Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2007, 19:00   #8
Bortasz
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Trzy samochody nadjeżdżały z Miasta. Czarna Corvetta nadjechała pierwsza. Samochód na chwilkę zatrzymał się przy kasie. Starszy mężczyzna za tabletka przeciwbólową, którą od razu zażył, wskazał miejsce gdzie Corveta mogła zaparkować...
Suzuki i Hammer które nadjechały następne przeszły identyczną odprawę.
Wszystkie trzy samochody zaparkowały obok siebie. Na lewo od nich stały samochody najróżniejszej maści. Czarne BMW z przyciemnianymi szybami stary Dodge z odchodzącym niebieskawym lakierem stojący obok czerwonawego Pickupa utrzymanego w nad podziw dobrym stanie. Samochodów było więcej, zdawało się, że jakiś dziwny salon samochodowy się tu zjechał. Jednak najbardziej niesamowite wrażenie wywierały i tak smukły czarny kabriolet. Miał dużo chromowanych, zadbanych, błyszczących elementów, jakby świeżo wyczyszczonych: felgi, zderzaki, klamki... Okrągłe reflektory, które zdawały się patrzeć i ilość chromowań nadawały dla auta starego stylu, ale całość sprawiała wrażenie stworzonej do szybkości... Nikt tu też nie oszczędzał na obiciach foteli albo drewnie w desce rozdzielczej. To był luksusowy samochód. Dach był złożony a w kiepskim świetle można było dostrzec we wnętrzu dwie sylwetki. Znajdowały się blisko siebie, i nie był to w żadnym razie przypadek. Na pewno nie skoro jedna była wysoka i męska a druga kobieco miękka.

Wszystkie stały po lewej stronie placu. Kierowcy obserwowali, co się dzieje wokół nich. Usłyszeli wysoki, żeński, choć nieco zachrypnięty to wciąż melodyjny głos. Śpiewała coś lekko, chyba celowo, fałszując.

„As I lay here lying on my bed, sweet voices come into my head.
Oh what it is, I wanna know, please won't you tell me it's got to go.
There's a feeling that's inside me, telling me to get away.
But I'm so tired of living, I might as well end today.”

Głos powtórzył krótką zwrotkę dwa razy i umilkł na chwilę. Odezwał się ponownie już normalnym, swobodnym tonem.

-Gardło mi szwankuje... Może teraz wy coś zaśpiewacie? Hm?

Wyraźnie bliżej dobiegł łagodny, męski głos.

-Kate, jak powszechnie wiadomo nie umiem śpiewać...

Zdaje się, że chciał jeszcze coś argumentować, ale kobieta nazwana Kate przerwała mu w połowie zdania.

-No to czas się nauczyć! To nic trudnego...

Tym razem ona nie dokończyła zdania.

-Tylko nie dzisiaj... zgoda?

Chwila przerwy i pogodny głos Kate oświadczający:

-Wiecie, co? Jesteście nudni. Obaj. A ty Arnold lepiej postaw dla mnie coś co naprawi moje gardło...

Z cienia wynurzyło się powoli kilka sylwetek. Powoli nabierały one szczegółów. Z lewej maszerowała niska kobieta z ciemnymi, krótko ściętymi włosami. Poruszała się charakterystycznym, nie zgranym krokiem, była za to zgrabna.

Na prawo od niej długie kroki stawiał wysoki mężczyzna z siwiejącymi włosami i długimi zmarszczkami na twarzy. Ciężko było określić jego wiek, ale w towarzystwie tryskającej energią kobiety zdawał się być straszy niż można by sądzić po samym tylko wyglądzie. Miał duże, ciężkie dłonie i używał ich do popychania wózka inwalidzkiego.

Na wózku inwalidzkim jechał... chłopak? Ciężko powiedzieć ile miał lat. Na pewno był nastolatkiem, wieku dodawało mu chyba lekko azjatyckie rysy twarzy oraz nieco pochylona sylwetka w wózku. Na pierwszy rzut oka jednak dostrzegało się nie to, tylko kalectwo. Nie miał lewej nogi. Prawa dłoń leżała tylko bezwładnie nie poruszając się nawet mimowolnie...
Trio zamilkło. Przeszło koło bandy najwyraźniej składając życzenia. Banda ta była dość niezwykła. Nie przypominała żadnego Gangu.... Gangi lubują się w znakach, które są ich symbolem mają swój styl ubierania się.... Ci tutaj byli tak pstrokaci i tak kompletnie do siebie nie pasujący, że oryginalności starczyłoby na dwadzieścia Gangów.
Dziewczyna z tatuażem w kształcie róży. Zajmuje całą górną cześć jej pleców.

Ubrana jest w suknie wieczorową koloru krwistej czerwień. Tańczy do muzyki puszczanej z radia samochodowego. Jej partner, bardziej skupiony na tym by jej nie podeptać niż na niej samej, ubrany jest w garnitur. Zarówno garnitur jak i sukienka wyglądają na nowiutkie. Wprawne oko dostrzeże tort z kilkoma świeczkami stojący na masce Hammera. Spory jego fragment został już skonsumowany. Zabawa widać trwała już od jakiegoś czasu, parę pustych butelek walało się tu i ówdzie.

- Rosi może zatańczysz z lepszym tancerzem?

Biały kolos który wypowiedział te słowa wyszedł zza samochodu. Gdy zanim stał zdawało się, że siedzi na dachu. Przywodził na myśl koszykarzy z dawnych dni. Wrażenie te pogłębiała Czerwona koszulka Chicago Bulls z numerem 23 i nazwiskiem Jordan na plecach. Czapka w tym samym kolorze i z takim samym napisem tylko dopełniała całości.

- Spadaj Jordan. Nie chciałoby mi się jeździć windą.

W chwili, kiedy to powiedziała jej partner podniósł na nią wzrok. Całowanie nie przeszkadza w tańczeniu. Ta para o tym doskonale wiedziała. Pocałunek wywołał tylko oklaski, które w połączeniu ze śmiechem na widok miny Jordana tylko do pełniły obrazu sielanki. Jednak ci o bystrych zmysłach umieli dostrzec, co psuło ten obraz.
Dziewczyna miała paskudną bliznę na lewym udzie. Jordan miał przewieszony pas z granatami przez lewe ramię na prawe biodro. W sielance partner nie powinien mieć sztucznej prawej ręki. Tylko tancerze nie mieli pod ręką broni. Tylko całująca się para nie zerkała na resztę gapiów w kinie, co chwilę. No i rzecz jasna w stosiku, najwyraźniej prezentów, zazwyczaj niema kamizelki kuloodpornej Kałasznikowa i wiadra z amunicją.
Jednak im wszystkim to nie przeszkadzało. To był wieczór gdzie o takich sprawach się nie myśli. Gdzie takie szczególiki nie mają znaczenia.

Kilka metrów dalej można było już dostrzec ekran i wyświetlane na nim ruchome obrazy. Projektor wciąż działał dzięki czyimś umiejętnościom, a ekran był biały jak z jakiejś przedwojennej reklamy proszku do prania. Jedynie bystry wzrok potrafił dostrzec na nim drobne szwy w miejscach rozdarcia. Nie wydawało się by któryś z widzów tego kina miał na tyle przenikliwe spojrzenie by to dostrzec. A może po prostu postanowili nie zwracać na to uwagi?

Do czwórki Hamerów podjechał piąty. Widać było, że drzwiczki dla kierowcy były lekko przerobione by się szerzej otwierały. Kierował nim zakuty w stalową zbroję człowiek. Ręce lśniły w świetle lamp, które rozbłysły w chwili, kiedy słońce zaszło za widnokręgiem. Gdy drzwiczki się otworzyły kierowca obrócił się wraz z fotelem by wysiąść. Widać było, że ma problemy z lewą nogą, która się nie zgina w kolanie, w mechanicznym kolanie. Cała jego sylwetka z wyjątkiem twarzy była okuta stalą. Światło odbiło się od jego pancerza i oświetliło drzwiczki, na których przez chwilkę każdy mógł dostrzec symbol. Mężczyzna przywitał się z całą bandą skinieniem głowy i postawił na masce kanister.
Za piątką Hammerów stały większe pojazdy. Dało się dostrzec dwie ciężarówki, jedną starą i lekko zdezelowaną, drugą piękną wręcz chciałoby się rzec nowiutką, dwa autobusy, z których jeden miał na bokach prawie do końca zdrapaną reklamę śnieżnobiałego uśmiechu, na uboczu zaparkowano coś, co wyglądało jak jakoś zmodyfikowana śmieciarka, ciężko jednak było stwierdzić, co w niej w zasadzie zmieniono.

Na dachu podniszczonej ciężarówki siedziała kobieta była ubrana w flanelową koszulę z przydługimi rękawami. Na mocno powycieranych jeansach można było dojrzeć ciemniejsze plamy. Co chwilę zerkała na nowiutką ciężarówkę.

