił się nad kimś, a widok przesłoniły wzbijające się w niebo kruki. Czuła aurę podobną do swojej słabiutką, ledwie przedzierającą się przez aurę, którą zaczął wyzwalać mężczyzna. Ta aura była silniejsza nawet od niej samej.
Po chwili rozbrzmiał krzyk, kruki wzniosły się całą chmarą w niebo, czarne pióra zaczęły opadać na ziemię tworząc czarny śnieg, który spadał z nieba w środku lata. Usłyszałaś za sobą czyjś głos.
-Przekaż Araeli, że wróciłem. Na pewno się ucieszy –męski głos zabrzmiał tuż koło ucha anielicy, chłodny oddech musnął skórę na szyi. Gdy tylko się odwróciła nikogo nie było, a co najgorsze jedyne co zapamiętała to złote oczy i długie czarne włosy.
Kruki wzleciały wysoko w niebo, a pomiędzy odlatującymi ptakami światło zaczęło przebłyskiwać spomiędzy skrzydeł, nie odlatywały, jedynie krążyły w zwartym szyku nad parkiem. Oczom akolitki ukazała się postać rudowłosej kobiety, stała w białej sukni, na plecach miała tatuaż ukazujący anielskie skrzydło, dookoła kobiety wirowały notatki zapisane ładnym i schludnym pismem, część z nich zaczęła płonąć i zamieniać się w pył. Poły sukni otaczały kobietę i unosiły się na wietrze, którego anielica nie wyczuwała, a od jej ciała bił lekki blask oraz znajoma Aura. W powietrzu wyczuwało się dziwne napięcie…


Przed gabinetem Egzarchy
Raziel, Siveneal, Tierael, Iverion


Siveneal otrzymał wiadomość od swojej wychowanki. Brzmiał prosto : „jest ok i niedługo do nich dołączy, został mi już tylko plac z fontanną i niewielką altaną”. W tym samym czasie do grupki trzech aniołów dołączył kolejny. Wyglądał jak starszy mężczyzna, ale biła od niego siła wojownika i doświadczenie. Spojrzał na wszystkich, a gdy tylko się pojawił drzwi od gabinetu się otworzyły, ujrzeliście anioła, który stał przy biurku oraz Egzarchę, która z niezbyt zadowoloną minął wyszła z gabinetu i spojrzała na obecnych.
-Gdzie jest Sivenea? –zapytała, a jej ton nie wskazywał aby miała czas na dłuższe oczekiwanie. Jej niebieskie oczy chłodno wpatrywały się w jej protektora oczekując wyjaśnienia.
-Mam nadzieję, że będziesz miał dobre wytłumaczenie dla jej nieobecności.
 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline