Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2014, 21:33   #2
Mauris
 
Mauris's Avatar
 
Reputacja: 1 Mauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie coś
Na początku była wilgoć. Nieustępliwa, dokuczliwa wilgoć. Wkrótce potem uderzyło zimno. Każdy mięsień w jego ciele był skurczony od przeraźliwego chłodu, a kości były zmrożone aż do szpiku. Wtem pojawiło się jeszcze coś. Szczur. Przeklęty, brudny gryzoń. Mężczyzna przez chwilę walczył z własną wolą, aż w końcu zmusił się do wstania. Podniósł swoje ciało z ziemi i wyprostował się.
Ból nadszedł niespodziewanie. Każdy krąg jego kręgosłupa palił żywym ogniem. Cierpienie zmusiło go do pochylenia swojej postawy, lecz nie był to koniec tortury.
Sobolan
Imię przeszyło jego mózg jak ostrze miecza tnąc na kawałki zdrowy rozsądek i jasność myśli.
Sobolan
Upadł na zimne podłoże. Próbował krzyczeć, lecz nie mógł wydobyć żadnych słów, więc bezgłośnie błagał o ustanie cierpienia
Sobolan. Sobolan. SOBOLAN!
Ból ustał. Na jego twarz wstąpił błogi wyraz zrozumienia, a podkurczona poza stała się najwygodniejszą na świecie.
Rozejrzał się po okolicy. Z ulgą dostrzegł, że znajduje się w miejscu zrujnowanym, pustym i brudnym. Takie lubił najbardziej.

Brat zapiszczał.
-Witaj, przyjacielu. Co cię sprowadza w takie piękne miejsce?- Sobolan wyczuł w szczurze odwagę. Przez cały czas oglądał jego nowe narodziny, a mimo to nie uciekł, czekając na swojego dziwacznego brata.
Spojrzał w kierunku światła. Światło oznaczało ogień, ogień oznaczał ciepło, a ciepło oznaczało ludzi. Napominające ukłucie instynktu alarmowało.
-Ludzie tu przyjdą, mój bracie. Nieoświeceni głupcy nadchodzą ze swoimi pochodniami i nożami. Zdobądźmy obie z tych rzeczy.
Broń. Potrzebował broni. Rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby skruszyć czaszkę.
Cegły! Ostrożnie wybrał jedną z nich i zważył ją w dłoniach w pełnym zadumaniu.
Następnie skupił się na obecności Braci i Adeptów w okolicy. Kilku Braci podbiegło do niego z zaciekawieniem ruszając wąsami i z cicha popiskując. Jego świadomość skierowała się pod sufit kościoła. Pająki. Dużo pająków. Wyczuł też węża w katakumbach.
-Do mnie Adepci!
Słowa były ciche, dla człowieka praktycznie niesłyszalne. Jednak w uszach wszystkich pająków w okolicy brzmiały jak trąby jerychońskie, nakazujące całkowite posłuszeństwo. Szczury wyprostowały się czujnie, wystawiając swoje przednie zęby. Wąż nie odczuł efektu tak mocno, lecz poruszył się niespokojnie, czekając na rozwój wydarzeń.
- Powinno wystarczyć. - Mruknął Sobolan i jedną wojowniczą myślą posłał hordę robactwa wprost przez korytarz prowadzący do katakumb.
 
__________________
Zed's dead baby,
Zed's dead.
Mauris jest offline