Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2014, 14:21   #142
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Pierwszy. Droga Królów Północy. 7 Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni

Kaledon
Dzień siódmy



Siódma doba minęła większości drużyny na nostalgicznych rozmyślaniach.
Ciężko było uwierzyć, że nie minął nawet dekadzień od czasu pamiętnego zaćmienia; wydawało się, że ybnijczycy przebywają ze sobą bogowie wiedzą już ile. Podział łupów przebiegł bez większych komplikacji, a wspólna kiesa była niejako dowodem jeśli nie wzajemnego zaufania, to przynajmniej dobrej współpracy. Shando mruczał pod nosem coś o przyjaźni wykuwanej w ogniu walki i pewnie miał rację, chociaż ‘przyjaźń’ była jeszcze nieco zbyt mocnym słowem.

Spokój i bezpieczeństwo gospody Pod Młotem i Kowadłemdało ybnijczykom czas potrzebny na przemyślenie ostatnich wydarzeń i swojego w nim udziału. Albo po prostu zajęcia się przyziemnymi sprawami, takimi jak sprzedaż znalezisk czy naprawa ekwipunku. Niezależnie jednak od tego jak bohaterowie zagospodarowali sobie czas, upływające godziny coraz bardziej przypominały wszystkim o tym czego i z jakiego powodu się podjęli. Nadchodząca noc wzmagała nerwowość brodatych gospodarzy; niezmiennie pusty tron w wielkiej sali przypominał o stratach, jakich doznały wszystkie okoliczne siedliska. Gdzieś z głębi góry dobiegał przytłumiony, żałobny dźwięk dzwonu sprawiając, że piszącemu list Burrowi zwilgotniały oczy. Niziołek poczuł nagły przypływ złości na Shando i Marę, którzy sprowadzili mu ducha do Werbeny; Greg nie ucieszy się z towarzystwa w pokoju, oj nie. A co jeśli duszyca zrobi mu krzywdę, nawet niechcący? Albo żonie i dzieciom? Przecież sam widok ducha już wysysa z ludzi życie!! Albo jeśli góral sprowadził do gospody kapłanów, żeby zniszczyli Umę? To z kolei nie spodobałoby się pewnie Shando. Trudno; rodzina ważniejsza. Przynajmniej calishyta miał zamiar wywdzięczyć się zarobkiem, choć miejsca na składowanie tylu dóbr karczmarz nie miał wiele - zwłaszcza teraz, gdy wszyscy przyjezdni i okoliczny mieszkańcy koczowali w Ybn Corbeth, czekając aż nieumarli położą się raz na zawsze w grobach jak bogowie przykazali. Ale nie było co martwić się na zapas; Carie na pewno sobie poradzi. Burro dopisał jeszcze prośbę o przekazanie wieści o córce Olafowi - Mara była dziwnie osowiała po bitwie z chytyniakami i nie wspomniała o ojcu; zapieczętował list woskiem i zaniósł czarodziejowi. W pokoju Wishmakera na stole leżał podobny zwój, a mag wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. W drzwiach niziołek minął się z Jehanem - młodzieniec był z nimi niejako na doczepkę i nie spoufalał się z towarzyszami, toteż widok ten był co najmniej dziwny. Niemniej jednak nie była to Burra sprawa; zresztą Butterbur miał inne rzeczy na głowie - przed snem musiał uzupełnić swoją Wielką Księgę Kucharską o zapis dotyczący pieczenia chleba z podmrocznych grzybów, który to na odchodnym otrzymał od Ledy.

Tymczasem Jehan wrócił do swojego pokoju. Ani myślał szwendać się po Kaledonie szukając pośredników czarnego rynku, na którym mógłby się pozbyć niektórych znalezisk. Z półuśmiechem pokręcił głową nad naiwnością współpodróżnych - nie tak łatwo było znaleźć ludzi, którzy nie chcą być znalezieni. W końcu wiedział to z pierwszej ręki; sam był jedną z takich osób. Poza tym nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy Tibor chwycił flakon z czarną wodą i oznajmił, że ma zamiar zniszczyć to plugastwo. Za cenę takiego znaleziska mógłby zapewne opłacić zaklęcie lokalizujące! Uśmiech zniknął Jehanowi z ust. Jocelyn. Czy zaklinacz będzie w ogóle chciał zostać znalezionym? I przede wszystkim - czy wyjdzie to Jehanowi na zdrowie? Ostatnia wiadomość od byłego przyjaciela była inna niż wszystkie… Inna sprawa to czy ybnijczycy zechcą doprowadzić Wróbla do któregokolwiek z Dziesięciu Miast? Podczas narady zerknął na posiadaną przez krasnoludy mapę i samotny marsz do Dekapolis byłby samobójstwem; zwłaszcza teraz. Drużyna była skupiona na poszukiwaniach źródła nieumarłej zarazy i co jeśli informacje poprowadzą ich w innym kierunku? Czy wtedy ucieczka “z niebezpieczeństwa w niebezpieczeństwo” nadal będzie się kalkulować? Łotrzyk spędził pół nocy na rozmyślaniach i stwierdził, że jednak nie. Ostatnim razem uciekł i wcale nie wyszło mu to na zdrowie. Zresztą nie na darmo miał piękną twarz i gładki język - problemy można było rozwiązywać na wiele sposobów. Uśmiechnął się do siebie myśląc o arcymagini Ybn. Co prawda człowiekowi trudno by zaimponować elfce, lecz czy w szkole magii nie było innych kobiet do oczarowania? Uśmiech Pięknisia poszerzył się gdy młodzieniec zapadał w sen. Magia była wszechstronnym narzędziem, a on z pewnością znajdzie dla niej stosowny użytek.

W innej salce Mara przewracała się z boku na bok. Za każdym razem gdy zamykała oczy widziała umykające w nicość dusze i przerażającą istotę czającą się gdzieś w otchłani. Może to na prawdę była Otchłań? Od czasu spotkania Umy zaklinaczka stała się wrażliwsza na obecność zmarłych, ale teraz nie była taka pewna czy rozwój jej osobliwego talentu podążał w dobrą stronę. Ponad to Kostrzewa i Tibor przyglądali jej się podejrzliwie. Przecież nie byłoby nic dziwnego w tym, że trzynastolatka zemdlała na widok krwawej jatki setki stóp pod ziemią, prawda? A oni od razu doszukują się drugiego i piątego dna. Niemniej jednak Mara odkryła, że miło było gdy ktoś się o nią troszczył, zwłaszcza że z najbliższych jej osób żywy pozostał już tylko Burro (Olafa ciężko było liczyć, gdyż sam potrzebował opieki, a Livia jej nienawidziła). Zaklinaczka wstała i wyciągnęła z sakiewki pierścionek mamy, leżący obok znalezionej w Podmroku bransoletki i monety Nauta. Najwyraźniej tajemnicze drobiazgi jakoś do niej lgnęły. Żałowała, że nie mogła wypytać Livii o matkę; mimo to miała nadzieję, że stara opiekunka wyzdrowieje i może kiedyś… Teraz jednak musiała się skupić na obecnym zadaniu. Schowała swój skarb, wtuliła się w Strzygę i mocno zacisnęła powieki, po raz kolejny próbując zapaść w sen.

W kolejnych pokojach gasły światła. Tibor zasnął z imieniem narzeczonej na ustach; Kostrzewa pełna poczucia słuszności swych wniosków, Var przy pracy, a Shando ukontentowany z wypełnienia swej rodzinnej powinności. Zwierzęta posapywały zadowolone grzejąc się w cieple żarzących się na kominkach drew lub łóżek swych właścicieli. Tylko magiczna istota w pokoju czarodzieja pozostała przytomna niemal do świtu, dumając o implikacjach swej nowo odkrytej mocy. Złota żmija dawno już spała, gdy na usta zaklętego w lampie ducha wpełzł pełen satysfakcji uśmiech.

Godzinę przed świtaniem ybnijczyków obudził łomot w drzwi. Nadszedł czas by wyruszyć do Doliny Lodowego Wichru.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 29-10-2014 o 08:49.
Sayane jest offline