Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2014, 22:56   #6
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
TURA 2

Hircanie

W kilka lat Hircanie przeszli ogromną drogę przez rozwój. Z koczowników zmienili się w rolników, pasterzy, ale co najważniejsze, nadal pozostali siejącymi postrach wojownikami. Od czasu osiedlenia znacznie powiększyła się również populacja ]Palatii. Nie wszystkim jednak się to podobało. Fakt, że mieszkańcy Palatii zmuszeni zostali do zajęcia się rzeczami, do których nie przywykli, wzbudzał gniew co niektórych wpływowych Hircan.

- Bo jakże to – dumali – żeby Hircanie ziemię uprawiali, jak niewolnicy?

Artystka słusznie postanowiła zatem ruszać, by odnaleźć potencjalne ofiary do zniewolenia przez rasę władców. Wysłano dwa patrole: jeden na północ, jeden na wschód. Ci ze wchodu wrócili pierwsi, oznajmiając, że po drodze nie odnaleźli nic wartego uwagi Hircan, wszędy, gdziekolwiek spojrzeć, rozpościerał się step. Jedyny istotny element, który wyróżniał się spośród tego krajobrazu, to góry, jakie zwiadowcy zauważyli na horyzoncie. Jednak przez brak pożywienia, zmuszeni byli wracać zanim zdążyli dokładniej zbadać te tereny.

Druga grupa nie wracała, zasiało to ziarno niepokoju w duszach Hircan, bo przecież chaty dla niewolników pobudowane, a tu jedni wracają z niczym, a o drugich ni widu, ni słychu. Wreszcie jednak, zupełnie niespodziewanie, gdy wszyscy myśleli, że zwiadowcy zniknęli na zawsze, oni wrócili. Wrócili, ale mocno przetrzebieni. Ze stu Hircan wróciło piętnastu. Ogłosili wszem i wobec, że zmierzając w górę rzeki, natrafili zupełnie znikąd na bardzo liczny szczep ludzi, którzy nazywali siebie Chajja.Ludzie nie zamierzali jednak pertraktować, gdy tylko ujrzeli na horyzoncie Hircan, wykrzyczeli nazwę swego klanu i ruszyli kompletnie rozbijając oddział zwiadowców.

Chajja mieli pewną ważną przewagę. Jeździli konno, Hircanie nie byli w stanie nawiązać równej walki, ponad połowa z nich zginęła na miejscu, ci, którzy zbiegli, zostali dodatkowo przetrzebieni z powodu ran. Niektórzy ze zwiadowców wspominają również, że Chajja porwali nielicznych, jeszcze żywych Hircan, zaś z martwych zaczęli wycinać trofea. Opisują ludzi jak bestie: ubrany w grube futra i czapy, uzbrojeni we włócznie i dosiadający koni; bezwzględni i okrutni. Nie potrafią określić ich liczebności.

Wielu z możnych Palatii zażądało natychmiastowej reakcji i bezwzględnego wymordowania ludzi. Uważali oni bowiem, że należy pozbyć się Chajja póki jeszcze czas, bo gdy ci przybędą do domów Hircan, może być już za późno na udaną obronę. Artystka stanęła przed nie lada wyzwaniem.


Chajja

Kenku

Kenku-Aku rozwijało się prężnie. Kektak bardzo błogosławił Kenku. Kenku nie potrzebowali prawie niczego – zewsząd otaczało ich pożywienie, a założona hodowla ogromnych grzybów spełniała rolę nie tylko zaopatrzeniową – pod dużymi kapeluszami grzybów Kenku niejednokrotnie lubili spędzać swój nieliczny wolny czas. Wkrótce również hodowla stała się dla Kenku czymś w rodzaju parku zapoznawczego. Młodzi Kenku zazwyczaj właśnie tutaj poznawali się i łączyli w pary. Cały ten ruch w hodowli denerwował jedynie rolników, którzy raz po raz przepędzali wałęsających się nierobów, do czasu, aż przywykli do ich obecności.

Patrole Kenku, które badały okolicę nie mogły powiedzieć zbyt wiele – nie oddalali się daleko, byli raczej skoncentrowani w pobliżu Kenku-Aku. Pomysł Wielkiego Kenku, żeby rosę zbierać nie udał się do końca – owszem, rosa na płachtach pojawiała się rankiem, ale mało kto miał z tego pożytek. Powstała bowiem znaczna grupka takich, co to wstawali rankiem i spijali wodę z większości materiałów. Niektórzy byli gotowi wręcz pobić się z tego powodu.

