Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2014, 14:45   #4
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję Nightowi za dialog...

Po odwiedzinach niespodziewanego gościa w obozie zapanował rzadko spotykany nastrój będący mieszaniną rezygnacji i niedowierzania. Nikt nie wiedział jak ten żołnierz zbliżył się do obozowiska. Stojący na wartach ludzie nie widzieli go wcale wcześniej niż Eric czy Jules i nie miała tu nic do rzeczy czujność jaką Ci zwykle się cechowali. Davis nie wiedział czy cieszyć się na dobrze zapowiadający się kontrakt czy też zastanawiać nad warunkami jakie postawi wojskowym aby do takiego podpisania doszło. Handlarz wiedział, że żołnierze - szczególnie Ci wysoki stopniem - słabo znoszą sprzeciwy - w szczególności kiedy po swojej stronie mają większą siłę ognia i kilku spryciarzy potrafiących tuszować smród trupa kwasem i zapachu napromieniowanej konwalii.


Obozowisko jak zwykle o tej porze topniało w oczach. Wszystkie namioty, materace, polowe gazówki, rondle, garnki i cała reszta trafiały do wozów, którymi poruszała się karawana. Największym z nich była ciężarówka wojskowa Volkswagen Constellation, którą kupiec przewoził większość sprzętu oraz towarów, którymi handlował. Pojazd prowadził jego przyjaciel i najlepszy mechanik jakiego znał Gregory. Starszy jegomość po przebudzeniu zjadł coś, chwilę pogadał z Davisem i robił codzienny przegląd silników i innych mechanizmów. Greg był z pewnością osobą, która nic nie zostawiała przypadkowi. Z dokładności słynęła też specjalistka od chemii oraz biologii Mia, która swoje młodzieńcze lata spędziła na badaniu żywności pochodzącej z gospodarstw gildii Argos. Kobieta była nieco załamana, że nie może towarzyszyć Davisowi w klasztorze, bo chyba najbardziej chciałaby dobrać się do receptur i zobaczyć jak produkowane są sławne leki mnichów. A może za jej chęciami kryło się coś jeszcze? Eric mógł tego nie zauważać, bo wszystko co robił było dla córki, która uczyła się na najlepszej uczelni w Nowym Yorku. Ochrona, opieka, dostatnie życie małolaty nie było tanie czego handlarz doświadczał płacąc za to prawdziwe krocie.


Drugim co do wagi pojazdem w konwoju był "Tur". Samochód posiadał potworne opancerzenie, wyrzutnie rakiet, dwa karabiny maszynowe oraz całą masę innych gadżetów, na których Davis się nie znał. Gregory gwarantował, że lepiej upakowanej fortecy na kółkach ciężko by szukać na całym kontynencie. Jules potwierdzał te słowa mając pojęcie z jakich ostrzałów ten wehikuł wychodził obronną ręką. Tego ranka załogą pojazdu byli Will oraz Sophie - ta dwójka dobrze się dogadywała, a umiejętność prowadzenia gościa i posługiwania się bronią kobiety były nieocenionym wsparciem.


Poza ochroną w turze i ciężarówce karawana posiadała ochronę oraz zwiadowców na motocyklach. Każdy z nich był perełką swojego właściciela. Szybkie, bardzo zwrotne maszyny potrafiły wyciągnąć ponad 150 kilometrów na godzinę co w tych warunkach wystarczało całkowicie. Po spakowaniu całego obozowiska i wydaniu rozkazów szef ochrony zapakował się do pojazdu wraz z handlarzem i jego kierowcą Conorem. Ochroniarz nie należał do wygadanych, ale bardzo dobrze prowadził i strzelał. Przerobiony Nissan GTR chodził lepiej niż nowy samochód z przedwojennego salonu. Davis dbał o niego równie dobrze jak o swoją starannie przystrzyżoną brodę. Jules wgramolił się na tylną kanapę Nissana i położył karabinek na kolanach. Przeczesał włosy i mruknął.


- Panie Davis robiliście już interesy z armią? Musze przyznać, że trochę mi się to wszystko nie podoba. Co prawda Pański sprzęt i dbałość o ochronę świadczą o Panu jak najlepiej, ale nie znam zbytnio Waszej reputacji i po prostu zastanawiam się co skłoniło USArmy akurat do nawiązania współpracy z Panem?

- Kilka razy robiłem interesy z wojskowymi, ale nigdy nie tytułowali się jako przedstawiciele USArmy. Skoro to nie był wojskowy z NY może być z każdego zakątka kraju, który wysyła swoich na front. - powiedział do żołnierza Davis. - Myślę, że skoro ma nam to dodać zaledwie 2 dni to warto spróbować. Poza tym nawiązanie współpracy z mnichami nam się bardzo przyda. Mało kto z nimi prowadzi wymiany, a mają naprawdę dobre leki. Co ważne robią je sami, a nie wykopują spod gruzów jak to większość dostawców.

- Miła odmiana… - Coriol zapatrzył się w okno. - W Salt Lake sekty robią wszystko by ściągnąć jak największą ilość ludzi pod swoje “opiekuńcze” skrzydła. - Skrzywił się z obrzydzeniem, po czym jakby odgoniwszy wspomnienia spojrzał przytomniej na pracodawcę. - Ale nie to jest ważne. Nie podobał mi się ten porucznik. Dawno nie widziałem normalnego żołnierza, który tak bezmyślnie się szczerzy, ale też skoro już wlazł do obozu dziwie się, że nie odstawili szopki z pokazem własnej siły i nie ujawnili całego oddziału obwieszonego takim sprzętem jak nasz porucznik. No nic trzeba będzie mieć na nich oko. Warto by też było podpytać mnichów o wojskowych. Co Ty na to?

- Wydaje mi się, że możemy zapytać, ale bez przesady. - powiedział kupiec patrząc na szefa swojej ochrony. - Nie chce aby nasze pytania były dla nich męczące. Musimy postarać się o ten kontrakt nie dla wojskowych, ale dla samej renomy i późniejszej współpracy z duchownymi. To, że Ci nie chcieli usług armii wydaje mi się nawet logiczne. Co by wojskowi mogli dla nich zrobić w klasztorze? Nic. Ten porucznik i mnie nieco dziwił, ale póki co nie możemy z tym nic zrobić. Sprawa się wyjaśni jak pogadamy z jego przełożonymi.

- Oby tylko jego przełożeni nie mieli zgoła innej wizji na dalszą cześć kontraktu. - mruknął. - Takiej w której pojawiają się teczki oznaczone jako ściśle tajne i worki na zwłoki.

- Nie ma co się martwić na zapas. - odpowiedział Eric. - Mamy dość problemów i bez tego. Nie pierwszy raz robimy interesy z niewygodnym klientem i jakoś nadal wychodzimy na olbrzymi plus. Ciekawy jestem tych wyższych rangą wojskowych, bo o swojej armii Porucznik mówił dość mętnie.

- Martwię się, bo Pan Porucznik szanowny nie wydawał mi sie ani prawdziwym USArmy, bo za dobrze wyposażony, ani typowym Lejtenatem Posterunku, bo za wesoły i wygadany. Za mało nadęty jak na chłopaka Collinsa. - Wyliczał spokojnie major. - Więc albo to ktoś z wywiadu Nestugowa, albo NYPD. Bardziej jakoś pasują mi pały ze Zgniłego Jabłka, ale i żelazny Pan N. może mieć interes w lekach. Siak czy tak może być to coś na tyle dużego i ważnego, że nasze zwłoki szybko i bez problemowo znikną. Musimy mieć się na baczności i tyle.

Davis, który zwykle miał coś do powiedzenia poważnie spojrzał na Julesa. Faktycznie tajniacy z drugiego departamentu mogli maczać w tym palce. Wieża patriotów w końcu nie jedną czy dwie intrygi gnieździ w swych trzewiach.

- Masz rację. - rzekł w końcu kupiec. - Musimy bardzo uważać.
 
Lechu jest offline