Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2014, 12:26   #22
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Zoja czuła w kościach, że cała ta wyprawa źle się skończy. Na własne życzenie pakowała się do nory głodnego niedźwiedzia, rozbierając po drodze ze zbędnych szmatek, coby zwierz nie miał najmniejszego problemów z rozerwaniem jej na sztuki. Zaczajona w zaroślach czekała do zmroku, raz po raz wałkując w głowie to, co udało się jej do tej pory dowiedzieć. Nie wierzyła do końca garbusowi, lecz ryzykować głupio bez potrzeby nie zamierzała, a taką głupotą z pewnością byłoby wparowanie do Strave za dnia. Ciemność nocy powinna ukryć ją przed niechcianym wzrokiem, maskując charakterystyczne cechy jak choćby ogniście rude włosy.
- Jesteś tu, Grom? - wyszeptała naciągając kaptur na głowę. Oplotła ramionami zgięte kolana i w bezruchu czekała na zmrok. Grom, Tyr...kolejne imiona pojawiały się w jej pamięci, lecz nijak nie mogła sobie przypomnieć kim para norsmenów była. Gonitwa pytań, na które nie znała odpowiedzi trwała w najlepsze.

Czas upływał niczym strugi deszczu między palcami wystawionych w powietrze rąk podczas ulewy. Zoja siedziała nieruchomo obserwując Strave niczym wprawiony w fachu łowca nagród szukający właściciela wycenionej zleceniem głowy. Uważnie lustrowała skromną palisadę i podstarzałego człeka odzianego w mundur, który to regularnie raz po raz schodził z pseudo fortyfikacji znikając na dobre kwadranse, o ile nie dłużej. Z każdym jego powrotem Zoja odnosiła wrażenie, że człek ma coraz mniejszy kontakt z rzeczywistością. Pewnikiem pijak w mundurze robi sobie przerwy w służbie na głębszego, czy dwa. Lepiej dla niej, wszak spity strażnik nie powinien robić większych problemów. Jej teoria szybko się sprawdziła, kiedy na wydeptanej do miasta ścieżce pojawił się wóz. Dwukółka z dwoma mężczyznami na pokładzie, zaprzęgnięta do osiołka wtoczyła się ospale przez bramę, którą obserwowała rudowłosa i strażnik nawet nie myślał zejść z palisady by spytać o tożsamość podróżników czy wwożony przezeń towar. Słońce powoli zbliżało się w stronę horyzontu. Coraz większy mróz sprawiał, że Zoja czuła jak drętwieją jej stopy i dłonie a uszy zaczynają pobolewać od mrozu. Cieszyła się, że kwestia zapadnięcia zmroku to już chwila w porównaniu z tym ile już tu wyczekuje. Gdy zmrok w końcu nastał kobieta mogła zacząć działanie.

Brama korciła, lecz Rudowłosa wolała nie ryzykować. Nie w sytuacji, gdy mogła dostać się do miasta inną drogą... a przynajmniej spróbować. Rozcierając dłonie i chuchając w nie z nadzieją na odzyskanie czucia w palcach, ruszyła powoli przed siebie. Nie kierowała się ku strażnikowi, lecz udała się bardziej na lewo, wzdłuż drewnianej palisady do miejsca, w którym drewno zastępowały kamienne bloki. Stąpała cicho, ostrożnie, raz po raz nasłuchując. Spoglądała w górę, by dostrzec ewentualnych strażników, którzy jakimś cudem znaleźliby się na prowizorycznych murach. Wspinaczka nie byłaby większym wyzwaniem gdyby Zoja nie miała totalnie zmarzniętych dłoni. Kobieta dostrzegła kawałek wystającej z murowanego kawała palisady cegłę, na której postanowiła bazować wspinając się na wierch. Śliskie bo pomarznięte cegły nie pomagały w żaden sposób i nie ułatwiały jej zadania, w końcu jednak po kilku chwilach wysiłku rudowłosa znalazła się na szczycie palisady. Strażnika nie było widać jak okiem sięgnąć. Po chwili obserwacji Zoja dostrzegła niewielką chatę przylegającą do muru kilkanaście metrów dalej. Na szczęście chata miała deskowany dach, który szedł spadem w dół i przy jego skraju był znacznie niżej niż szczyt palisady. Zoja mogła ryzykować niefortunnym upadkiem z palisady, bądź też zejść po dachu i dopiero wtedy zeskoczyć na ziemię. Mogła też próbować obejść całą palisadę dookoła licząc na to iż stary strażnik jeszcze długo się nie pojawi.

