Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2014, 20:20   #5
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
The Legend of Blaze

- Oh? - chłopak wydał z siebie krótkie westchnięcie zdziwienia, a jego usta powoli zaczęły wykrzywiać się w upiornym uśmiechu.


- Warukunai, kimi wa…[1] - przemówił głosem pełnym podziwu do mikrofonu przy swoich słuchawkach, a koło głowy jego awatara pojawił się bąbelek sygnalizujący że pozostali gracze w zasięgu wzroku powinni go słyszeć. - Kondo koso misetearo![2] Chyba że wolisz zabawić się w kotka i myszkę…
Zakapturzony Blaze w długiej czarnej pelerynie nie czekając na następny ruch oponenta wspiął się na najbliższe drzewo przy pomocy kocich ruchów, a następnie aktywował skanowanie by wykryć skąd będą nadchodzić następne ataki. Przygotował w międzyczasie harpun, którym w razie niebezpieczeństwa miał zamiar wystrzelić w sąsiednie drzewo, by na nie przeskoczyć.
Kilkanaście pocisków, tym razem stworzonych ze zwyczajnej energii przecinało powietrze gdy Blaze wskakiwał na drzewo. Co dziwne, jego przeciwnik zdawał się celować nie tyle w jego osobę, co raczej w miejsce, w którym będzie za kilka sekund. Szczęśliwie avatar młodego, w końcu w tej branży nie ma starych osób, gracza zdołał przeskoczyć na sąsiadujące drzewo. Sposób, w jaki panował nad harpun był przerażający. Każdy z potencjalnych obserwatorów tej walki mógł cieszyć się z tego, że postać używa go głównie do przemieszczania się.
Głośny odgłos zderzającej się energii oraz kory drzew nie ukrywał siły każdego z pocisków. Jeśli Daichi się nie mylił, a w przypadku tej gry było to raczej oczywistością, był to czar rangi A. Wykorzystywać ich tak wiele w tak krótkim czasie - przeciwnik musiał być dobry. Jego poprzednia kryjówka była, cóż, łatwiej chyba stwierdzić, że jej nie było. Spora część drzewa zwyczajnie znikła, rozpadając się na pojedyncze bity informacji. Skanowanie trwało dalej, najwyraźniej przeciwnik używał czegoś kamuflującego, a system potrzebował chwile więcej, by go zlokalizować.
- Cheater nano ka?[3] - chłopak zastanowił się na głos gdy jego oczy poruszały się na wszystkie strony, śledząc sytuację na ekranach, palce skakały po klawiaturze w zastraszającym tempie, a myszka przesuwała się po podkładce wykonując co rusz gwałtowne, a zarazem precyzyjne ruchy. Po chwili jednak odrzucił tę myśl. Sam osobiście sprawdził zabezpieczenia gry jeszcze nim założył swoje konto. Interesowały go tylko gry w których można było uczciwie rywalizować. W ten sposób nikt nie mógł jego posądzać o bycie oszustem. - Skoro nie chcesz wyjść, to przekonajmy się jak dobra jest twoja celność. Kemuri bakudan![4] - zakrzyknął Blaze, a jego awatar wyciągnął spod płaszcza garść czarnych kulek. Jedna z nich została ciśnięta w ziemię, a sam Blaze skoczył za nią by po chwili opaść na ziemię i zniknąć w chmurze gęstego dymu. Oczywiście nie miał zamiaru po prostu stać w jednym miejscu i już po kilku sekundach na polu walki zaczęły wykwitać następne chmury. Niektóre były miejscami w które miał zamiar przeskoczyć jego awatar, jednak sporo z nich było również zwykłymi zmyłkami które miały za zadanie ściągnąć na siebie dystansowe ataki przeciwnika.
Kolejne, stworzone tylko z mocy wrogiego avatara pociski zderzały się z ziemią. Dym zadziałał - nie były one wystarczająco celne, by przemknąć przez stworzoną przez Blaze’a zasłonę, jednak nigdy nie były oddalone od jego osoby bardziej, niż o metr.
Daichi zdał sobie sprawę z czegoś innego. Nikt, kto był w stanie zmusić go do tego typu zadań, a raczej - był na tyle odważny, by rzucić mu wyzwanie wewnątrz jego własnej piaskownicy, nie zostanie w pełni zmylony przez tego typu zagranie. Myślał, analizował - jaki będzie następny ruch przeciwnika. Szczęśliwie jego wiedza na temat tej gry była olbrzymia. Zdołał zidentyfikować następny ruch przeciwnika, jednak nie zrobił tego wystarczająco szybko.
Biały pocisk zatrzymał się pół metra od głowy Blaze’a. Żrenice avatara błyskawicznie skupiły się na wiszącej w powietrzu kuli. Z całą pewnością był to “Dispersion” - kolejna umiejętność zarezerwowana dla wysokorozwiniętych postaci. Było już jednak za późno. Cała zasłona dymna rozpadła się pod wpływem rozpadającej się w każda stronę powietrznej kuli. Nawet Blaze ucierpiał nieco, lądując kilka metrów dalej, na jednym z drzew.
Blaze sprawdził swój ekwipunek. Miał jeszcze kilka leczniczych mikstur, jednakże nie była to jeszcze pora na nie.
- Chyba pora zabawić się na poważnie - stwierdził chłopk, szczerząc zęby przed monitorem. Jedno naciśnięcie myszy i na polu bitwy pojawiło się kilka obłoczków białego dymu, który jednak szybko się rozwiał, zaś wszystkie pozostałe ekrany w pokoju Daichiego pokazywały teraz oddzielne awatary. Umiejętność tworzenia klonów była elitarną umiejętnością zarezerwowaną wyłącznie dla asasynów. Blaze nie bez powodu wybrał tę klasę, gdyż twórcy gry umożliwi graczom tworzenie własnego AI dla klonów, bądź też... kontrolowanie je osobiście. Oczywiście o ile posiadało się do tego odpowiedniego skilla.
Szóstka Blaze'ów rozdzieliła się i ruszyła w różnych kierunkach. Oczywiście tylko jeden z nich był tym prawdziwym, a klony posiadały mniej życia i zadawały mniej obrażeń, aczkolwiek posiadały te same umiejętności i ekwipunek, więc mimo iż nie mogły samodzielnie rywalizować z graczami o tym samym poziomie, to wciąż stanowiły jeden z najbardziej losowych elementów PvP. Od bezużytecznego mięsa armatniego nadającego się wyłącznie do tankowania mobów w rękach niedoświadczonych graczy, do broni o niemalże nieograniczonym potencjale w rękach true pro-gamerów.
Nagle prędkość poruszania się klonów wzrosła dwukrotnie, gdy wszystkie jednocześnie aktywowały sprint. Blaze jako asasyn był dużo szybszy od innych klas i w trakcie unikania ataków przeciwnika upewnił się że ten musi znajdować się na skraju zasięgu zaklęcia Dispersion. W ten sposób sposób ograniczył wszystkie pozycje w których potencjalnie mógł się znajdować do okręgu o średnicy dokładnie trzydziestu metrów. Wystarczyło więc by on i jego klony dobiegli na wyznaczone pozycje na jego obwodzeie nim ten zdąży zmienić swoje położenie, a w momencie wykrycia go przez skan będzie musiał znajdować się nie dalej jak 7,8541(6) metra od któregokolwiek z Blaze’ów. Taką odległość zdoła pokonać w 0,744 sekundy, a zamienienie się miejscami ze klonem (która to umiejętność miała 1-minutowy cooldown), dobycie katany, zaaplikowanie spowalniającej trucizny i zaatakowanie zajmie dokładnie 1,6 sekundy. Czyli w sumie 2,344 sekund nim zdąży zadać cios, zaś wszystkie wysokopoziomowe zaklęcia posiadały przynajmniej 2,5-sekundowy casting time. Tak więc idealnie wykonane combo było prawie niemożliwe do skontrowania przez klasy dalekodystansowe. Ostatecznie po dosięgnięciu sufitu wszystko sprowadzało się do liczb, których żaden gracz nie mógł oszukać. Był to jeden z głównych powodów dla którego Blaze’a szybko znudziła ta konkretna gra.
Przemyślenia Daichiego były niebezpiecznie blisko prawdy. Każdy przeciętny dalekozasięgowy build nie uwzględniał możliwości dopuszczenia do siebie przeciwnika. Problemem jednak było nie to, że zamierzal go zabić, zanim ten do neigo dotrze, co raczej posiadanie ewentualnych metod przeciwdziałania temu. Szybkość Blaze’a była wystarczająca, by zniechęcić przeciwnika do prób ataków. Nieliczne pociski były wystarczająco dalekie celu, by ręka japońskiego gracza sięgnęła po łyk kawy. Ta walka była już skończona. Przeciwnik znalazł się wewnątrz pajęczyny, której nicią były potencjalne rozwiązania tego problemu przez mistrza tej gry.
Gdy <<Skan>> przelał wszystkie dane to klienta Daichiego, walka winna była się zakończyć. Ruszył w kierunku przeciwnika jak szalony, podmieniając się z klonem w idealnym momencie. Cały jego plan działał bez najmniejszego błędu.
To właśnie było jego zgubą. Gdy był już gotowy do ataku, uświadomił sobie, że właśnie wpadł w pułapkę przeciwnika. Nie wielu graczy wiedziało o tej możliwości, jeszcze mnie próbowało wykorzystać metodę znaną głównie z walk PvE - <<Mass Gravity Trap>>. Na ekranie błyskawicznie zdołał znaleźć każdy z elementów aktywujących jego zgubę.
Avatar przeciwnika uśmiechnął się. Przeciwnik twierdził, że ma wystarczająco czasu, by przesłać na serwer jeszcze jedną informację, zmienić nieco mimikę twarzy.


Szesnaście kart otaczało teraz tego przeciętnego z wyglądu avatara. Jedynym, co było w nim interesujące był fakt posiadania unikalnych animacji. Można było zyskać je na dwa sposoby, niczym Blaze - będąc zwyczajnie najlepszym graczem, albo za sprawą ogromnych napływów gotówki.
- Ini miny miny moe, catch a tiger by its toe - niesamowicie irytujące słowa wywyższającego się przeciwnika właśnie grzmiały ze słuchawek Daichiego. Właśnie zaczynał aktywację <<Chain Cast>>, czegoś, co chociaż nie musiało, z całą pewnością mogło zakończyć walkę.
- Dobra kontra - chłopak pochwalił swego rywala. Aczkolwiek jak to zwykle bywa w grach, na każdą kontrę znajdzie się następna. Na szczęście znajdował się już w zasięgu umiejętności Quick Step, której użycie dokładnie w momencie ataku przeciwnika pozwalało na jego uniknięcie i natychmiastowe przeniesienie się za jego plecy, skąd powinien mieć dogodną pozycję do ataku, a do tego jedynymi zaklęciami które mogły go tam dosięgnąć były te z rodzaju self-centred AOE, które nie wymagały aby cel znajdował się w linii wzroku, ani nie posiadały minimalnego zasięgu. Może nie była to idealna pozycja dla Blaze’a, ale w tych okolicznościach jego atak wręcz wciąż powinien zadać więcej obrażeń niż przeciwnik będzie w stanie zadać jemu. Tymaczsem zaś jego klony sięgnęły pod pazuchy po garść shurikenów którymi cisnęły w aktywatory grawitacyjnej pułapki, a następnie zaczęły zbliżać się w kierunku przeciwnika z zamiarem otoczenia go.
Daichi niemalże zapomniał o jednym. Każde jego działanie miało sens, tak długo, jak mógł wykonać je wystarczająco szybko. Tym razem było jednak inaczej. Blaze stał w miejscu pomimo wbijanych przez gracza komend. Nie ruszał się, nie wykonywał kolejnych umiejętności. Zdawało się, że stracił zdolność ruszania się.
Prawda była jednak nieco inna, avatar zwyczajnie czekał na odpowiedni moment. Mechanizm aktywujący pułapke rozpadł się z hukiem, a dym emanujący z jego poszczególnych części był sygnałem dla oryginału.
Ten ruszył w kierunku przeciwnika, przyjmując na siebie tylko część z jego ataków. Reszta zraniła tylko najbliższe pierwotnej pozycji postaci powietrze, oraz znajdujące się nieco dalej drzewa. Jeden z klonów oberwał rykoszetem, a odpowiedzialny za niego monitor pokryła czerń.
Następne uderzenie Blaze’a było swoistym dowodem jego wcześniejszej dominacji. Cybernetyczna katana rozcinała kolejne bity informacji, a już po kilku sekundach z głośników zaczał rozchodzić się satysfakcjonujący dźwięk ciętego ciała. Jedna z rąk przeciwnika odpadła od pozostałej w bezruchu więszości.
Ze środka jego ciała wystrzeliła ogromna fala powietrza, jednak Daichi niemalże instykntownie wyskoczył postacią ponad strefę działania, by kilka skeund później opaść na ziemię.