W oczy rzucał się także czarny, ciężki motocykl, zdaje się, że Harley. Siedział na nim rozparty wielki czarnoskóry mężczyzna ubrany w znoszony garnitur. Jako jedyny nie oglądał filmu, zamiast tego starannie, co jakiś czas taksował spojrzeniem otoczenie jakby wypatrywał czegoś, na co długo czekał. Mechanicznym gestem brał, co chwila do ust trochę, popcornu. Ciekawe skąd, w Vegas biorą kukurydzę?

[center:a4f76a0f7c]__________________________________________________ ___________[/center:a4f76a0f7c]
Autobot siedział pogrążony nad ekranem komputera. Opierał głowę na lewej ręce. Zdawał się być przygnębiony. Gapił się na jeden nie zmieniający się obraz.
„Dlaczego? Zbyt się śpieszyłem? Byłem zbyt nachalny? Dlaczego odeszłaś?”
Stukanie do drzwi wyrwało go z odrętwienia. Kilka szybkich ruchów i obraz zniknął, z kolei przygnębiona twarz zamieniła się w uśmiechniętą. Odwrócił się by ujrzeć wchodzącą Suzi. Dziewczynka była ubrana w ogrodniczki i koszulkę z różowo niebieskimi kucykami z tęczowymi grzywami. W jej blond włosach były wplecione czerwono - zielone wstążeczki. Uśmiechnęła się do Autobota promiennie. Podeszła do Autobota i rzuciła szybkim spojrzenie na monitor...

- Wujku... Skończyłeś już film?
- Tak Suzi zaraz go zaniosę do projektora.


Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie.

- To ja mam nagrodę dla wujka! Nagrodę niespodziankę!
- Tak...


Mężczyzna był lekko zaskoczony słowami dziecka.
”Co też ona znowu wykombinowała?”

- Tak. Jest na zewnątrz!

Złapała go za ręce i zaczęła ciągnąć go do wyjścia. Wciąż uśmiechnięty pozwolił się jej prowadzić. Gdy wyszli na zewnątrz ujrzał ją.... Stała przed nim. Lekko zdenerwowana jakby speszona. Uśmiechnęła się do niego nerwowo.

- Prawda że ładna niespodzianka wujku?

Głos Suzi wyrwał Autobota z błogostanu. Trochę głośniej niż było potrzebne powiedział.

- Tak Suzi. Przepiękna niespodzianka.

Uśmiechnął się do niej promiennie. Chciał już zrobić krok w jej stronę gdy cichutkie acz stanowcze czknięcie przypomniało mu o drobnej istotce.

- Suzi na stole leży film, jedna rolka, w metalowym pudełku. Zanieś go do projektora a bez problemu puszczą film.

Dziecko jak by czekało na te słowa. Zdawało się że tak małe nóżki nie mogły się tak szybko poruszać. Niemalże w ciągu jednej sekundy dziecko wpadło do Ciężarówki by w następnej wypaść z niej przyciskając do pierś metalowe pudełko. Dominiq i Autobot patrzyli jak pędzi do budynku gdzie mieścił się projektor. Po chwili spojrzeli znów na siebie. Auto powoli jakby z oporem podszedł do Dominiq. Ta się wciąż uśmiechała do niego tym lekko przestraszonym uśmiechem.

- Cieszę się, że wróciłaś. Może wejdziesz do środka?

Głos mu prawie nie drżał. Na twarzy gościł najszczerszy i najbardziej radosny uśmiech, jaki kiedykolwiek jej zdawało się widzieć. Skinęła mu głową. Szła powoli mechanicznie. Jakby na ścięcie. Otworzył jej drzwi i gdy przechodziła położył rękę na jej plecach. Dominik obróciła się by spojrzeć mu w oczy. Delikatnie pogładziła go po policzku. On powoli z wahaniem się do niej przysunął... Wtuliła się w jego ramie z westchnieniem ulgi. Stali tak chwilę tuląc się nawzajem, nie zważając na nic i na nikogo.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę że wróciłaś.

Głos mu się załamał od emocji, zdawał się ledwo panować nad sobą. Pocałował ją w policzek i szepnął.

- Wejdźmy do środka.

Uśmiechnęła się ciepło do niego. Przytuleni podeszli do drzwi. Autobot otworzył je i zniknął za nimi zaraz po Dominiq.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline