Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2014, 06:30   #16
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wąskie sztylety niezbyt się nadawały w roli wytrychów, więc otwieranie zajęło Eshtelëi trochę czasu.
Na szczęście zamek broniący dostępu do kuferka też nie był zbyt skomplikowany, toteż wysiłki elfki zostały nagrodzone zawartością kuferka. Czyli… damską garderobą: damską bielizną, damskimi sukniami, damskimi perfumami.
To był niewątpliwie kuferek należący do kobiety. I to zamożnej szlachcianki. Materiały poszczególnych sukni były najwyższej jakości. Krój gustowny, choć niewątpliwie nosząca je osoba była nieco wyższa od kuglarki, a i biust miała nieco większy.
Brakowało tu biżuterii. Za to ukryty i owinięty starannie aksamitem leżał w kuferku obraz.







Portret pięknej rudowłosej kobiety szlacheckiego pochodzenia i niewątpliwie właścicielki kuferka. Komuś szczególnie zależało na tym portrecie, bo w przeciwieństwie do nieco wymiętych ubrań, został w kuferku ułożony z wyraźnym pietyzmem.

Elfka pokręciła nosem przerzucając zdobne szmatki. Nie był to skarb jaki sobie zdążyła wymarzyć w trakcie otwierania skrzyni. Oczekiwała blasku klejnotów, istnej góry monet i może nawet zapasu ziela dla siebie oraz liska, a choć sam jeden element bielizny stąd zapewne kosztował więcej niż całe jej ubranie, to i tak czuła się mocno zawiedziona. Na cóż jej te fatałaszki? Dla siebie ich nie weźmie, każdy kupiec mogący jej zapłacić odpowiednio dużo byłby zbyt podejrzliwy, zaś każdy inny tylko wyśmiałby jej znalezisko! Ostatecznie mogłaby znaleźć jakichś dziwaków chętnych na kupno cudzej bielizny, bo takich nie brakowało.

Przyglądając się portretowi rozchylała swe własne usteczka w mało udanej, zdecydowanie niezbyt pociągającej próbie naśladowania rudowłosej. Widać Eshte nigdy nie było dane zostać szlachcianką, o którą walczyliby artyści.

Przechyliła obraz, co by biuściasta piękność patrzyła w stronę czarownika, i rzuciła kąśliwie -Pewnie tę tutaj laleczkę uznałbyś za istny brylant, nie? Nawet Ciebie zamieniłaby w barda o cielęcych oczach.
-Chyba nie jesteś o nią zazdrosna, co?
- zapytał wręcz czułem tonem głosu Tancirst z wyjątkowo ironicznym uśmiechem na obliczu.- Przecież wiesz, że tylko twe imię mam na mych ustach.
Po czym spojrzał na obraz.- Musisz przyznać, że jest piękna i umie to piękno podkreślać. Acz… nie wątpię, że ty i byś się nadawała na obraz. Gdybyś została ubrana odpowiednio, lub nie ubierała się wcale. Teraz są bowiem w modzie są nagie akty oparte o mity dotyczące pierwszych cesarzy. Bardziej jako wymówka dla golizny na malunkach, niż trzymanie prawdy historycznej. No cóż…- pod wpływami maga trzeci z glifów sczerniał pozbawiony mocy.-... Mylisz się moja droga. Ja nie ulegam wpływów prostych pragnień. Choć nie zaprzeczam urodzie kobiety na obrazie, to ani ona… ani żadna inna nie zdoła mnie wziąć na swą smycz. Jestem ponad takie miłostki.

-Słyszysz go, Skel'kel? - wymruczała Eshte do swojego pieszczocha grzejącego jej kark, szyję i ocierającego się przyjemnie o policzek. Dłuższy czas samotnych podróży sprawił, że miała w zwyczaju rozmawiać ze zwierzętami jak z ludźmi. I często okazywały się być lepszymi towarzyszami -Tak się wypiera, tak powtarza jak dalekie są mu całkiem ludzkie pragnienia, a gdyby mu pozwolić to nie przestawałby mówić o kobietach. I to z jaką pasją w głosie.
A jej własny ton głosu pasował bardziej do jakiego myśliciela, czy innego badacza świata, który właśnie opisuje poznane gdzieś w głuszy stworzenie w jego naturalnym środowisku -Tak właśnie brzmi bard, lub inny artysta potrafiący docenić uroki cycków i innych krągłości. Lub, jak w tym przypadku, ktoś odczuwający wręcz niezdrowe napięcie w ciele.

Pokiwała głową wszechwiedząco, nie zapominając oczywiście o złośliwym uśmieszku nawiedzającym elfie wargi. Jeszcze jeden raz pociągnęła z fajeczki, a następnie wyciągnęła ją ku liskowi, by mógł się wokół niej owinąć. Sama zaś zaczęła przerzucać fatałaszki, tym razem oceniając je pod kątem zabrania i przerobienia na swoje.
Skel’kel o dziwo, przytaknął elfce znacząco jakby rozumiał jej słowa, a nawet się z nimi zgadzał.

