Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2014, 14:45   #3
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aria wyśliznęła się z jadalni na korytarz. Mdliło ją od zapachu posoki i widoku wyrżniętej z zimną krwią męskiej części rodziny Coldheart, a w gardle wzbierał szloch, jednak lata w roli ofiary bliźniaków nauczyły ją działać nawet w najgorszych sytuacjach (choć gorszej niż teraz nie potrafiła sobie wyobrazić), a użalać się nad sobą dopiero gdy znajdzie się w bezpiecznym zaciszu swojego pokoju lub w jednej z licznych kryjówek rozsianych po całym domostwie, od piwnicy aż po rozległy strych. Wyszła - i niemal natychmiast zamarła; dwóch żołdaków stało przy drzwiach prowadzących do gabinetu i biblioteki ojca … i jednocześnie jedynego przejścia prowadzącego do podziemi gdzie więziony był Janos. Głowy żołnierzy obróciły się ku niej niczym balisty zamontowane na blankach. Czuły słuch dziewczynki wychwycił odgłos kroków na schodach prowadzących ku zachodniemu skrzydłu domostwa, tam gdzie Sylvanna miała swoje pokoje - sama jedna, bowiem cała reszta rodzeństwa mieszkała na pierwszym piętrze wschodniego skrzydła. Poza tym w domu panowała upiorna cisza i nie widać było żywej duszy. Mężczyźni przyglądali się jej bez słowa, z uwagą i napięciem które mogły przerazić nie tylko jedenastoletnią dziewczynkę (która z powodu swej drobnej postury wyglądała najwyżej na dziewięć). Zupełnie jakby się spodziewali, że może spróbować wyrządzić im jakąś krzywdę. Co oczywiście dla Arii było zupełną abstrakcją, bo nawet gdy bliźniacy jej dokuczali to najlepszym co mogła zrobić była ucieczka.

Tym razem jednak Aria nie miała zamiaru uciekać. Mimo młodego wieku ojciec zadbał o jej wykształcenie, a prócz wtłaczania jej do głowy czarodziejskich formuł Smoczyca uczyła ją także (między innymi) historii. We wszystkich zapiskach zaś w czasie wszelich wojen, walk i przewrotów prócz głowy rodu zabijano również wszystkich jej synów (co działo się z córkami guwernantka pomijała przy Arii litościwym milczeniem).

A Janos był ostatnim pozostałym przy życiu synem Coldhearta i było tylko kwestią czasu gdy Aart Czarny odnajdzie tajne przejście w gabinecie jej ojca; o ile sama Sylvanna mu tego nie powie. “Nie róbcie nic głupiego” - dobre sobie! W końcu to ona zrobiła najgłupszą rzecz w domu! Aria zaś nie miała zamiaru podążać jej śladem.

Dlatego też dziewczynka zacisnęła zęby, uśmiechnęła się niewinnie i z rumieńcem wypełzającym na blade policzki powiedziała:
- Siku…

Żołnierze zauważalnie rozluźnili się na tak przyziemne tłumaczenie. Jeden z nich machnął dłonią, drugi jednak z gniewną miną przyglądał się dziewczynce. Konkretnie zaś - jej włosom. Aria zdała sobie sprawę że nieposłuszne kosmyki unoszą się wokół jej głowy, jak zwykle gdy umysł za bardzo ma zaprzątnięty galopadą myśli - co niezmiernie irytowało jej ojca a co wielce psuło też wysiłki pani Lehzen zmierzające do tego by ujarzmić jej czuprynę i nadać młodej czarodziejce wyglądu dobrze ułożonej panienki. Mężczyzna pocierał dłońmi o siebie, jakby nieświadomie chcąc pozbyć się jakiegoś brudu. Był to ten sam który wcześniej brutalnie pochwycił Arię za włosy? Na szczęście, nie wydawał się chętny by ją zatrzymywać. Aria spuściła głowę i podążyła wzdłuż korytarza, mijając strażników i oddychając głęboko by uspokoić myśli - i włosy. Przechodząc obok drzwi rzuciła szybko okiem na zamek. Czy czarodziej już tu był? Czy zostawił zabezpieczenia, czy też strażnicy nadal pilnują zamkniętych drzwi? Miecze przy ich pasach wydawały się przerażająco ostre… Jeśli nawet dostanie się do środka, to jak oboje z bratem opuszczą dom? Na pomoc Irys nie mogła liczyć, ale Maud… Może będzie chciała zemścić się za śmierć Tijmena? Nie. Nie mogła zaufać żadnej z sióstr, wiedziała o tym. Skręciła za róg, potupała jeszcze chwilę markując oddalające się kroki i oparła się o ścianę robiąc w głowie przegląd zapamiętanych zaklęć. Prócz tych, których zwykle używała by wymknąć się bliźniakom miała również na podorędziu dwa ćwiczebne, wymagane na dziś przez nauczyciela. Miała nadzieję, że akurat tym razem nie pomyli się w recytacji…