- Kono tatakai ga owari da[5] - przemówił Blaze bez cienia wątpliwości, gdy jego klony zdołały już otoczyć przeciwnika. Dwa trzymały w dłoniach noże kunai z przywiązanymi do nich stalowymi linkami. Od razu cisnęły nimi w okularnika, by zmieniając w powietrzu kurs pocisków owinąć go żyłkami i unieruchomić. Pozostałe trzy awatary Diachiego, wliczając w to oryginał, postanowiły aktywować umiejętność Rapid Projectiles zalały wroga potokiem miotanych broni.
Powietrze początkowo przecięły tylko dwa noże. Niecałą sekundę później dołączyły do nich cztery kolejne. Po kolejnym mrugnięciu otoczenie zostało zdominowane przez metal, a jedynym słyszalnym dźwiękiem był odgłos rozpychania powietrza na boki.
Powietrzna tarcza po raz kolejny otoczyła maga, odbijając sporą część ataków. Krew jednak chlapała na wszystkie strony gdy kolejne ostrza rozdzielały kolejne płaty skóry. Widok, w który powoli zamieniał się przeciwniki Blaze’a był czymś intrygującym. Głównym elementem krytyki tej gry, jak i tym co przyciągało kolejnych fanów, były makabryczne obrazy kolejnych śmierci.
Coś jednak nie pasowało, milczący przeciwnik nie wykonywał żadnego ruchu. Nie starał się, nie próbował zrobić czegokolwiek, co zmieniłoby jego los. Przynajmniej, nim pod Daichim rozbłysło podłoże. Znalazł się na podstawionej wcześniej minie. Wybuch odrzucił Blaze’a, wykorzystując jego ciało jako łamiącą drzewa siłę.
Szczęśliwie chłopak był przygotowany na taki rozwój sytuacji. Chociaż, te słowa nie oddają prawdziwego wyglądu tej sytuacji. Daichi był mistrzem. Wiedział, co stanie się wewnątrz tej gry jeszcze nim to się wydarzy. Jego avatar uderzył tylko w jedno z drzew, by, gdy tylko skończy się okres oczekiwania, podmienić się z jednym klonem.
Sylwetka Blaze’a rozpłynęła się, gdy kolejna z jego kopii przestała istnieć. Mimo wszystko - to on ciągle górował, a jego słowa były niebezpiecznie blisko prawdy.
- Pięknie, pięknie! - rozchodziło się ze słuchawek raz za razem.
- Mochiron da zo. Pro-gamer dakara sa![6] - odparł wesoło chłopak, wciskając na klawiaturze z zawrotną prędkością sekwencje przycisków, a na koniec pojedynczym opadającym z góry palcem nacisnął lewy przycisk myszy i założył ręce za głowę, odchylając się do tyłu na obrotowym krześle. Polecenie zostały wydane i oczywistym już było kto okazał się zwycięzcą, mimo iż skrypt gry wciąż oczekiwał na ostateczny cios który miał niebawem nadejść. Pozostali na placu boju cztery awatary Daichiego ruszyły przed siebie, a po chwili wszystkie zamieniły się purpurowe wstęgi i utworzyły na mapie ośmioramienną gwiazdę, a miejscem w którym wszystkie się przecinały było ciało pokonanego przeciwnika. Po tym ataku trzy klony rozpadły się z powrotem na osobne bity informacji, a Blaze powoli schował swoją katanę i obrócił się po raz ostatni w stronę rywala, którego migający na czerwono pasek życia wskazywał 1%. - Kimi no namae wa?[7]
Przeciwnik jednak nie odpowiedział na pytanie. Opadł jedynie na kolana, brocząc krwią z czterech cięć przechodzących przez cały jego brzuch i tors. Posłał on Blaze'owi ostatni wesoły uśmiech, po czym jego awatar otworzył usta i wyrzygał obfitą ilość czerwonej juchy nim przewrócił się na bok i zginął po nieco wręcz nadmiernie efektownych przedśmiertnych konwulsjach.
- Cel wyeliminowany - rzekł z dumą chłopak, odwzajemniając uśmiech monitorowi. Rzucił okiem na zegarek obok minimapy. Była 3:48 i do wyjścia do szkoły pozostały mu niespełna trzy godziny. Wyszedł więc z gry, wygasił wszystkie monitory, po czym nieco ociężale podniósł się z fotela, zrobił kilka chwiejnych kroków i runął na swoje łóżko.

Słowniczek:
[1] Jesteś całkiem niezły...
[2] A teraz pokaż się!
[3] Czyżby cheater?
[4] Bomba dymna!
[5] Ta walka jest skończona.
[6] Naturalnie. W końcu jestem profesjonalnym graczem!
[7] Twoje imię?
 
Tropby jest offline