Zaś czarownik zaśmiał się kpiąco.- Nie przenoś swoich ukrytych pragnień na mnie, moja droga. To nie ja włóczę się sam po ostępach leśnych, to nie we mnie się wzbiera niezdrowe napięcie. Tylko w tobie… W Grauburgu są zamtuzy z ładnymi kurtyzanami. Gdy potrzebuję kobiety, to ją sobie wynajmuję.

Tymczasem Skel’kel powęszył chwilę i zsunął się po ręce Eshte do kuferka. Zanurkował pomiędzy sukniami i… wynurzył się spośród fatałaszków trzymając w paszczy srebrne lusterko ozdobione z drugiej strony jedną perłą stanowiącą centrum srebrnego kwiatu.
W pochwale podrapała go za uchem i przyjęła zdobne lusterko w celu poddania wycenie. Kwiatowy wzór był jak dla niej samej zbyt niewieści, ale mimo to nie mogła zaprzeczyć mu niezwykłej urody. Na pewno niejedna szlachcianka z chęcią wydałaby na nie fortunę, byle tylko mieć coś bardziej zachwycającego od reszty pałacowych pudernic.
Korzystając z okazji przyjrzała się bacznie swojemu odbiciu. Makijaż nie ucierpiał po potyczce z bestiami w lesie, nawet misterny zawijas pod okiem się nie rozmazał. Barwne włosy tworzyły nieco artystyczny chaos na elfiej głowie, ale taka już była ich niesforna natura.

-Ale nie jesteśmy w Grauburgu, Dorotko. Wątpię też, by Zakon przydzielił waszej wesołej grupce choćby jedną kurtyzanę. Białowłosy byłby niepocieszony.. - urwała, by zaraz w powietrzu uniosło się głośne westchnienie zrozumienia. Gdyby nie lusterko zajmujące jej dłonie, to przyklasnęłaby głośno swojej błyskotliwości – To dlatego tak bardzo naciskałeś bym wam pomogła tutaj! Chcesz już szybko wrócić do miasta. Tak bardzo ciśnie?
-Może po prostu chciałem pobyć w twoim urokliwym towarzystwie, co? Może jutrzejszej nocy będziesz mnie gościła w swoim wozie?
- rzekł ironicznie Tancrist, gdy pieszczony fajkowy lis mruczał niczym kot będąc drapanym za uchem.- Prawda jest jednak bardziej prozaiczna, niż twe fantazje na temat mojej chuci. Tu jest nudno. To zastraszona i zabita dechami wiocha w której jedyne co można robić, to pić do własnego odbicia w cynowym kuflu. Tak… nie mam zamiaru pozostawać tu dłużej niż to konieczne. I wątpię że ty byś chciała, więc… -spojrzał przez ramię dodając nieco złowieszczo.- … chcesz tego czy nie, drogę do Grauburga odbędziesz w moim towarzystwie. Z tego względu niestety, że stąd prowadzi do niego tylko jedna droga, którą oboje musimy przebyć.
-Mam nadzieję, że Zakon chociaż wyposażył was we własny wóz lub konie, bo nie mam zamiaru przygarniać kolejnych włóczęg na moje koła
– odparła mu ze wstrętem, jak gdyby samo takie podsunięcie wyobrażenia o współdzieleniu z nim jej malowanego domku wywoływało w niej prawie odruch wymiotny. Już wystarczyło, że miała krasnoluda na głowie, nie potrzebowała jeszcze przemądrzałego czarownika -Póki co wydajesz się tam wyśmienicie bawić. Najlepsza rozrywka w okolicy?

Odłożyła lusterko obok siebie, a następnie prawie zanurkowała w kufrze, powracając do przeszukiwania jego zawartości. Wszystkie te suknie jednak były ciężkie jak dla niej, wyglądały też niezwykle niewygodne. Mogła się założyć o wiele cudzych pieniędzy, że ta damulka nie potrafiła chodzić o linie, a byle próba zrobienia szpagatu połamałoby jej wydelikacone nóżki. Do siedzenia na kanapach i zajadania się smakołykami były zapewne idealne. Dla kuglarki i akrobatki zaś zbędne w takiej postaci. Ale tutaj coś obciąć, z innej wziąć rękaw, kolejną skrócić drastycznie i dorzucić kolorowe pończochy, a nawet Eshte będzie mogła występować w najdroższych fatałaszkach.

-Gryfa… jeśli już mamy chodzić w szczegóły, górskiego gryfa…- wyjaśnił mag mimochodem. Oczywiście nie umknęło Eshte uwagi, że skrzydlate wierzchowce były drogie zarówno w zakupie jak i w utrzymaniu. - Ale reszta zakonników i najemników ma konie, więc będę musiał dreptać razem z nimi.
Po czym dodał z uśmiechem.- Tak… widok twej nadąsanej minki wydaje mi się… a widok twych trwożliwych oczek, gdy wtulałaś się w me ramię z ufnością, wydał mi się zabawny. Więc… tak, odkąd tu się zjawiłaś bawię się wyśmienicie.
Nie mógł. Po prostu nie mógł jej nie wypomnieć tej chwili słabości, gdy ona przetrząsała kuferek bez większych rezultatów. Wydawało się że obraz i lusterko było jedynymi skarbami wyróżniającymi się z tej sterty drogich fatałaszków.

Szczęśliwie dla Eshte, poznała ona dokładnie znaczenie złotej myśli o niezaglądaniu darowanemu koniu w zęby. Nie tylko Mały Brid' nie pozwalał obejrzeć swych własnych, bez odgryzania ciekawskiemu wszystkich palców, ale życie włóczęgi nauczyło ją korzystać ze wszystkiego co tylko się nawinie.
Owocem tego przekonania były jej kreacje - trochę niedokończone, mieszające ze sobą całe tęcze kolorów, wymyślne i zwracające na siebie uwagę, czasem z podoczepianymi piórami i mało skromnie odsłaniające smukłe ciało elfki; cały wystrój wnętrza wozu – porozwieszane szale, skotłowane koce składające się z pozszywanych ze sobą kawałków różnych materiałów, eleganckie ozdobniki godne pałaców stojące w sąsiedztwie poobijanych kociołków.
Ah. Żołądek też musiała mieć mocny i wyjątkowo odporny, , skoro w tych ostatnich gotowała dla siebie cuda niewidy ze wszystkiego co się akurat nawinęło. Poczęstowany gość mógłby ją oskarżyć o próbę otrucia.

Dlatego dla zaradnej kuglarki, nawet tak pozornie bezużyteczny skarb jak kobiece kreacje widujące najlepsze salony, mogły się dać przerobić na coś bardziej praktycznego. Ich właścicielka zapewne nie byłaby z tego powodu zbyt zadowolona, ale skoro zostawiła je tutaj, to raczej nie przywiązywała doń zbyt dużej wagi. Albo już nie żyła. Co nadal nie przeszkadzało Eshte przed przygarnięciem sobie zawartości kufra. Albo ona, albo jakiś czarownik hasający w sukienkach i najprawdopodobniej bez bielizny.

Zdążyła stworzyć obok siebie niemałą górkę pełną falbaniastych i koronkowych marzeń niejednej wieśniaczki czy tam prostej mieszczki, gdy ostatni glif wypalił się pod wpływem zaklęć Tancrista i oboje mogli zejść w końcu do znudzonej trójki towarzyszących im strażników. Szczególnie Krannega wręcz rozsadzała energia. Krasnolud niecierpliwie chodził tam i z powrotem. I uśmiechnął na widok schodzącej pary.

-Wreszcie!- rzekł radośnie krasnolud.- Możemy ruszać dalej!
-Długo rzeżcie się migdalili na górze.
- zaśmiał się jeden z łuczników.
-Powinniśmy raczej poczekać na zygryfowych ludzi.- stwierdził po namyśle czarownik.
-Eeee tam. Poradzimy sobie.- zaśmiał się krasnolud. A drugi z łuczników dodał.- Pomyślcie o skarbach.

Elfka dopadła do pierwszego żartownisia z łukiem, na długo nim ten zdołał się rozmarzyć na słowa swego kompana. Z pewnością nie była jakimś wielkim postrachem. Drobna, niewysoka, a na dodatek targająca w rękach górę damskich fatałaszków. Tyle, że trochę tej niewinności teraz odbierały jej oczy o tęczówkach dosłownie płonących żywym ogniem.







-Coś Ty powiedział? - usta układające się w ten syk ujawniły, że także ich wnętrze podobne było wrotom Piekła, lub gardzielom smoka przygotowującego się do splunięcia płomieniami w naiwnego poszukiwacza skarbów. Ona tak nie potrafiła, ale ten tutaj prosty samiec pewno nie potrafił odróżnić iluzji od prawdy.
Również futrzany kołnierz zdobiący szyję Eshte poruszył się niby wąż i wpatrzył się w niego lśniącymi ślepiami. Po czym otworzył pyszczek pełen ostrych kiełków sycząc niczym prawdziwy gad.

-Ska.. rbach… złocie… klej.. no.. tach… pani.- łucznik z trudem wydukał te słowa wpatrzony w Eshte. Wyraźnie drżał i z trudem utrzymywał się na nogach.
-Oh? Doprawdy? - zdziwiła się sponad góry ubrań -A wydawało mi się, że słyszałam coś o migdaleniu się.
Zbliżyła się do niego jeszcze na krok, dając tą niewypowiedzianą przyjemność przyjrzenia się dokładniej płomieniom liżącym jej gałki oczne. W środku, tym wyraźnie wypełnionym ogniem, Eshte sobie chichotała widząc strach w oczach mężczyzny. Na zewnątrz zaś w wypowiadanym pytaniu owionęła go gorącym powietrzem o mocnym zapachu siarki -Przesłyszałam się?
-No… przesłyszałaś… się… skarby… złoto.. czarownicy je.. mają.
- wydukał nerwowo strażnik, starając się jednocześnie odwrócić spojrzenie od oczu Eshte i mieć ją na oku. Oczywiście, niezbyt mu to wychodziło.
-To błędny przesąd, Gdyby tutejszy rezydent dysponował bogactwem, to nie siedziałby w tej norze.- stwierdził autorytarnie Tancrist.
-Ale chwała i przygoda. Mamy przewagę zaskoczenia. Nie wiadomo kiedy ten białowłosy przyjdzie.- Kranneg próbował przekonać czarownika, a co gorsza… chyba mu się udawało. Tancrist wyraźnie się wahał.

-Oh. Mój błąd zatem – odparła elfka z niezachwianą beztroską. W jednej sekundzie ogień w jej oczach zastąpiły tęczówki o fiołkowej barwie, a płomienie w ustach zniknęły, jak przełknięte bez choćby mrugnięcie. Wyszczerzyła ząbki w czarującym uśmieszku, jak gdyby nic wielkiego się przed chwilą nie wydarzyło, po czym bez pytania obarczyła łucznika ciężarem niesionych damskich fatałaszków -Ty nieś. Silny jesteś.
Nie czekając na odpowiedź obróciła się na pięcie, i tylko lisek jeszcze spoglądał na mężczyznę, prezentując mu szereg swych kiełków ostrych jak szpilki.
-Wystarczy kolejnych kilka zjaw i zaraz zaczniecie myśleć o ucieczce zamiast o tych całych skarbach. Nie po to się męczyłam na górze, by teraz zignorować Zygryfa i jego ludzi – gniewnie splotła ręce na piersi i zerknęła na czarownika, zaś u niego zaskakująco poszukując poparcia – Prawda, Thanekryście?
-Prawda mój ognisty kwiatuszku.
- odpowiedział przesadnie czule Tancrist spoglądając na elfkę rozmarzonym spojrzeniem. Zapewne by podsycić wątpliwości najemników co do wydarzeń na górze.
Potwierdzał to jego ironiczny uśmieszek, nieśmiało błąkający się po jego ustach.

I znowu zapłonęła, choć tym razem same włosy zajęły się ogniem w gniewnej odpowiedzi na słowa czarownika. Zadziwiająco, nie było ich wiele. Już od samego początku był wobec niej bezczelny, ale widać ich rozmowa na szczycie schodów jeszcze bardziej go rozbestwiła. A przecież tylko odrobinkę się z nim drażniła! To nie tak, że przecież mówiła coś niezgodnego z prawdą!

Jednak zadziwiająco szybko się uspokoiła, a jej ścinane tępymi nożycami włosy ponownie stały się całkiem niewinnymi kosmykami. Niech sobie Puchacz nie myśli, że z taką łatwością będzie ją wyprowadzał z równowagi.
-My tutaj zostajemy – zadecydowała podrapując fajkowego liska po główce, na co odpowiedział z pełnym zadowolenia pomrukiem -Jedyna skrzynia jaką tutaj widziałam, zawierała tylko kobiece ciuszki. O ile żaden z panów nie gustuje w noszeniu gorsetów i pończoszek, to takie skarby będą raczej bezwartościowe.

Dla podkreślenia swej decyzji, usiadła na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i ręce także zaraz zaplotła na piersiach. Spoglądała na wszystkich spojrzeniem stanowczym i wyzywającym jednocześnie, ani myśląc przesunąć się choćby o kawalątek nim nie zobaczy rycerzyków w lśniących zbrojach. Jeśli każdy z nich tutaj sądził, że ona pójdzie dalej z nimi ku nieznanemu niebezpieczeństwu po tym jak nie popisali się z brytanami, to grubo się mylili.
Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré była teraz nie do ruszenia jak skała. Była uparta jak.. jak.. jak osioł. Właśnie tak. Jak osioł, którego można pchać z każdej strony, a ten nadal będzie tylko leniwie przeżuwał zielsko. Wyrzucając z siebie okazjonalnie, ale jakże głośno, zlepki fantazyjnych wyzwisk dla intruzów.


 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem