Kim jestem?
Pytanie wydawało się błahe w porównaniu z bezmiarem otoczenia, którego nie rozpoznawał, a które czuł, że pragnie zbadać. Czuł się nagi i był nagi, zdławiony i zakrzyczany przez nieistniejących heroldów zagłady. W takim stanie nie mógł niczego, a pragnął wszystkiego. Każdej, pojedynczej drobiny informacji, która przybliżyłaby go do stania się wszystkim. Kim byłem...?
To pytanie, z pozoru łatwiejsze, zrodziło tylko więcej niepewności. Nie wiedział nawet, skąd pochodzi, dokąd należy i gdzie zmierza. Pożądał tylko... czegoś... potęgi... władzy i splendoru należnego tym, którzy należeli do klasy wybranych, oligarszej kasty świata. A więc kim będę?
To pytanie było najłatwiejsze spośród tych trzech. Będę... władcą.
Wtedy niebyt stał się Morganem de Noirchien, nieprawdziwym baronem fikcyjnego dominium, które postanowił sobie stworzyć.
Pierwsze - okrycie. To wydawało się łatwe, zważywszy na leżącą tuż obok, porzuconą mnisią togę. Morgan ostrożnie, starając się nie wykonywać zbędnych ruchów, odprężył się i myślową wicią sięgnął w kierunku habitu. Informacja była dla niego najbardziej śmiertelną bronią, a teraz wiedza o tym, jakie implikacje będzie miało sięgnięcie po porzuconą szatę wydawały się kluczowym elementem.
Niewątpliwie potrzebował okrycia, a przebranie świątobliwego męża było aż nazbyt odpowiednie, by wtopić się w tłum i patrzeć, słuchać, obserwować... Ale baron chciał jednocześnie pozostać nieodkrytym - bycie odnalezionym to zbyt wysoka cena za skromność.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Ostatnio edytowane przez Fielus : 13-09-2014 o 14:23.
|