Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2014, 01:54   #6
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
An Shin

Nie minęło nawet kilkanaście minut, a z drzwi, w których niedawno zniknął podający się za biskupa jegomość, wyłoniła się wyjątkowo podobna do An'a istota. Związane beżową kokardą blond włosy były dodatkowo ozdobione przez spinki tego samego koloru. Właśnie za sprawą nich przez opadające na za barki włosy przebijały się piękne oczy koloru oceanu. Wystarczyła pojedyncza sekunda, by wpaść w pułapkę głębi jej zwierciadeł duszy. Nawet An potrzebował kilku chwil, by zdać sobie sprawę, że dziewczyna ciągle miała na twarzy ślady jakiegoś smakołyku – najprawdopodobniej beza.


Jego umysł nieświadomie pomijał ubiór swej siostry. Widział ją już tyle razy, że każda z kreacji była mu znana. Tak długo jak dziewczyna nie próbowała czegoś nowego, były to po prostu jej ubrania. Nic więcej niż swoiste przedłużenie ciała. Kolejną nakładaną na nie warstwą ochronną, która wielokrotnie potęgowała urok każdej z płci – czy to poprzez maskowanie braków, czy podkreślanie dobrych stron.
Deszcz powoli słabł, a raz na jakiś czas przez unoszące się nad Edenem chmury przebijało się słońce. Każda chwila przybliżała świat do stania się nieco piękniejszym. Nawet ból głowy powoli ustawał.
- Co wypożyczył biskup? – zapytała wyraźnie zaciekawiona. Gdy An spojrzał na zegarek, zdał sobie sprawę, że już za kilkanaście minut pojawi się tutaj zwyczajowy tłum klientów wypożyczających jedną książkę każdego dnia. Takie podejście miało swoje wady i zalety. Do tych pierwszych z pewnością należała konieczność tracenia czasu każdego dnia. Drugie dominowała zaś budowana w ten sposób regularność oraz pozostawianie możliwie dużej ilości książek dostępnych dla pozostałych użytkowników biblioteki. Gdzieś pomiędzy tymi stronami znajdowała się niewygodna dla jedynego pracownika, jak i właściciela tej instytucji, przejawiająca się w kolejnych papierkach praca.

Nataniel

Zdawało się, że Eden był uniwerslanie piękny. Każda pogoda podkreślała jego urok – w słońcu zdawał się być nadmorskim, przepełnionym turystami kurortem. Co prawda efekt ten sprawiały nie tyle atrakcje czy zabytki, a zwyczajnie przekrój etniczny mieszkańców. Pierwsze na świecie nowożytne miasto bez wpływającego na nie państwa, czy może powolnie zbliżający się renesans najwspanialszej grecki idei zawartej w słowie „polis”, było gospodarzem wspaniałych umysłów, oraz osób o nieprzeciętnych pasjach. Nie oznaczało to jednak, że każdy jego mieszkaniec był geniuszem godnym pracy w dolinie krzemowej. Właściwie największym odróżniającym je od pozostałych miejsc na świecie był brak szeroko pojętej patologii. Wystarczył jeden, ewentualnie dwa konflikty z prawem, a prawo mieszkania w raju zostało wycofywane. Deszcz zaś zdawał się podkreślać idealnie zaprojektowane miasto. Nie miało żadnych wcześniejszych wersji. Nawet podłoże zostało zaprojektowane specjalnie dla tej aglomeracji. Oznaczało to zero zbędnych elementów, oraz niesamowicie przejrzyste rozłożenie budynków. Były dzielnice akademickie, mieszkalne, czy przeznaczone dla przemysłu hi-tech. Nawet każdy z znajdujących się po bokach ulic wieżowców emanował nowoczesnością. Najnowsze materiały, estetyka w połączeniu z obecnymi trendami. Miejsce było niesamowite, a poszczególne minuty jazdy po nim były tylko przyjemnością. Przynajmniej, jeśli nie jest się bojącym wyjśc z domu osobnikiem. O dziwo, ta historia posiada wiele takich przykładów...

Nataniel znał te drogi nawet za dobrze. Ubóstwiał przemierzać je w chwilach wolnych od zaburzających percepcję używek. Problemem było to, że kochał przynoszący przez nie stan zbyt bardzo, by skupić się tylko na jeździe. Nie był alkoholikiem, zwyczajnie lubił dobrze się zabawić. A ciężko o coś ciekawszego niż zakrapiana impreza we wspaniałym, przeważnie żeńskim towarzystwie. Takie było życie zasłużonego dla wojska emeryta. Za sprawą swego zaproszenia do Edenu poznawał coraz ciekawsze osoby. Już dawno wykroczył poza charakterystyczną dla pozbawionych pracy jegomości stagnację.

***
Po dłuższej drodze zakończonej w przeciętnym garażu na obrzeżach miasta Nataniel znalazł się w upragnionym przez Majora miejscu. Właściwie, ciężko pominąć nowoczesną windę, która pomimo nieprzyjemnej prędkości zjeżdżała kilka minut. Dopiero to dopełniało wspaniałą podróż.
Teraz znajdował się wewnątrz... wojskowego poligonu stworzonego gdzieś u podłoża raju. Już po kilku sekundach ujrzał zbliżającego się w jego stronę byłego przełożonego.


- Dobra robota D2, powinno być jeszcze kilku z którymi możesz próbować – Hendriksen wydawał kolejne polecenia swoim podkomendnym, zaś dopiero, gdy ci potwierdzili, odwrócił się w kierunku jednego z potencjalnych graczy.
- Oh, Nate, witaj! – zawołał. Nawet pomimo blisko 15 lat różnicy, twarz majora była młoda. Nie posiadał zbyt wielu zmarszczek, zdawał się być w najwspanialszym okresie swego życia.



Blaze

Noc nie przyniosła zbyt wiele. Młodzieniec nie posiadał zbyt wielu bliskich, którzy mogliby mu się przyśnić. Nie miał problemów z kobietami – zwyczajnie ich nie szukał. To samo tyczyło się praktycznie wszystkiego, co odciągnęłoby go od gier. Nie musiał więc zmagać się z łamiącymi wszystkie zasady etyki i szerokopojętej nietykalności ciała snami. Właściwie, jedynym co mogło mu się przyśnić były rozgrywki e-sportowe. Ale to nie był ich sezon.
Może właśnie dlatego nie zapamiętał tej nocy żadnej pokazanej mu przez jego umysł wizji. Albo zwyczajnie ich nie było? Nie było to jednak szczególnie ważne dla naszego bohatera, a jedynym pewnym elementem była towarzysząca pobudce niechęć.

***

Ranek nie był zbyt szczególny. Zjadł to, co zwykle. Szedł dokładnie tą samą drogą, mijał tych samych ludzi. Jedynym, co podpowiadało mu o wspaniałości jego żywota, było szczęście widoczne na każdej z ujrzanych twarzy. To była zasługa Edenu – miasta, w którym pojawiali się tylko ludzie z pomysłem na swoje życie. Ten zaś dawał im siłę by stawiać czoło codziennym przeciwnością. Dopiero pod koniec szkoły poczuł, jak jego telefon drży.

Joshua(Megane[1]-kun)

To imię nie dawało mu żadnych informacji. Nie znał nikogo, kogo mógłbym nim opisać. Czymś, co pomyślałby każdy normalny osobnik byłaby częstotliwość spotykania podobnie nazwanych ludzi. Wspaniałe miasto UN działało jednak nieco inaczej. Za sprawą przekroju niesamowitej ilości narodowości, większej nawet niż ilość podróbek na starym stadionie dziesięciolecia. Przebijała o głowę liczbę zakupywanych w Polsce co roku dresów.
Chłopak mimowolnie sprawdził wiadomość, oczekując nowej formy spamu. Jego oczy rozszerzyły się, gdy ujrzał jej krótką treść.

„Yo! Wspaniała gra wczoraj. Byłeś godnym przeciwnikiem. Ciekawe, jak sprawdziłbyś się w prawdziwych warunkach?”


[1] Megane – Okulary

Daniel

Daniel oddychał nieco ciężej niż zwykle. Czuł, że jego serce bije nienaturalnie szybko. Nawet kart został błyskawicznie pokryty zimnymi kroplami potu. Z pewnością nie wyglądał jak lekarz dusz, który właśnie skończył odprężającą sesję. Bliżej było mu do bohatera z dzieł H.P. Lovecrafta, a przynajmniej z jego uniwersum. Osobnika, który właśnie dowiedział się, że może istnieć coś więcej niż tylko znany powszechnie świat, a książki fantasy mogą być niebezpiecznie blisko prawdy.

Dopiero po dłuższej chwili zdołał uspokoić się. Jego umysł miał wystarczająco dużo informacji o efektach strachu mieszanego z wyobraźnią. Co kilka chwil podawał kolejne wytłumaczenie tego problemu, starając się doprowadzić Daniela do normalności. Nie widział kiedy w jego rękach znalazła się kawa. Wspaniały napój, dzięki któremu można było zażegnać wszystkie problemy z pozostawaniem w prawdziwym świecie. Przynajmniej, gdy nie przesadzi się z ilością...


Gdy unosił jednorazowy kubek z automatu po raz ostatni, kończąc wyznaczoną mu przez maszynę porcję, ujrzał swego znajomego, czy raczej – przełożonego. Jeśli tylko podejmowałeś jakąś pracę, zawsze miałeś kogoś znajdującego się nad tobą. W przypadku Daniel był to właśnie Mateusz – specjalista, któremu udało się wybić z niegdyś zielonej wyspy. Jego porozrzucane na wszystkie strony włosy tylko za sprawą wspaniałych genów nie tworzyły afro, a całkiem znośną fryzurę. Kilkudniowy zarost dodatkowo podkreślał dominację ambicji naukowych względem tych dotyczących życia społecznego. Pewnie właśnie dlatego zawsze narzekał na ciężkie życie singla.
- Wszystko w porządku? – zapytał, uśmiechając się uspokajająco.
 
Zajcu jest offline