Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2014, 14:47   #5
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aria opadła na łóżko gdy tylko siostra opuściła pokój. Była roztrzęsiona po rozmowie z Sylvanną; potrzebowała czasu by się uspokoić i zebrać myśli, zastanowić się nad dotychczasowymi wydarzeniami i tym co zrobić dalej, a towarzystwo dygoczącej ze strachu (i zapewne braku alkoholu) opiekunki wcale nie pomagało. Strach gnomki przypominał jej samej o wydarzeniach w czasie obiadu, śmierci ojca i braci, żołnierzach w domu, rodzinie pod kontrolą Sylvanny - a tak na prawdę Aarta Czarnego; o tym, że jest sierotą i jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Planokrwista nie chciała o tym myśleć; na rozpacz, żałobę i strach zawsze będzie czas. Teraz chciała się skupić na tym co przed nią, co powinna zrobić by przetrwać nie tylko najbliższe dni, ale przede wszystkim godziny - ona i Janos. Kiedyś podsłuchała jak jeden z nauczycieli mówił do Smoczycy, że Aria nieco go przeraża - małe dziecko nie powinno być tak inteligentne i logiczne, wykazując się przy tym zimnym wyrachowaniem i opanowaniem zupełnie nie pasującym nie tylko do dziecka, ale i kobiety. Pani Lehzen zganiła go ostro i wkrótce pedagog został zwolniony, ale Aria zapamiętała te słowa. Może faktycznie było z nią coś nie tak? Może powinna teraz płakać i rozpaczać, a przynajmniej trząść się ze strachu jak służba i Iris zamiast magią i mie… to znaczy kijem próbować odbić brata dwa razy większego (i z dziesięć razy silniejszego) od niej samej?

Dziewczynka westchnęła i spojrzała za okno. Ściemniło się już; widocznie przespała dobre kilka godzin. Czuła się słaba jak nowo narodzony kociak, ale przynajmniej jej nie bolało, a ktoś (najpewniej Smoczyca i Bixi) umył ją i przebrał w czystą koszulę nocną. Aria zaczerwieniła się na myśl, że Janos widział ją w samej halce i pończochach, ale zaraz zganiła się za takie głupoty; brat miał lepsze rzeczy do roboty, a poza tym było ciemno. Pewnie tylko Sylvanna wstydziła się za siostrę; kolejna plama na jej i tak zagrożonej reputacji wśród Zenthów. Znów westchnęła. Oczy same zamykały jej się ze zmęczenia, lecz niepokój pchał do działania - nawet jeśli, póki co, jedynie umysłowego.
- Jak… jak tam inni? - spytała gnomki. Musiała wiedzieć jak wygląda teraz sytuacja w rezydencji, ale Bixi nie wiedziała wiele. Przed obiadem Sylvanna odesłała całą służbę do kwater. Potem kilka osób uciekło w panice. Teraz pani Lehzen miała zająć się Maud, ale najprawdopodobniej próbowała przywrócić funkcjonowanie domu do jakiej-takiej normalności.
- Możesz iść do siebie, ja i tak będę spać - na dowód swoich słów czarodziejka ziewnęła rozdzierająco. Ku jej rozczarowaniu Bixi pokręciła głową. Smoczyca poprosiła ją, żeby miała na Arię oko jeszcze przez parę godzin, nim Sylvanna powróci do domu - zapowiedziała, że po rozmowie z Iris musi jechać do Aarta Czarnego. Na tę informację Aria nadstawiła uszu. Nieobecność siostry - i zapewne kilku towarzyszących jej żołnierzy - w domu była kusząca, lecz bardziej interesująca - ale i niepokojąca - była druga część informacji. Wizyta o rywala ojca oznaczała, że półdrowka zapewne otrzyma jakieś wskazówki (czy raczej rozkazy) odnośnie dalszych działań i Aria podejrzewała, że będą w nich również dyspozycje odnośnie losu pozostałych członków rodziny Coldheart, z Janosem na czele. Problem w tym, że nawet jeśli miała możliwość, to nie miała sił by przedsięwziąć coś samotnie przed powrotem siostry, mimo że ta nieświadomie zawarła w swoich groźbach kilka cennych wskazówek.
- Mogła byś mi przynieść coś do jedzenia i picia? Jestem strasznie głodna… - spytała prosząco. W zasadzie gdy to powiedziała poczuła, że na prawdę bardzo chce jej się jeść. W końcu nie jadła nic od śniadania!
- Zaraz przyniosę - gnomia czarodziejka podniosła się z krzesła jakby z ulgą. Coś kotłowało się pod rudą czupryną nauczycielki i wyglądało na to że prośba Arii coś przeważyła. Zniknęła na długo, dużo dłużej niż można by się spodziewać jak na proste zadanie dostarczenia kanapek i jakiegoś napitku. Czyżby tak wiele służby uciekło że przyrządzenie kolacji stało się problemem??

Aria nie miała zamiaru marnować podarowanego jej czasu. Wyskoczyła z łóżka - choć zakręciło jej się przy tym w głowie i musiała oprzeć się o nakastlik - po czym wyjrzała przez okno, szukając wzrokiem strażników, ale nie dojrzała żadnego. Nie świadczyło to o niczym… jednak poprawiło dziewczynce samopoczucie. W końcu jej pokój był zaledwie na pierwszym piętrze...

Odwróciła się w stronę pokoju robiąc w głowie pośpieszny przegląd swoich rzeczy. Suknie, buty… większość była mało praktyczna - długa, sztywna i krępująca ruchy, więc nie nadawała się do niczego. Miała jednak dwa wygodne kostiumiki do jazdy konnej, ciepły płaszcz i nieco przymały strój podróżny, w którym raz czy dwa zdarzyło jej się pojechać z papą do miasta w rzadkim przypływie jego dobrego humoru. Torebka - nie większa niż na chustkę i wachlarz, ale Bixi zostawiła u niej kiedyś swoją sakwę… Aria wyciągnęła ją spod łóżka i podeszła do sekretarzyka. Księga z czarami (wiele ich nie było, ale zawsze coś), kilka zwojów, na których ćwiczyła z Bixi zapisywanie zaklęć… gnomka mówiła, że są zapisane prawidłowo, więc może zadziałają? Następnie dziewczynka otworzyła ozdobne pudło, w którym trzymała magiczne przedmioty - wyjątkowe prezenty od papy za osiągnięcia w nauce. Obejrzała je i westchnęła. Zapewne nie zadziałają, martwe jak wszystkie przedmioty wykonane przez papę… i sam papa. Chciała odłożyć je na miejsce, ale zmieniła zdanie. Magiczne czy nie nadal były mistrzowsko wykonane i pewnie sporo warte, podobnie jak perłowy naszyjnik, kolczyki i cieniutka obrączka. Może wystarczą by przekupić pilnujących Janosa strażników? Planokrwista westchnęła; nie miała wielkiego pojęcia o wartości pieniądza i klejnotów; jej wiedza ograniczała się do dużo-mało. Jedni mieli wszystko - tak jak oni - inni (na przykład służba czy widziani z okien powozu wieśniacy) nie. Czy jedna złota moneta z jej niewielkiej sakiewki starczy na chleb, jabłko, czy na cały obiad? Czy srebrny, inkrustowany kością słoniową sztylet, który znalazła dawno, dawno temu w jednym z wielu nieużywanych pokoi (a który teraz leżał bezpiecznie wraz z innymi skarbami planokrwistej w skrytce za łóżkiem) przyciągnie wzrok złodziei, czy wyda się raczej zwyczajny? Aria potrząsnęła głową. Nie czas był się nad tym zastanawiać. Zgarnęła wszystko do torby i wsunęła pod łóżko. Gnomka nadal nie nadchodziła, więc dziewczynka miała czas by przetrząsnąć pod kątem przydatnych w potencjalnej ucieczce nie tylko swój pokój ale i łączącą się z nim garderobę oraz łazienkę, skąd zabrała kilka niezbędnych drobiazgów.

Wreszcie usiadła na łóżku, blada ze zmęczenia i zdenerwowania. Bixi nadal nie było, a jej przedłużająca się nieobecność kojarzyła się Arii ze spóźniającą się w czasie obiadu służbą… Przełknęła ślinę usiłując odegnać sprzed oczu widok rozlewającej się po podłodze plamy krwi i zamiast tego skupić się na bieżących problemach. Gnomce na pewno nic nie było; w końcu Sylvanny nie było teraz w domu… chyba. Może nie mogła rozpalić w piecu? Samotność, której wcześniej Aria pożądała teraz zaczęła jej ciążyć, a niechciane wspomnienia i obrazy uparcie wracały do głowy. Czarodziejka dotknęła palcami szyi. Czy siostra na prawdę mogłaby ją udusić? Pozwoliła zabić ojca, więc czemu nie… W końcu takie było życie wśród Zhentów - ciągła walka o przetrwanie, eliminowanie potencjalnych zagrożeń i pięcie się w górę. A Aria zagrażała półdrowce sprawiając problemy i obniżając jej wiarygodność jako kompetentnej głowy domu Coldheart i bezwzględnej czarodziejki należącej do pierwszej trójki najlepszych zhenckich magów. Podobnie jak Janos. Dziewczynka miała nadzieję, że siostra powiedziała prawdę i faktycznie wyleczyła rany swojego ostatniego żyjącego brata.

Niechcący jednak Sylvanna sama podpowiedziała Arii imiona potencjalnych sprzymierzeńców. Wróg mojego wroga… Aria nigdy nie rozumiała tego powiedzenia, lecz teraz stało się dla niej jasne. Sylvanna obawiała się nie tylko Maud, ale nawet Iris, a planokrwista pojęła, że do tej pory nie doceniała następnej pod względem starszeństwa siostry. Mimo że półnimfa wydawała się słaba i bezwolna jako jedyna odważyła się na ucieczkę z domu, a co więcej - przetrwała w obcym, nieznanym świecie. Czyżby jej codzienne zachowanie było tylko grą, a Aria zbyt szybko skreśliła osobę, która mogła być jej (być może jedynym) sprzymierzeńcem? Nie… aura, jaką wydzielała była prawdziwa. Mimo to Iris była córką Florana Coldheart i zapewne tak samo jak reszta rodzeństwa potrafiła dostosować zachowanie i myśli do okoliczności. Każde z nich zrobiłoby wiele by przetrwać.

Problem w tym, że Sylvanna zrobiła za dużo. Czy naprawdę zdradziła ojca w dobrej wierze, czy też zależało jej tylko na własnym życiu i władzy? Arii tak naprawdę nie obchodziły pobudki najstarszej z sióstr, podobnie jak Sylvannę nie obchodziła do tej pory cała reszta jej rodzeństwa. Zresztą odpowiedź nasuwała się sama. Wiara w dobre intencje półdrowki mogła skończyć się tragicznie i Aria nie miała zamiaru ryzykować. Nie, gdy stawką było także życie Janosa. Znów dotknęła szyi, a potem pleców. Nogą wsunęła głębiej torbę pod łóżko, nie ośmieliwszy się jednak opróżnić zbudowanej tam skrytki. Gnomka mogła przyjść w każdej chwili, na zewątrz mogli stać strażnicy, którzy usłyszą hurgot przesuwanego mebla… Aria westchnęła i położyła się w pościeli, gapiąc się w sufit. Napięcie oczekiwania ciążyło jej nieznośnie. Gdzie ta Bixi?


Na zewnątrz było już ciemno gdy Bixi wreszcie pojawiła się z powrotem, z tacą pełną pieczywa i mięsa - Aria rozpoznała jakieś obiadowe danie, którego nie było dzisiaj nikomu dane spożyć - oraz kubkiem i dzbankiem. Nie to jednak przykuło uwagę dziewczynki. Otóż gnomka wydawała się jakaś taka… wypchana. Konkretnie jej kieszenie, a i wydawało się że za pazuchę miała coś wepchniętego. Unikała spojrzenia Arii.
- Smacznego… - bąknęła. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów włosy miała spięte w bojowy kucyk. Aria usłyszała charakterystyczne skrzypnięcie na schodach, znak że pani Lehzen gramoliła się na górę. Szybko usiadła na łóżku i zabrała się za jedzenie. Cokolwiek miało nastąpić musiała mieć siłę, by się z tym zmierzyć.

Po chwili pukanie do drzwi dało znać że Smoczyca znowu ma zamiar nawiedzić Arię… ale była też w towarzystwie Iris. Kobiety obrzuciły dziewczynkę bacznymi spojrzeniami i przysiadły przy łóżku.
- Iris ma jutro wyjechać - oznajmiła pani Lehzen. - Sylvanna tak zarządziła. Jeśli chcesz Ario pożegnaj się z nią już dzisiaj, żeby jutro… - głos jej zadrżał - żeby uniknąć płaczu przed wszystkimi.

Miedziana cera Iris była teraz blada a sama siostra wyglądała na przestraszoną, ale już nie tak wstrząśniętą i przerażoną jak w jadalni. Na najkrótszą chwilę wymieniła spojrzenia z Bixi.
- Będziesz tutaj bezpieczna, Sylvanna nie pozwoli wyrządzić ci krzywdy - córka nimfy nachyliła się do planokrwistej. - Będzie mi ciebie bardzo brakowało - faktycznie, dziewczynka czuła promieniujący od niej smutek, ale przynajmniej nie była to rozpacz która sprawiała że trudno było zwykle wytrzymać w jej obecności.
- Dlaczego cię odsyła? - spytała tępo Aria. Spodziewałaby się prędzej odesłania Maud, lub jej samej za problemy, które sprawiła; wydania ich wszystkich za mąż (choć po śmierci papy polityczny mariaż nie wydawał się już opłacalny; nie gdy Sylvanna tak wyraźnie podlegała Aartowi), czegokolwiek, ale nie tego. Iris zawahała się.
- Znalazła kogoś kto będzie … kto mnie weźmie pod swój dach, zresztą, nieważne. I tak długo bym tutaj nie wytrzymała widząc ją codziennie po tym co zrobiła! - krzyknęła nagle.
- Iris! - ostrzegła ją Bixi, ale półnimfa poderwała się na równe nogi.
- Nie mamy dużo czasu. Do widzenia, Ario - pochyliła się ku dziewczynce by ją objąć i przytulić.
- Czekaj! - Aria poderwała się i chwyciła siostrę za rękę. - Jak to znalazła; kiedy? Gdzie się spieszysz? Czego mi nie mówicie!? - powiodła zagniewanym wzrokiem po opiekunkach. Może i spała kilka godzin, ale w tym czasie półdrowka była w domu - dopilnowując uwięzienia Janosa i opanowując chaos, jaki spowodowała brawurowa akcja Arii oraz śmierć pana domu. Z pewnością nie miała czasu by zainteresować się losem najbardziej bezbarwnej z sióstr, a planokrwista mocno wątpiła też, czy Sylvanna w ogóle rozważała ich los planując swój mały wielki przewrót.

Kobiety zamilkły, zaskoczone i zakłopotane jednocześnie. Wreszcie Smoczyca odezwała się ostrzegawczym tonem.
- Ario, powinnaś położyć się i spróbować zasnąć. Wiele dzisiaj przeszłaś i dla twojego dobra naprawdę będzie lepiej jeśli odpoczniesz i Sylvanna nie będzie miała powodu gniewać się na ciebie.
- Oczywiście. A gdy się obudzę okaże się, że w domu nikogo już nie będzie, prawda? Ani Iris, ani Janosa, ani was, ani nawet Maud. Zostanę tylko ja i Sylvanna
- głos Arii ociekał sarkazmem. Myśli pędziły jak szalone. Obie kobiety wyraźnie miały coś za uszami, a Iris była nietypowo jak na nią spokojna. Miała zamiar powiedzieć coś jeszcze; o wiele więcej, ale Smoczyca ją uprzedziła.
- Bez obawy, dziecko - przerwała jej guwernantka. - Ja również zostanę. Za stara jestem by opuszczać domostwo, a poza tym… - dumnie uniosła głowę - Służę rodowi Coldheart od trzech pokoleń i przede mną jest jeszcze jedno zadanie - powiedzenie Sylvannie prawdy o tym co zrobiła. Od kiedy wasz ojciec stał się głową rodziny w tym domu wydarzyło się wiele… zła któremu nie mogłam zapobiec. Dość tego.
- My uciekamy
- Iris spojrzała na Arię i wskazała Bixi. - Zaryzykujemy. Poradzimy sobie jakoś we dwie. Ty będziesz tu bezpieczna, a jeśli będziesz grzeczna to i Janosowi nic się nie stanie - dodała z niepewnością w głosie. - Ja… wiecie że go nawet nie pamiętam? - potarła w zakłopotaniu czoło.
- Co z Maud? - szepnęła gnomka. - Powinnyśmy jej powiedzieć?
- Nie wiem… -
przyznała z ociąganiem Iris. - W każdym innym przypadku zaprzeczyłabym, ale ze względu na Tijmena…
- Porozmawiajcie z nią -
wtrąciła pani Lehzen. - Ario, zostań tutaj.
- Zabierzecie nas ze sobą -
Aria wyprostowała się na łóżku i spojrzała na guwernantkę spojrzeniem swojego ojca. Poszło tak łatwo… zbyt łatwo. Od razu powiedziały jej co chcą zrobić. Wcale nie kryły się ze swoimi zamiarami; dziewczynka podejrzewała nawet, że ich plan ucieczki jest dopracowany niewiele lepiej, niż jej plan ataku. Zapomniały, że jest jedną z Coldheartów, że pośrednio dzięki niej trzej członkowie Czarnej Sieci nie żyją, a żołnierze Sylvanny omal nie pozbawili jej życia. Opatrzyły jej rany, umyły z krwi, lecz nadal uważały, że jest w tym domu bezpieczna - “jeśli tylko będzie grzeczna”. Nie słyszały krzyków i gróźb, nie czuły jedwabnych rękawiczek na szyi. Widziały tylko dziecko. Iris nie pamiętała nawet Janosa, choć w chwili jego uwięzienia musiała mieć przecież koło ośmiu czy dziesięciu lat. Aria poczuła nagły przypływ pogardy dla wgapionych w nią kobiet. Nie były godnym przeciwnikiem dla Sylvanny; nie były godnym przeciwnikiem nawet dla niej. - Zabierzecie nas ze sobą - powtórzyła cicho i spokojnie - albo wszystko powiem Sylvannie.
- Co ty wygadujesz?!
- zaskrzeczała pani Lehzen, ucinając okrzyki protestu obu młodszych kobiet. - Ario, zostałaś ciężko ranna, nie powinnaś w ogóle ruszać się z łóżka, a już wyjście… - przerwała i potrząsnęła głową, jakby odganiając tok rozumowania który prowadziłby ją do jakichś przerażających konkluzji. - Moja droga, to wykluczone żebyś opuściła dom! Masz raptem jedenaście lat, nie zdajesz sobie sprawy jak niebezpiecznie jest na zewnątrz! Bandyci, potwory … nawet zwykła droga w zimnie i słocie może być niebezpieczna dla takiego dziecka jak ty! Poza tym Sylvanna na pewno zechce wysłać za Bixi i Iris pościg!
- Janos najpewniej jest ciężko ranny
- Iris zacisnęła na chwilę wargi. - Dwóch żołnierzy pilnuje wejścia do gabinetu. Widziałam.
- Nie damy rady go wydostać, nie wiemy też kiedy Sylvanna powróci. Przykro mi, Ario. Tak samo jak mi przykro, że usłyszałam takie słowa z twoich ust
- dodała z wyrzutem pani Promptfoot.
- To nie było ani pytanie, ani prośba - Aria zsunęła nogi z łóżka i wyciągnęła spod niego torbę ze spakowanymi rzeczami, po czym szybko zaczęła się ubierać. Dziecko dzieckiem, ale jak przyszło co do czego, to groźbę gnomka potraktowała zupełnie poważnie. Zabawne… Aria nie czuła nawet rozczarowania. Nic nie czuła. Myślała tylko o wydostaniu się z domu. Dała radę zrobić tyle z poharatanymi plecami, zdoła też uciec z zaleczonymi. Musi dać. - Nie mam zamiaru leżeć tu i czekać, aż Sylvanna udusi mnie we śnie. Dwóch żołnierzy jakoś wcześniej nie stanowiło dla mnie problemu; poza tym do gabinetu da się wejść oknem. Gdy opuścimy teren rezydencji rozdzielimy się, nie będziemy was spowalniać - spojrzała na Bixi i Iris. Nie dodała, że tym razem nie ma w pamięci żadnych czarów, działanie jej zwojów jest wątpliwe, a artefaktów jeszcze bardziej; nadal też nie miała klucza do celi Janosa (przypuszczała, że siostra zamknęła go po prostu w sąsiedniej). Miała zamiar postawić wszystko na jedną kartę - wątpliwą i niewypróbowaną kartę. Na samego Janosa. - Poza tym skoro uleczyłyście mnie możecie uleczyć i jego. Przestańcie marnować czas na gadanie i pomóżcie mi przesunąć łóżko.
Dziewczynka chciała wydostać stamtąd sztylet i swoje skarby, po czym ruszyć się wreszcie z pokoju, ale nie miała zamiaru marnować swych wątłych sił, skoro ktoś mógł jej teraz pomóc.
- Ilu strażników pozostało w rezydencji?
- Ario, jesteś przecież dzieckiem! -
krzyknęła pani Lehzen. - W domu jesteś bezpieczna, Sylvanna nic ci nie zrobi! Przecież...
- Pół-SMOK -
Bixi wcięła się guwernantce w słowa; szarpała się za kucyk a jej oczy płonęły gdy spoglądała na Iris - Z nim byłoby bezpieczniej, dużo bezpieczniej!
Iris oderwała spojrzenie ślepek wytrzeszczonych na planokrwistą i jej przygotowania.
- Aria ma rację, możemy spróbować dostać się do gabinetu przez okno i ominąć Ludzi Gubernatora. Ale nie możemy jej zabrać!
- Spójrz na nią, nie wybijesz jej tego z głowy! I za dużo słyszała!
- Bixi krzyknęła nagle, aż kobiety podskoczyły. - A może i ma rację, skąd wiecie czy Sylvanna za tydzień albo dwa nie dojdzie do wniosku, że za dużo ma z nią kłopotów?!
- Chcesz ją narazić na niebezpieczeństwa które czyhają w dziczy i na szlaku? -
półnimfa potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
Bixi westchnęła a łzy zaszkliły się w jej oczach.
- Iris, musi mi się udać, to moja jedyna szansa. Jeśli zabranie Arii może mi pomóc, to tak zrobię.
- Użyjesz nas, wszystkich i każdego z osobna, jeśli będziesz musiała -
miedzianoskóra odezwała się powoli z rosnącym zrozumieniem.
- Niech mi Baravar wybaczy - łzy pociekły gnomce po twarzy. - To moja jedyna szansa żebym uwolniła swoje dzieci. Pójdę po Maud.
Nauczycielka Arii wyszła z pokoju i zapukała do sąsiednich drzwi. Iris przez chwilę spoglądała w rozterce na zrozpaczoną Smoczycę, Arię i za gnomką, aż wreszcie pochyliła się nad łóżkiem i pchnęła razem z dziewczynką, odsłaniając skrytkę.
- Dwóch żołnierzy jest przy drzwiach gabinetu - półnimfa odezwała się znowu do młodszej siostry. - Dwóch przy drzwiach wejściowych, ale od zewnątrz. Nie wiem co z tyłami domu, a jeszcze jeden kręci się w środku - zadziwiające było słyszeć rzeczowy ton w jej głosie.

Aria skinęła głową, pakując do torby swoje “skarby”. Sztylet zawiesiła u pasa. Przez chwilę ściskała w ręce prymitywny wisiorek na wyświechtanym rzemyku, prezent od Janosa na dziesiąte urodziny. Złamany szpon półsmoka, który chłopak owinął rzemieniem i z zadziwiajacą cierpliwością wygrawerował pazurem w filigranowe wzory. Dziewczynka poczuła pod powiekami wzbierające łzy. Niedługo miała skończyć dwanaście lat. Ojciec zawsze wyprawiał z okazji urodzin swych latorośli huczne przyjęcia i choć były one dla ojca jedynie pretekstem do afiszowania się bogacwetm i wpływami, to Aria cieszyła się na nie jak na każdą okazję, gdy papa poświęcał jej choć odrobinę uwagi.
Ale teraz papa nie żył, a ona miała wyruszyć w wielki, nieznany świat, pełen nie tylko potworów, ale i ludzi pokroju Zentharimów i gorszych. Ona, która wcale nie marzyła o podróżach, która lepiej czuła się w bibliotece czy ziołowym ogrodzie niż w wystawnej karocy. Przez jedną szaloną chwilę półżywiołaczka pomyślała, że może kobiety mają rację, może faktycznie powinna zostać we dworze, z w jakiś sposób przewidywalną Sylvanną zamiast ruszać w nieznane, narażając swoją słabością i brakiem doświadczenia nie tylko siebie, ale i towarzyszy. Wtedy jednak przed oczami stanął jej Janos - jego ręce zaciśnięte na prętach więzienia; oczy pełne desperacji i… Nie. Nie mogła mu tego zrobić. Dla jej brata nawet życie wśród potworów było z pewnością lepsze od obecnej quasi-egzystencji.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 23-10-2014 o 09:43.
Sayane jest offline