Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2014, 14:46   #4
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Gdy dziewczynka otworzyła powieki uznała że jest w niebie. Gdzie indziej leżałaby w białej pościeli w otoczeniu aniołów, i gdzie indziej okropny ból zranień ustąpiłby pozostawiając tylko wspomnienie?

W kilka chwil potem przekonała się że nie miała racji gdyż aniołami okazały się Iris, pani Lehzen oraz Bixi Promptfoot. Krzyknęły z radości widząc że Aria otworzyła oczy.
- Janos? - szepnęła Aria, ale kobiety pokręciły głowami. Cóż mogły one wiedzieć o groźnym mieszańcu zamkniętym w podziemiach pod ich stopami? Słyszały tylko wywołane przez Arię zamieszanie, a potem wściekłe wrzaski Sylvanny, która kazała im się zająć swoją niesforną siostrą. Ponoć z podziemi wyniesiono trzy ciała, ale czyje? Nie wiedziały i nie chciały wiedzieć, zwłaszcza Iris. I tak fakt, że półdriada opuściła swój pokój i przyszła do najmłodszej siostry było z jej strony aktem wielkiej odwagi.

Chcąc nie chcąc dziewczynka dostrzegała różnice w zachowaniu kobiet. Iris była po prostu przerażona, co nie dziwiło w jej przypadku. Pani Lehzen postarzała się w ciągu tego popołudnia, a wina i gniew wprost z niej emanowały. Ręce Bixi drżały, jakby jej nerwy były w strzępach - Aria czuła że gnomka ma ochotę się napić, ale siłą woli powstrzymuje się przed tym. Jakieś potężne emocje nią targały, z trudem mogła usiedzieć przy łóżku.

Starsze kobiety gdakały nad nią jak kwoki: żeby Aria się nie denerwowała, leżała spokojnie i odpoczywała (choć siostra i tak zabroniła jej opuszczać komnaty, więc co miała robić?), że wszystko będzie dobrze…

Aria leżała nieruchomo w pościeli, wpatrując się w sufit. Nic nie było dobrze.

Drzwi otworzyły się - bez pukania, bez ostrzeżenia. Wiotka sylwetka Sylvanny pojawiła się w nich, w tle mając dwa masywne kształty żołnierzy. Półdrowka po kolei przyjrzała się każdej ze zgromadzonych, zatrzymując spojrzenie na Arii.
- Wyjdźcie stąd, chcę z nią porozmawiać.
Kobiety powoli opuściły pomieszczenie - Iris i Bixi unikając wzroku magiczki, pani Lehzen twardo spoglądając jej w oczy.
- Sylvanno, jeśli…
- “Panno Coldheart”, stara kwoko. A teraz wynoś się - półdrowka wskazała ruchem ręki korytarz. Aria prawie spodziewała się że “Smoczyca” wybuchnie i nagada do słuchu dziewczynie … ale z jakiegoś powodu zamilkła i dumnie wyprostowana wyszła na zewnątrz. Sylvanna zamknęła drzwi. Dziewczęta zostały same.

Półdrowka jeszcze przez chwilę stała z dłonią na klamce nim odwróciła się do Arii. Ku zdziwieniu dziewczynki jej twarz zmieniła się - z twarzy dumnej i zimnej magiczki wyzierało coś na kształt smutku, może i niepewności.
- Jak się czujesz? - zapytała bardziej miękko niż półżywiołaczka miała okazję słyszeć od niepamiętnych czasów. - Trochę narozrabiałaś, Ario. A nie powinnaś - w ostatnich słowach zabrzmiał wyrzut. Aria milczała. Przed oczami stanęły jej trupy ojca i braci. ONA narozrabiała? Wolne żarty!

Siostra chyba oczekiwała odpowiedzi, ale po kilkunastu kłopotliwych sekundach na mgnienie zacisnęła szczęki i podeszła do łóżka. Usiadła z wdziękiem w nogach mebla i badała spojrzeniem buzię Arii.
- Powinnaś zrozumieć, że naszej rodzinie groziło wielkie niebezpieczeństwo. Nie tylko naszemu ojcu i braciom - jakimś sposobem słowa gładko przechodziły jej przez gardło. Wbrew wszystkiemu Arii trudno było zignorować to co mówi, rzadko się zdarzało by siostra była tak przekonująca jak teraz. - Również i my mogłyśmy zginąć jeśli nie pomogłabym zapobiec zdradzie. To wszystko było po to bym mogła ocalić choć część naszego rodu. Tak naprawdę to zrozumiałam że nie różniłyśmy się tak bardzo w tym co obie zrobiłyśmy - ty przecież chciałaś ocalić Janosa, prawda? Wiem że niepokorna z ciebie duszyczka i nie pobiegłaś tam by cię ukrył i uratował, prawda? - Sylvanna nawet się uśmiechnęła i sięgnęła do głowy siostry by poczochrać jej włosy. Milczenie Arii sprawiło że po pierwszym pieszczotliwym geście cofnęła dłoń a jej twarz znowu zamieniła się w maskę.
- Musimy się trzymać razem, siostrzyczko. Nie możesz prowokować niebezpieczeństwa, bowiem wszyscy możemy przez to ucierpieć. Iris, Maud, ty … jeśli o mnie czy o sobie nie myślisz, pomyśl o naszych siostrach - powiedziała z uczuciem. Nieco przeczyły temu zwężone powieki gdy Aria nadal nie zareagowała w żaden sposób.
- Ario? - zapytała powoli, niskim, ostrzegawczym, niosącym groźbę tonem.
- Gdzie jest Janos? - spytała cicho Aria. Jak bardzo chciałaby uwierzyć w słowa półdrowki, pozwolić jej historii płynąć i płynąć, maskować straszliwe wydarzenia ostatniego popołudnia gładką opowieścią o walce dobra i zła, o szlachetności i dobrych intencjach Sylvanny… Jednak Aria nie na darmo żyła w rezydencji tyle lat. Rodzina Coldheart była kłębowiskiem żmij, doskonale wpasowując się w struktury Zhentów, gdzie walka o władzę wyglądała właśnie tak - zdradą, magią i mieczem.
Półelfka skinęła głową, jakby zadowolona z tego że dziewczynka wreszcie otworzyła usta.
- Jest bezpieczny - mimo tego wszystkiego co zrobił, a zabił trzech ludzi i tylko z wielkim trudem powstrzymałam żołnierzy przed dobiciem go gdy padł od ran. Pamiętaj o tym Ario… - Sylvanna odwróciła się od dziewczynki i spojrzała w okno. Gdy odezwała się znowu do jej głosu wkradła się nuta melancholii.
- Dzięki tobie nauczyłam się dziś czegoś. Nie zrozumiesz tego, ale naprawdę dałaś mi do myślenia. Gdyby nie ty Janos byłby już martwy. Swoją drogą … musisz kiedyś opowiedzieć jak go odnalazłaś. Zapewne z wielką chęcią wszystkie o tym posłuchamy… - na kilka ostatnich słów położyła nacisk i zerknęła na Arię kątem oka.

Planokrwista milczała chwilę rozważając słowa siostry. Nie miała czasy by przemyśleć ostatnie wydarzenia - zdawało się jakby siostra wręcz czaiła się pod drzwiami czekając, aż dziewczynka odzyska przytomność - więc ciężko jej było zebrać myśli, wypracować odpowiednią strategię w odpowiedzi na nietypowe zachowanie Sylvanny, toteż uznała, że najlepiej uciec się do starych i sprawdzonych metod - pozornego posłuszeństwa, szczerości i radości.
- Naprawdę go ocaliłaś? - dziewczynka postarała się, żeby w jej głosie zadźwięczała nieskrywana wdzięczność. Nie wierzyła w dobre intencje półdrowki, nie wątpiła, że dla niej Janos (jeśli faktycznie jeszcze żył) jest kolejną kartą przetargową - jeśli nie w konszachtach z Zhentami to w porachunkach z własną siostrą. Jednak Sylvanna nie musiała o tym wiedzieć. W końcu Aria była tylko dzieckiem - do tego dzieckiem, które udowodniło swoją bezmyślność frontalnie atakując gabinet ojca, zamiast odczekać i wślizgnąć się go niego choćby przez okno, a wcześniej opracować jakąś sensowną strategię wejścia i wyjścia. Cóż, w tym akurat miała rację i Aria mogła teraz tylko pluć sobie w brodę, że nie przemyślała zarówno samej akcji jak i konsekwencji swoich czynów. Choć czy miała na to czas? Wtedy uważała, że nie. Tak czy inaczej liczyła więc, że tak właśnie postrzega ją teraz Sylvanna - jako niebezpieczne, lecz wciąż głupie i naiwne dziecko. Poza tym miała za sobą lata doświadczenia w obcowaniu z siostrą i podobnie jak ona wiedziała, że najlepsze kłamstwa ukrywa się w sieci zbudowanej z półprawd i prawd, więc postanowiła dać Sylvannie wyraz swojej domniemanej szczerości. - Zejście znaleźli Bram i Gijs, ja tylko… poszłam za nimi, na wszelki wypadek. Wiesz jacy oni są… byli… - umilkła zastanawiajac się, czy powinna okazać jakoś smutek związany ze śmiercią bliźniaków-sadystów. Uznała, że umiarkowany żal nie zaszkodzi i pociągnęła nosem. Było nie było - byli jej rodziną. Zresztą sama jeszcze nie wiedziała co czuje odnośnie ich śmierci, zgonu ojca i Tijmena - wszystko wydarzyło się tak szybko… Przez moment wahała się, czy powinna od razu wypytać o Janosa, lecz powstrzymała się z trudem, czekając na dalsze słowa najstarszego dziecka Coldhearta.

Sylvanna obrzuciła buzię siostry bacznym spojrzeniem ale po chwili rozluźniła się.
- Ach, więc to oni… - coś jakby zmieszanie pojawiło się w jej głosie i szybko zmieniła temat. - Janos żyje, kazałam go opatrzyć, tak samo jak ciebie. Jest w zamknięciu dla własnego bezpieczeństwa - dziewczynka przysięgłaby, że półdrowka chciała coś dodać, ale powstrzymała się w ostatnim momencie.
- Ario, musisz mi obiecać że nie będziesz próbowała uciekać czy szkodzić - do jej głosu wkradła się surowość. - Jedynym skutkiem będzie to, że zaszkodzisz nam wszystkim - sobie, Janosowi, Iris, Maud… Mam co do ciebie wielkie plany, tak samo jak do Maud i Iris. Razem przetrwamy ten trudny czas, ale musicie być posłuszne. Posłuszne, rozumiesz? Pamiętasz jak Iris uciekła i tylko cudem przeżyła kilka dni poza domem? Tu będziecie bezpieczne i razem ocalimy naszą rodzinę - Sylvanna znowu wyciągnęła rękę by pogłaskać Arię po głowie. Był to bardzo obcy gest.
- Plany? - spytała Aria nadstawiając głowę do głaskania, choć miała ochotę odepchnąć szczupłą rękę półdrowki i schować się pod kołdrę. Dobra Sylvanna była niemal tak samo przerażająca jak zła - chyba jeszcze bardziej dlatego, że budziła w Arii dawno wyparte, skrywane pragnienia. Przerażona utratą połowy rodziny, walką, bólem i wizją utraty także Janosa dziewczynka tak bardzo pragnęła jej uwierzyć, uwierzyć, że chciała dobrze, że wszystko da się naprawić! Że i Sylvanna ma w sobie jakieś pokłady dobroci i ciepła, skrzętnie skrywane do tej pory w obawie przed gniewem papy. Ale nie mogła. W tej rodzinie nikt nikomu nie ufał, co pociągało za sobą fakt, że nikt nikogo tak naprawdę też nie znał. No, może poza nią i Janosem oraz Maud i Tijmenem… choć kto mógł wiedzieć jak naprawdę miały się relacje tej dwójki?
- Plany? - przez chwilę siostra była zbita z tropu, jakby kompletnie nie wiedziała o co chodzi półżywiołaczce. - Och … oczywiście będziemy rozwijały twoje talenty… Jeśli będziesz grzeczna i posłuszna… - wykrzesała z siebie uśmiech i postukała Arię po nosku. Naraz jednak jej dłoń zjechała na gardło siostry.
- Naprawdę, Ario, nie zawiedź mnie tym razem - półdrowka uśmiechała się nadal, ale ten uśmiech wyglądał jak uśmiech rekina - rozwarła pełne wargi ukazując białe, drobne zęby. Dotyk jej palców obleczonych rękawiczką po obu stronach szyi był nad wyraz delikatny, wręcz jak jedwab, zapewne w zamierzeniu pieszczotliwy, ale Aria miała wrażenie że siostra siłą woli powstrzymuje się od czegoś… nieprzyjemnego. Jej ciemne, nie-ludzkie oczy wpatrywały się w błękitne ślepka dziewczynki z niepokojącą intensywnością. - Bo inaczej się na ciebie pogniewam … a nie chcesz żebym się na ciebie gniewała, prawda? - mówiła jak do dziecka na jakie Aria ciągle jeszcze wyglądała, choć dziewczynka miała już za sobą pierwsze krwawienia. Wątpliwe jednak było by Sylvanna w ogóle o tym wiedziała czy pamiętała. Czy dbała o to. - Byłabym bardzo, bardzo zła…

Aria z trudem skinęła głową. Palce półdrowki zadrżały, zaraz jednak uśmiechnęła się bardziej naturalnie i dotknęła policzka siostry.
- Musimy spędzać ze sobą więcej czasu. Ale to w przyszłości, na razie muszę jeszcze porozmawiać z Iris i zająć się - machnęła ręką i odsunęła fioletowe, wiotkie kosmyki na plecy - wszystkim. Nie kręć się po domu - po twoim wybryku żołnierze mogą być … zdenerwowani i nieprzyjemni. Zostań tutaj i nie wychylaj nosa za próg.
- Czy… - umysł dziewczynki pracował intensywnie, tak samo jak wcześniej przechodząc gwałtownie od dziecięcego rozedrgania do wyrachowanej logiki. - Czy jak żołnierze się uspokoją, a ja będę grzeczna to będę mogła zobaczyć Janosa? - spytała, patrząc prosząco i przytrzymując Sylvannę za rękę. Skoro siostra wierzyła w jej dziecięcą naiwność; brak pytania o brata mógłby wydać się podejrzany. Co prawda samo pytanie również mogło wywołać złość siostry, ale planokrwista gotowa była zaryzykować.

Aktualna głowa rodu Coldheart spojrzała na dłoń najmłodszej latorośli wzrokiem bazyliszka, ale nie wyszarpnęła własnej, a nawet wykrzesała z siebie uśmiech.
- Za jakiś czas na pewno - łagodnie ale stanowczo uwolniła się by znowu poprawić włosy. Podniosła się z gracją której mogłaby jej pozazdrościć Iris. Aria widziała parę razy jakim wzrokiem mężczyźni spoglądają na Sylvannę, a przynajmniej ci którzy się jej nie obawiali.
- Mam nadzieję że powstrzymasz siostry gdyby wpadły na jakiś niemądry pomysł - dodała półdrowka. - A najlepiej przyjdź w takim wypadku do mnie. I pamiętaj co ci powiedziałam, Ario… - w jej głosie na powrót pojawił się cień subtelnej groźby, niczym odbicie głosu nieżyjącego już ojca. O tak, Floran Coldheart posługiwał się groźbą ze zręcznością chirurga władającego lancetem.
Sylvanna podeszła do drzwi.
- Maud już doszła do siebie. Przywołam Bixi by dotrzymała ci towarzystwa. Może zdoła się powstrzymać od trunku wystarczająco długo by się do czegoś przydać - odezwała się z nieświadomą pogardą przed opuszczeniem pokoju, nie spoglądając już na Arię. Nie było tajemnicą, że uważa panią Promptfoot za coś niewiele tylko lepszego od zwierząt, na które miała ponoć uczulenie; podobnie jak Maud i Tijmen. To ostatnie właśnie w duże mierze było powodem dla którego w domu nie było chociażby chowańców… tak samo jak odraza samego Florana Coldheart do brudu i smrodu które uważał za nierozerwalnie z nimi związane.Wkrótce do przybytku półżywiołaczki wśliznęła się gnomka. Dygotała ze zdenerwowania.
 
Romulus jest offline