- Słyszałeś? - zaalarmowany głos jednego z mężczyzn zmieszał się z kolejną inkantacją - w domu było cicho niemalże jak w grobowcu, poza ledwo słyszalnym szlochem dochodzącym z jadalni i Aria zdała sobie sprawę że któraś z szeleszczących zgłosek musiała zwrócić uwagę jednego ze strażników. Z trudem tłumiąc narastające uczucie paniki Aria dokończyła trzeci czar i wyjrzała zza rogu. Żołnierze ostrożnie kierowali się w jej stronę. Dziewczynka wypuściła z ust ostatnią zgłoskę i w tej samej chwili mężczyzn zalała feeria barw. Ten mniej podejrzliwy zachwiał się i padł nieprzytomny na ziemię, lecz drugi ruszył biegiem w jej stronę z bronią w ręku. Aria zaczęła oddychać coraz szybciej, a od strony jej stóp zaczął unosić się gęsty opar mgły. Czasami tak się działo, gdy się bardzo bała, gdy za wszelką cenę próbowała się ukryć przed bliźniakami… Aż dziw, że mgła nie “wylała” się z niej w jadalni; chyba wtedy nie do końca docierało do niej co się wokół niej dzieje. Tym razem jednak błyskawicznie zgęstniała oślepiając zarówno dziewczynkę jak i zaskoczonego napastnika. Żołnierz machnął na oślep mieczem; za wysoko - Aria zanurkowała pod jego ramieniem - i poczuła palący ból pleców. Krzyknęła rozdzierająco, lecz mimo to biegła dalej, modląc się do wszystkich znanych jej bogów (a nie było ich wielu), żeby i tym razem ojciec zapomniał zabezpieczyć drzwi. Szarpnęła za klamkę, po czym wpadła do przedsionka, zatrzaskując za sobą drzwi. Jakimś cudem udało się jej jeszcze przekręcić zamek i podeprzeć krzesłem klamkę, którą sekundę później ktoś zaczął szaleńczo szarpać. Aria wpatrywała się w klamkę jak w jadowitego węża, cofając się tyłem w stronę biblioteki. Dopiero gdy poślizgnęła się na własnej krwi i pacnęła na pupę uświadomiła sobie, że palący ból nie był spowodowany nałożonym na drzwi zaklęciem, a mieczem Czarnej Sieci, który jakiś cudem zahaczył ją w magicznej mgle. Spróbowała sięgnąć dłonią do rany, ale tylko zaszlochała z bólu. Nie mogła nic na nią poradzić; nie była w stanie nawet wykręcić ręki by sprawdzić rozmiar obrażeń, choć wydawało jej się, że rana przecina całe plecy. Zagryzając zęby z trudem podniosła się i ruszyła w stronę regału z tajnym przejściem, po drodze chwytając stojący na stojaku ozdobny kostur by się nim podeprzeć. Minęła gabinet, weszła do biblioteki - i nie rozszlochała się tylko dlatego, że wtedy plecy bolałyby ją jeszcze bardziej. Regał był zamknięty! Zamknięty - czyli magicznie zabezpieczony! Tylko czasami ojciec zostawiał niedomknięte drzwi, co pozwalało dziewczynce wślizgiwać się do podziemi. W panice rozejrzała się wokoło. Gdyby miała czas z pewnością udałoby jej się zniwelować zaklęcie, ale z korytarza słychać już było podniesione głosy; było kwestią czasu (zapewne bardzo krótkiego) nim żołnierze wyważą drzwi lub sprowadzą czarodzieja, a wtedy skrócą o głowę ich oboje.

Aria odetchnęła głęboko zastanawiając się co wie o magicznych zabezpieczeniach - prócz tego, że w wykonaniu jej ojca były bardzo bolesne. Chyba dezaktywowały się hasłem, ale jakim? Dziewczynka zaczęła recytować głośno wszystkie słowa jakie przychodziły jej do głowy: imiona wszystkich dzieci Coldhearta (choć to akurat wydawało się jej najmniej prawdopodobne), Zhentarimowie, Czarna Sieć, arcymag, władza, zwyciestwo, moc, syn, krew… W międzyczasie przepatrywała leżące na półkach zwoje mając nadzieję na znalezienie zaklęcia rozpraszającego magię lub innego przydatnego w tym momencie. Ostatecznie mogła spróbować otworzyć drzwi siłowo - licząc, że czar jej nie zabije - lub spróbować wyrwać dolne półki. Jednak nietknięte drzwi potrzebne były jej dopóki nie wymyśli jak uwolnić z klatki Janosa i wyprowadzić go z domu - choć to ostatnie w obliczu walących w drzwi żołdaków wydawało się już zupełnie nierealne. Czyżby zadziałała zbyt pochopnie i zamiast ratunku sprowadziła na brata przedwczesną śmierć? Czy powinna była jednak poczekać na rozmowę z Sylvanną, lub z duszą na ramieniu poprosić o pomoc Maud?
Nie, te rozważania były teraz zupełnie płonne; traciła przez nie tylko cenny czas. Podbiegła do okna i otworzyła je na oścież. Może uwierzą, że uciekła… Albo ucieknie tędy naprawdę, jeśli nie uda jej się rozbroić regałowych drzwi. Ostrożnie, krzywiąc się z bólu, jaki powodowało skręcanie się ciała wróciła po własnych śladach, pilnując by odbite w jej własnej krwi ślady stóp były skierowane w stronę okna. Potem zdjęła sukienkę - choć w oczach znów pociemniało jej z bólu - odczepiła od niej pasek z sakiewkami i rozmazała nią ślady wokół regału, by nikt nie domyślił się, że właśnie o te konkretne półki jej chodziło.

Krzyki za drzwiami gabinetu sprawiły że Aria zadygotała, a nogi jej osłabły gdy pierwsze uderzenie spadło na twarde drewno. Na szczęście miecz nie był najlepszą bronią do wycinania sobie przejścia w solidnej zaporze; tym niemniej dziewczynka czuła że nie pozostało jej dużo czasu nim drzwi ustąpią. Czy ojciec musiał akurat tym razem dosunąć regał na miejsce?? Szeregi książek piętrzyły się na nim, nieruchome i obojętne wobec jej rozpaczy. Aria rzuciła się na mebel całym ciężarem maleńkiego ciała, zaciskając zęby w oczekiwaniu na ból magicznego wyładowania… ale nic takiego nie nastąpiło, za to regał drgnął i wsunął się w ścianę na centymetr albo dwa!

Przez sekundę czy dwie młoda planokrwista gapiła się na ciężki, ale i ruchomy segment regału. Czyżby któreś z wyrecytowanych przez nią słów było tym właściwym, czy ojciec po prostu znów zapomniał zakląć regału? Kolejne łupnięcie w drzwi wyrwało ją z osłupienia i naparła na mebel jeszcze raz, tak mocno że omal nie pośliznęła się na śliskiej od krwi podłodze. Gorący strumyczek zdążył już przemoczyć jej halkę i pończochy aż do samej stopy. Regał opornie wsunął się w ścianę, mechanizm zaszczękał po czym cała półka odchyliła się w bok, podtrzymywana już tylko na solidnych zawiasach. Eksplozja wstrząsnęła pomieszczeniem i Aria poczuła dym płonącego drewna.
- Do środka! Łapcie tę gówniarę, tylko żywcem! - ostry głos Sylvanny smagnął ją niczym biczem. Na przekór temu łomot butów rozległ się dopiero po paru chwilach, jakby zabrakło chętnych do szarżowania w głąb pomieszczenia. - No już!!!

Aria z trudem zarejestrowała, że kryształy oświetlające ukryte pomieszczenie zamiast emanować białym, zimnym blaskiem tkwią w ścianach i suficie martwo niczym zwykłe kawałki kwarcu. Nie raz wchodziła tu ze strachem w sercu, ale jeszcze nigdy z przerażeniem i poraniona. Gdy naparła na regał i ledwo dała radę obrócić fałszywą półkę na zawiasach, w środku zapanowała taka ciemność że nie widziała nawet własnych dłoni; na ślepo popchnęła ukryte drzwi na prowadnicach. Krzyki zza nich dały jej znać że czasami brutalna siła bardzo by się przydała, że ona - mała i słaba - straciła wiele cennych sekund na to by otworzyć i zamknąć przejście. Rzuciła się do przodu, w kierunku schodów prowadzących do piwnic i więzienia i omal nie zwaliła się w czeluść. Było ciemno jak w grobowcu i Aria musiała wymacywać sobie drogę kosturem, a upływ krwi wcale jej w tym nie pomagał. Regał za nią zaskrzypiał.
- Ostrożnie, debile, uważajcie na księgi! - wrzask Sylvanny przedarł się nawet przez ukryte przejście. Po chwili półka poruszyła się znowu i przez szybko powiększającą się szczelinę trysnęło światło. Aria znowu cokolwiek widziała i mogła ruszyć biegiem - do piwnic zawierających składniki i wyposażenie potrzebne świętej pamięci ojcu albo i wprost do Janosa. Ciemność przed nią ziała niczym paszcza potwora z koszmarów, ale było to niczym wobec wściekłości w głosie siostry i groźby dźwięczącej w krokach brutalnych żołnierzy Czarnej Sieci.

Dziewczynka zerwała się do biegu, po czym stoczyła się z ostatnich stopni i wyrżnęła o nierówną podłogę boleśnie obcierając sobie dłonie i kolana. Ból pleców wybuchnął ferią gwiazd, przyprawiając ją niemal o utratę przytomności. Za sobą słyszała krzyki i tupot stóp.
- Janos, Janos, Janos… - jęczała, próbując podnieść się z czworaków do pionu i ni to idąc, ni to pełznąc po ciemku w stronę celi. Minęła kratę dzielącą pracownię od części więziennej - teraz dziwnie otwartą, niezabezpieczoną ani kluczem, ani magią - i ruszyła dalej, podpierając się kijem i nawołując brata. To był zły pomysł, bardzo zły, trzeba było poczekać, obmyślić plan... Sylvanna wiedziała o Janosie, musiała wiedzieć, to było przecież oczywiste. Niepotrzebnie traciła czas na zostawianie fałszywych śladów, wahanie, strach przed bólem (przecież nie mogło jej boleć bardziej niż teraz!) i kombinowanie. Siostra wiedziała dokładnie dokąd iść, a teraz na pewno zabije ich oboje!

- Aria? To ty?! - w hałasie dobiegającym zza pleców dziewczynki nie słyszała ona wcześniej przyspieszonego oddechu starszego brata, w ciemności nie dostrzegła tego jak ostrożnie wyglądał zza krat, bacząc by nie dotknąć grubych prętów. - Co się dzieje?!
Słysząc głos brata Aria uwiesiła się krat, szlochając ze strachu i ulgi, a kostur uderzył o metal, na wpół wsuwając się do celi.
- Uważaj! - odruchowo krzyknął Janos, mając w pamięci magiczne zabezpieczenie. Jednak nic się nie wydarzyło, palców siostry nie przeszyło wyładowanie, które mogłoby wypalić jej ciało do kości. Sięgnął długim ramieniem i pochwycił Arię, a planokrwista dojrzała jak nagle spogląda w górę, ku sufitowi, tam gdzie zwykle płonęły kryształy.
- Magia… magia ojca zawiodła! - krzyknął z bezbrzeżnym zdumieniem.
- Nnie żyje… papa nie żyje... - wymamrotała Aria w nagłym przebłysku zrozumienia. Widać ojciec nie był tak potężny jak mu się wydawało i zaklęte przez niego przedmioty były teraz bezużyteczne.

Dziewczynka oderwała się od brata i wyszukała w sakiewce potrzebny do zaklęcia otwierającego mosiężny kluczyk, dopiero poniewczasie uświadamiając sobie, że przecież miała na dziś zapamiętany także czar światła. Na to nie było jednak czasu, a Janos przyzwyczajony był do ciemności. Szczękając zębami recytowała tajemną formułkę, choć w głowie dudniło jej jak w kuźni; nigdy nie czarowała tak szybko i często, nie będąc na dodatek w pełni sił. Nawet w miesięczne dni nauczyciel zwalniał ją z lekcji twierdząc, że ciało dziewczynki jest zbyt delikatne by wytrzymać takie obciążenie. Teraz goniła ostatkiem sił; marzyła tylko o tym by otworzyć żelazną kratę i ukryć się w potężnych ramionach półsmoka. A potem niech się dzieje co chce.

W podziemiach zawsze panowała śmiertelna wręcz cisza; nawet gdy Aria i Janos rozmawiali ze sobą robili to szeptem, każde z nich przyzwyczajone do skrytości i obawiające się odkrycia. Tym bardziej przerażający był teraz hałas: zgrzyt butów na kamieniu, krzyki, przekleństwa. Echa powielały je i cały korytarz rozbrzmiewał pogłosem, wręcz atakując czuły słuch dziewczynki. Aria dokończyła inkantację … i nic się nie zmieniło, nie rozległ się żaden szczęk ani zgrzyt. Czy tak się powinno wydarzyć?? Janos szarpnął za pręty aż krata zadygotała, ale mimo tego że chroniąca ją magia zanikła to przyziemny, metalowy, staroświecki zamek trzymał mocno, a nawet roztrzepany Floran Coldheart starannie dbał o to by od nienawidzącego syna oddzielało go zawsze jak najwięcej barier. Z rykiem furii półsmok uwiesił się kraty, gorączkowo próbując ją odgiąć czy brutalną siłą zniszczyć zamek. Na krańcu pola widzenia Aria dostrzegła w mroku masywne sylwetki.
- Tutaj jest, pani! - głos jednego z żołnierzy Czarnej Sieci zadudnił i postacie przysunęły się bliżej, zatrzymując się jednak, gdy w blasku niesionej pospiesznie pochodni ukazał się żołnierzom widok nie-całkiem-ludzkiej sylwetki mocującej się ze sztabami.
- Łapcie ją! - ostry głos Sylvanny ciął niczym bicz, aż Aria się wzdrygnęła. Widok rozwścieczonego półsmoka sprawił jednak że żołnierze zawahali się jeszcze przez chwilę.
- Zostawcie ją! - ryknął Janos - Aria, uciekaj! - rzucił z desperacją.

Aria pokręciła głową. Niby dokąd miałaby uciekać? Byli w pułapce - oboje. Tyle że Janos bezpieczniejszy za barierą z żelaznych krat. Dziewczynka ucieszyła się nawet, że nie udało jej się otworzyć zamka; wściekły Janos z pewnością rzuciłby się na miecze żołnierzy z gołymi rękami. Jej palce zatańczyły w zawiłych gestach i w stronę mężczyzn pomknęły cztery przejrzyste humanoidalne kształty. Zaklęcie było kompletnie nieszkodliwe - Sylvanna to wiedziała, ale oni nie musieli. Kupi sobie i Janosowi kilka sekund… choć co to właściwie im da? Chwyciła ojcowski kostur i postąpiła kilka kroków naprzód, ponownie otulając się zbawienną mgłą. Może gdyby udało jej się wytrącić któremuś ze strażników miecz… może wpadłby do klatki, może Janos by go ukrył na potem, może… Zbyt wiele było tych “może”. Długa nieporęczna laska niemożebnie ciążyła planokrwistej w dłoniach; chyba najlepsze co mogła zrobić to upaść na ziemię, by któryś z żołdaków mógłby się o nią potknąć i pogrążyć się w niebycie, który choć na chwilę uchroniłby ją przed wściekłością najstarszej siostry. Mimo wszystko jednak stała, trzymając się na nogach jedynie siłą woli. Na poddanie się i rozpacz będzie miała jeszcze czas.
Ostrzegawcze krzyki i przekleństwa zadudniły w korytarzu gdy Aria splotła kolejny czar, a już prawdziwe pandemonium rozpętało się gdy w ślad za zjawami korytarz wypełniła mgła. Dziecko dzieckiem, ale który ze Zhentarimów miał wiedzieć do czego jest zdolna najmłodsza córka jednego z najważniejszych magów w Llorkh?
- Zamknijcie się!!! - wrzeszczała Sylvanna, z której już całkowicie opadła maska wyrachowania i spokoju. Jej ostry głos ranił uszy dziewczynki i tak już ledwo trzymającej się na nogach. - Złapcie ją natychmiast, psie syny!!!
W korytarzu ciemnym jak smoła, we mgle która sprawiała, że nie dostrzegało się własnej dłoni przed oczami ludzie przewracali się, przeklinali i w panice próbowali wymacać drogę - nierzadko ostrą bronią, o czym dał znać jeden i drugi jęk.
- Tam jest potwór z piekła rodem! - ktoś krzyknął zza pleców dziewczynki, zaraz odpowiedział mu wrzask: - Mam ją! - choć jako żywo Aria nie poczuła nawet dotknięcia. Po chwili na ślepo zderzyła się z kimś i potknęła, a wrzask pełen przerażenia i triumfalny ryk oznajmiły, że Janosowi choć jedno się udało - jego niewiarygodnie długie ramię pochwyciło któregoś z mężczyzn. Aria zadrżała gdy usłyszała okropne krzyki mordowanego, a wrzask Sylvanny przerodził się w niezrozumiałe wycie. Ktoś chwycił młodziutką czarodziejkę za łydkę, tylko po to by wypuścić ją kiedy w panice kopnęła go raz i drugi.
- Tutaj jest!

Aria na czworakach wpełzła do jednej z pustych cel i tam dotrwała do momentu gdy przywołana z wnętrza jej ciała mgła rozproszyła się i światło pochodni ukazało krajobraz jak po bitwie. Poprzewracani, przerażeni, gdzieniegdzie ranni żołnierze podnosili się z wolna, rozglądali albo gorączkowo próbowali zatamować krwawienie. Miecze i hełmy zaściełały podłogę, tak samo jak porozrywane płaszcze. Przez chwilę zapadła cisza.

- Znajdźcie ją - głos Sylvanny był drżący, chrypliwy i tak nieprzyjemny jak zgrzyt pazurów po szkle. Odpowiedział mu warkot półsmoka i jęk torturowanej przez niego żelaznej kraty, którą ciągle i ciągle najwidoczniej próbował sforsować - Och, znajdźcie ją, natychmiast.

Aria uniosła z trudem głowę i rozejrzała się. Naliczyła z dziesięciu żołnierzy, a jeszcze jacyś byli nieopodal jej siostry. Tuzin mężczyzn by złapać jedenastoletnie dziecko? Sylvanna musiała naprawdę desperacko pragnąć udowodnienia swojej przydatności Aartowi Czarnemu. Korzystając z zamieszania dziewczynka ostatkiem sił wytworzyła kolejny tuman mgły i zaczęła pełznąć w stronę celi Janosa. Każdy centymetr, każde podparcie się na kolanie czy łokciu przeszywały jej ciało nieznanym wcześniej bólem; każdy ruch wydawał się jej tym ostatnim, że więcej nie da rady, że już nie może… Potem jednak napinała mięśnie i przesuwała się kolejny kawałek na przód. Janos nigdy nie pozwalał jej na próby kontaktu - kraty obłożone były zaklęciem zabójczym dla małego dziecka. Jednak teraz, gdy czar puścił Aria była całkiem pewna, że zdoła przecisnąć się do celi brata i ukryć gdzieś pod pryczą; lub przynajmniej za jego silnymi barkami. Ach, gdyby tylko mogła zmienić się w mgłę, zlać z tą, którą w przedziwny sposób wytwarzało jej ciało… Do tej pory planokrwista nie zastanawiała się zbytnio skąd bierze się u niej ta unikalna zdolność. Trójka jej rodzeństwa umiała czytać w myślach, Janos miał łuski, Iris potrafiła rozmawiać z roślinami, bliźniacy byli sadystami, a ona tworzyła mgłę. Po prostu tak było i już. Teraz jednak żałowała, że nie potrafi rozwinąć swojej mocy; może po prostu była jeszcze zbyt młoda?

Coś otarło jej się o rękę, która ślizgała się teraz w kałuży krwi. Aria wyczuła dłonią zbroję i chyba kawałek barku. Trup? Było jej to dziwnie obojętne. Widziała dziś już wiele trupów, należących co najgorsze do jej własnej rodziny. Cóż ją obchodził cudzy trup? Bardziej zainteresował ją cienki, drewniany kształt, o który zawadziła nogą. Podkurczyła palce u stopy - cienkie jedwabne buciki zgubiła gdzieś wcześniej - i przyciągnęła do siebie laskę, wsuwając ją między kraty. Potem sama chwyciła metalowe pręty i gryząc wargi by nie wyć z bólu przecisnęła się na drugą stronę. Po brodzie pociekła jej krew.

Chóralny wrzask i przekleństwa dały znać że żołnierze zdążyli już znienawidzić magiczne moce młodziutkiej planokrwistej.
- Spokój! To zaraz minie! - ostry jak klinga głos Sylvanny uciął ich głosy a tym razem nikt nie był chętny wywijać ostrą bronią przy towarzyszach czy spacerować w mroku gęstym jak melasa i kryjącym przerażająco długie ramiona półsmoka.
- Może sama byś cuś zrobiła coby rozgonić tom mgłę! - miarą wściekłości żołdaków Sieci było to że ktoś jednak ośmielił się ryknąć pod adresem półdrowki. Sylvanna zacharczała z bezsilnej furii - najwidoczniej NIE wpadła na to by wymedytować jakiś przydatny czar. Kto się jednak mógł spodziewać że to właśnie najmłodsza siostra przysporzy jej takich problemów? Aria miała to gdzieś. Wrzaski głuszyły odgłosy jej bolesnej, powolnej wędrówki.

Twarda łydka uderzyła ją w bok gdy znajdowała się już w środku, tak boleśnie że dziewczynka pisnęła.
- Aria?? - we własnej mgle nie widziała własnych dłoni, ale wyczuła że ktoś przypadł do niej. Zaraz poczuła też dotyk wielkich dłoni. Janos.
- Ukryj mnie - wykrztusiła słabo. Chłopak tak ostrożnie jak tylko mógł podniósł ją - jakby podnosił piórko. Ostrożność była też uzasadniona z innego powodu - czarodziejka wyczuwała na przedramionach wielkie, ostre, kościane wyrostki, które bez trudu mogły rozpruć ciało przy nieostrożnym ruchu. Ale to wszystko było coraz mniej istotne - słabła z każdą chwilą i liczyło się tylko złudne bezpieczeństwo potężnego ciała do którego była przyciśnięta. Półsmok pospiesznie ułożył ją pod pryczą; usłyszała jak gwałtownie wciągnął powietrze gdy jego dłoń przesunęła się po jej mokrych od krwi plecach. Po paru sekundach dobiegł ją odgłos prucia tkaniny i zwój jakiegoś materiału trafił na jej plecy w charakterze prymitywnego opatrunku.

- Proszę, proszę, proszę... - tym razem głos Sylvanny dla odmiany był dużo spokojniejszy. Zamglone oczy Arii dostrzegły siostrę - najwidoczniej mgła znowu się rozwiała i półdrowka zaglądała do wnętrza celi, flankowana przez zhenckich żołnierzy w pochodniami i mieczami w dłoniach. Nie wyglądali na szczęśliwych czy zrelaksowanych. Aria mogła się domyślić dlaczego - słysząc głos siostry półsmok odwrócił się do niej i wyprostował na całą imponującą wysokość. Od pasa w górę był obnażony; kostne wyrostki wyłaniały się z jego kręgosłupa, ramion i przedramion a dłonie miał ubabrane w ciemnej cieczy. Skórzaste skrzydła na chwilę rozłożyły się i zwinęły na powrót. Górował wzrostem nad każdym po drugiej stronie kraty, a choć lata niewoli sprawiły że był szczupły niczym hart, to miał dość siły by gołymi rękami zabić rosłego męża. W świetle pochodni Aria dostrzegała że jego pazury przypominają sztylety.

- Więc i nasza malutka, jasnowłosa pchła ma swoje tajemnice? - zaszydziła starsza siostra ale zaraz jej zabrakło ledwo odzyskanego spokoju. - A może parszywa wesz, która robi wszystko by pokrzyżować mi szyki?! Zapłacisz mi za to, ty ścierwo!!!
- Najpierw musisz tu po nią przyjść - warknął półsmok. Sylvanna uśmiechnęła się.
- Pod ścianę i kładź się na ziemię, jeśli chcesz dożyć następnego posiłku, odmieńcu.
- Zapraszam - odpowiedział Janos, przykucając przy pryczy i Arii i pochylając się do przodu, balansując na stopach i czubkach pazurów, gotowy do skoku w każdej chwili. Krępujące jego magiczne zdolności bransolety połyskiwały w żółtym świetle, tak samo jak kolce na jego ramionach.

- Przygotujcie się - wejdziecie tam i unieszkodliwicie go. Wolę mieć go żywcem, ale po martwym również nie będę płakała - rzuciła Sylvanna.
- Może kusze przyniesiemy? - zasugerował któryś z żołnierzy. W nagrodę otrzymał cios w twarz.
- Przekażę Aartowi Czarnemu jak wielka jest twoja odwaga, parobku - półdrowka zwróciła się do niego, ale spojrzenie jakim obrzuciła pozostałych żołnierzy niosło jasny przekaz. Wyciągnęła zza pazuchy różdżkę i wymierzyła ją w kratę, konkretnie zamek.
- Radiuso - wymówiła i nawet cofnęła się o krok, ale nic się nie wydarzyło. Sylvanna ze zdumieniem spojrzała na różdżkę, powtórzyła czynność. Efekt był ten sam.

Drżącą dłonią wyciągnęła następną i jeszcze jedną.
- Itinero frosto - różdżki uparcie odmawiały posłuszeństwa. Sylvanna zaśmiała się nagle śmiechem dzikim i nieprzyjemnym, odrzuciła głowę do tyłu.
- Nie wierzę… był takim głupcem że nie potrafił zabezpieczyć WŁASNORĘCZNIE wykonanych przedmiotów na wypadek swej ŚMIERCI??
- Tym lepiej dla mnie, wygląda na to że naprawdę będziecie musieli tutaj wejść nie korzystając z magii - półsmok zaśmiał się pogardliwie. Aria coraz bardziej osuwała się w niebyt i nie dostrzegała już szaleństwa jakie płonęło w oczach półdrowki. Ostatnie co zarejestrowała to jaskrawy płomień trafiający w zamkniętą kratę. Bojowego ryku półsmoka i wrzasków żołnierzy Czarnej Sieci już nie słyszała...
 
Sayane jest offline