Ostatecznie zaszło to dalej, niż Wielki Kenku mógł przewidzieć. Woda stała się dobrem luksusowym. W mieście zaczęły działać nawet koterie, które gromadziły dla siebie wodę, pozostawiając tym samym innym Kenku bez tego luksusu. Działalność tych zgromadzeń doprowadziła do jeszcze większej liczby śmierci z odwodnienia, wytworzyła się zaś jasno grupa Kenku, która żyła w nielegalnym luksusie i zaczęła zdobywać duże wpływy w mieście, ze względu na dostęp do wody. Kradzieże płacht, pobicia, a nawet zabójstwa z powodu wody stały na porządku dziennym, a gdy dwie koterie skonfliktowały się ze sobą, całe miasto drżało ze strachu. W tym wszystkich gdzieś zagubił swoją władzę Wielki Kenku, które teraz musiał zrobić cokolwiek, co pomogłoby mu odzyskać kontrolę nas Siedliszczem.

Nesioi

Kolejne lata były dla Nesjan pomyślne – dobra ziemia wydawała żyzne plony, a obfite akweny wodne zaopatrywały ludność w świeże ryby. Widziani dawno temu przy łowiskach orkowie przestali budzić strach wraz z chwilą postawienia palisady wokół Oikeme. Nesioi zaczęli żyć w słodkiej ułudzie bezpieczeństwa, niektórzy będąc przesadnie pewnymi swojej dominacji w regionie, zaczęli swobodnie opuszczać miasto podczas nocy, bez żadnego uzbrojenia czy ochrony.

Jakże wielki był to błąd dowiedzieli się dopiero, gdy do jednej ze strażnic przybyła niewielka gupka ich niedawnych prześladowców. Orkowie przybyli i mówiąc językiem Nesjan zażądali, aby strażnicy przekazali Królowi Rybakowi, że wielki wódz orków chce uzyskiwać od Nesioi coroczny trybut w postaci jedzenia i brązu. Zapowiedzieli też, że za rok wrócą, a jeśli trybut nie zostanie im wypłacony, zrównają z ziemią Oikeme. Wiadomość ta oczywiście dotarła do królewskich uszu. Niestety nie tylko do nich, wieść jakoś rozniosła się po mieście, wzbudzając powszechną panikę, nad którą władca musiał jakoś zareagować.


Poseł

Ulliari

W Sluepburgu życie toczyło się normalnie. Może nie dostatnio, ale normalnie. Głusza, jaka otaczała zimne lasy, dom Ulliari, izolowała od wszelkich, niezwiązanych z ich domem problemów. Jedyną chwilą, gdy w Sluepburgu zagościła ostatnimi laty nerwowa fascynacja był powrót zwiadowców i ich doniesienia o tym, jakoby niedaleko za jeziorami rozpościerały się nieprzeniknione trawy stepu.

Na głowie archonta pozostawały jednak nadal problemy wewnętrzne. Pomysl archonta, by powstało wielkie palenisko pośrodku osady, lud przyjął ze szczerą satysfakcją. Ale skąd miłościwie panujący władca mógłby wiedzieć, że już następnego dnia powstanie wielki spór o równie wielki ogień?

Już podczas pierwszej zimowej nocy przy ogniu zebrała się większość Ulliari. Zaczęło się niepozornie – od kilku przepychanek, wyzwisk. Wreszcie jednak owe niepozorne popychanki zmieniły się w regularna bijatykę, a walczących rozdzielić musiało wojsko, jednocześnie oddelegowując część nieszczęśników do ich chat, ze względu na brak miejscach. Jakby tego było mało, niektórzy postanowili, że zbyt im niewygodnie na zewnątrz i podbierali co kolejne płonące gałęzie, tak, żeby strażnicy niczego nie widzieli, po czym z radością zanosili światełko życia do swych domów. Proceder ten, który udał się kilku Ulliari, zmotywował innych do pójścia ich śladem. I znów reagowało wojsko, ale zanim zamieszanie zostało opanowane, około połowa płonącego drewna przepadła gdzieś w domach szczęśliwców.

Jakby to nie było wystarczającym problemem archonta, rankiem okazało się, że kapłani uznali, iż ofiara składana z ognia będzie bardziej efektywna niźli ta z jeżyn. W związku z tym, nie pytając nikogo o zgodę, zabrali niedopałki i zanieśli na ołtarze. Tym razem wojsko nie zareagowało – kapłani zagrozili im klątwami od bogów.

Archont musiał być zapewne niezwykle zasmucony. Jego wielki, misterny plan utworzenia ognia, który ogrzeje ciała i dusze jego poddanych, legł w gruzach, a już wśród Ulliari zaczęły się szepty, jakoby archont nie panował nad sytuacją w mieście, a jego wojsko było niezdyscyplinowane i wręcz ślamazarne. Nikt co prawda głośno nie protestował, ale mówiono. Dużo mówiono. A archont dobrze wiedział, że zawsze zaczyna się od mówienia…
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 10-10-2014 o 23:02.
MrKroffin jest offline