Morgan stłumił wszystkie myśli, które uznał za nieprzydatne mu w tej chwili. Pragmatyzm, oto co liczy się najbardziej w krytycznej sytuacji. Na rozważania przyjdzie czas później, kiedy będzie mógł odetchnąć, usiąść przy ogniu i się posilić...
Czarnoskóry chwilowo-mnich niespiesznie jął przechadzać się po zdewastowanym wnętrzu kościółka, jednocześnie rozglądając się uważnie i przemieszczając niby mimowolnie w kierunku ołtarza. Dzięki temu mógł jednocześnie zbadać miejsce, w którym się obudził, oraz nie stracić śladu dziwnego wariata.
Zdaje się, że nie tylko on ocknął się w kościele nagi. Jednak jego przewaga nad ewentualnymi pozostałymi (w rodzaju golasa spod ołtarza) polegała na tym, że już znalazł odzienie i mógł wykorzystać je jako kamuflaż.
Oczy Morgana błysnęły drapieżną czerwienią przez sekundę, czy dwie.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |