Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2014, 10:22   #147
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Drugi. Dolina Lodowego Wichru. 9 Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni

Keldabe
9 Tarsakh, południe


Nim oddział Aidena dojechał do Keldabe i rozładował łupy drużyna miała czas by nieco ochłonąć po pierwszym zderzeniu ze społecznością Kamiennych Żmij. Dotyczyło to zwłacza Shando, który miał zupełnie inne wyobrażenie “barbarzyńskiego miasta” i przyglądał się wszystkiemu wielkimi ze zdumienia oczami. Nawet on nie mógł jednak nie zauważyć harmonii i porządku jakie panowały w obozowisku, podobnej lecz także różnej od wojskowego drylu, do którego był przyzwyczajony. Każdy znał swoje miejsce, każdy najwyraźniej miał wyznaczone zadanie; nie widać było osób marnotrawiących czas. Nawet dzieci - z wyjątkiem tych najmniejszych, noszonych w nosidłach na plecach - miały swoje obowiązki. Zewsząd dobiegał gwar rozmów, szczęk broni i naczyń, rżenie koni i szczekanie nielicznych myśliwskich psów, które reghedczycy odciągnęli daleko od mabari i wilka. Po pierwszych kilkunastu minutach większość mieszkańców straciła zainteresowanie przybyszami i zajęła się swoimi sprawami. Marzący o gorącej kąpieli calistyta dostrzegł gdzieś miedzy namiotami wielką balię z parującą wodą, lecz wbrew jego nadzieją ta służyła najwyraźniej do prania, gdyż postawna kobieta wrzucała w nią właśnie naręcze pokrytych brązowymi plamami gałganów. Nie wyglądało to zachęcająco. Drażnił go wszechobecny zapach dymu, zwierząt i ich odchodów, oraz brudnych po zimie skór, którymi okutani byli mieszkańcy Keldabe. Burro wyczuł za to zupełnie nowe, bardzo smakowite zapachy i z nadzieją dotknął swej Księgi. Może będzie czas by zajrzeć Kamiennym Żmijom do kociołków?
- Chyba zaraz nas zawezwą - rzekł Var, który wrócił właśnie ze wschodniej strony obozowiska, gdzie rozkulbaczał i oporządzał ybnijskie wierzchowce, wpuszczone do zagrody wraz ze zwierzętami gospodarzy. Faktycznie, do “ich” ogniska zbliżało się dwóch rosłych (rosłych bardziej niż inni) mężczyzn, którzy zaprowadzili podróżników do namiotu w centralnej części Keldabe, nieco tylko mniejszego od domostwa Aidena (które wskazała druidka). Zwierzęta zmuszone były zostać na zewnątrz, co unieszczęśliwiło zarówno Ferenga jak i przywiązanego do kołka Strzygę. Wredota zaś latał gdzieś po okolicy rozkoszując się mdłym ciepłem południowego słońca.

Strażnicy odsunęli zamykające wejście skóry, potem kolejne - dzielące przedsionek od centralnej części - i wpuścili gości do środka. Wszyscy zamrugali, starając się przyzwyczaić do półmroku. Pod ścianami stały stołu i ławy. Na środku płonęło palenisko, nad nim, na metalowym trójnogu wisiał kociołek z jakimś daniem; dym uciekał przez otwór w suficie. Nieco z tyłu, na środku tylniej ściany namiotu, na szerokim drewnianym krześle siedział król plemienia Kamiennych Żmij. Podobnie jak większość klanu Aiden Skirata miał jasne włosy i niebieskie oczy, a posturą dorównywał Varowi (jeśli nawet go nie przewyższał, co ciężko było określić pod warstwą futer). Po jego prawicy siedział szaman plemienia i pierwszy nauczyciel Kostrzewy, Karl Skirata. W namiocie była również nerwowa kobieta, na oko może czterdziestoletnia, która najwyraźniej pełniła tu służebną rolę. Wódz odprawił strażników i powoli zmierzył nowoprzybyłych wzrokiem.
- Kostrzewo - rzekł wreszcie.
- Królu. Szamanie - pozdrowiła ich Kostrzewa, odruchowo spuszczając wzrok. Zdumiało ją, że Aiden zwrócił się do niej, kobiety i mieszańca na dodatek, jako pierwszej.
- Kogóż przyprowadziłaś do naszego domu? - spytał Aiden, wprawiając półorkinię w jeszcze większe zmieszanie. Rozmawia z nią? “Naszego” domu? Czyżby Aiden zamienił się z kimś na rozumy, przekształcając porywczego, przebiegłego brutala w dojrzałego wodza? Czy wydarzenia w Dolinie z ostatnich lat zmieniły go do tego stopnia? Czy może to podstęp, by uśpić jej czujność, by mógł zadać tym silniejszy cios? Kostrzewa dyskretnie przeniosła wzrok na szamana, ale twarz czciciela Temposa pozostałą nieprzenikniona; jak zawsze zresztą. Kobieta była zdana na siebie.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 29-10-2014 o 08:52.
Sayane jest offline