Pierwsza przeszkoda pokonana. Zostało tylko...no właśnie. Zoja miała za sobą dopiero najłatwiejszą część, reszta rozpoznania nie rysowała się już tak optymistycznie. Kontrolowane przez wroga miasto nie zachęcało do jawnego spaceru brukowanymi uliczkami. Na szczęście była sama, więc nikt jej nie spowalniał.
-Uch, żebyś chociaż okazał się warty zachodu, swołocz- wycedziła pod nosem, myśląc o jasnowłosym norsie. Jeśli miała się czegokolwiek dowiedzieć, musiała znaleźć któregoś z prześladowców. Jawne starcie nie wchodziło w rachubę, bezpieczniejszym wyjściem było podsłuchiwanie. Kobieta zaczęła powoli przekradać się w stronę drewnianego domku. Złamanie nogi już na starcie źle wróżyłoby dalszemu śledztwu.
Dojście do domostwa okazało się nie być wielkim wyzwaniem. Po strażniku nie było śladu. Kobieta nie zostawiając najmniejszego śladu dotarła na miejsce i ostrożnie zeszła z szczytu muru na lichy, skośny dach. Wzrokiem wyszukała miejsce, gdzie deski przybite były do krokwii i właśnie tym szlakiem powoli zbliżyła się na skraj dachu.

Rudowłosa rozejrzała się po okolicy. Mieścina pełna była tego typu domów, a jednym z nielicznych większych był szynk, który był jej głównym celem. Kobieta w zasięgu wzroku nie dostrzegła żywej duszy. Zwinnym susem zeskoczyła w dół lądując w płytkiej kałuży. Przykucnięta odczekała jeszcze kilka chwil czy aby ktoś jej nie zauważył, a gdy już się upewniła że jest bezpieczna, wyprostowała się i ruszyła powoli przed siebie. Rudowłosa przeszła zaledwie trzy kroki, gdy do jej uszu dotarł dźwięk skrzypiących zawiasów.
-Ekhem...- usłyszała za plecami. Temperatura bliska zeru w jednej chwili przestała jej doskwierać. W brzuchu poczuła dziwne ukłucie, a kolana jakby odmówiły posłuszeństwa, gdyż poczuła jak robią się miękkie. Powoli i spokojnie, nie prowokując zbędnymi ruchami odwróciła się wokół własnej osi.
-Rzeknij mi dziecinko... Dlaczegóż stąpasz po moim dachu.- zachrypnięty głos należał do barczystego krasnoluda, stojącego w progu chaty, po której dachu Zoja dostała się za palisadę.

Brodacz był niski, nawet jak na standardy swojej rasy. Jego długa broda sięgała pasa, spleciona w dwa warkocze, spięta byla srebrnymi spinkami. Jego skroń zdobiła paskudna blizna jakby twarz poszarpał mu rozwścieczony pies. Ubrany był jak zwykły mieszczanin o niewielkim majątku, lecz uwagę Zoji przykuła złota wpinka na wysokości piersi. Symbol był jej nieznany, lecz kiedyś już widywała podobne w niektórych miastach Kislevu. Ten symbol nosili strażnicy miejscy, lub pełniący podobną funkcję mieszczanie. Wpadła jak świnia w pomidory a brodaty khazad stał z założonymi na piersi rękami oczekując niecierpliwie odpowiedzi...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline