Lekarka, zupełnie niepomna czyhającego na nią zagrożenia, wspinała się w górę z niemałym kłopotem. Spódnica zawadzała i plątała się wokół kostek a torba lekarska, jej największy skarb, ciążył jak najgorszy balast.
- Pani Reed, to już ostatnie jardy! Udało się pani dotrzeć na szczyt!
Zdawało jej się, że słyszy huk gdzieś w dole a później łoskot, zupełnie jakby ktoś spadł. W pierwszej chwili naszła ją obawa, że to któryś z pozostałych panów.
- Musimy czym prędzej znaleźć liny albo drabiny, musimy natychmiast pomóc reszcie.
Sądząc po dochodzących stamtąd wystrzałach mężczyźni odpierali atak nieludzkich stworów. Oby wytrzymali jeszcze trochę aż przyjdą im z pomocą. |