Bez wątpienia pojawił się zbyt późno. Przynajmniej jeśli chodziło o Stevena. Na szczęście ostatni strzał nie oznaczał końca życia Kasapi.
John anie przepadał zbytnio za "Pani Dowódco", ale nie aż tak, by życzyć jej nagłej i niespodziewanej śmierci. Z drugiej strony... nie życzył jej również trafienia w łapska jakiejś bandy. I, nie da się ukryć, nie bardzo wiedział, który los byłby lepszy. Z tym, że śmierć, podobno, jest stanem nieodwracalnym, w przeciwieństwie od niewoli.
Co prawda niektórzy mawiali o losie gorszym, niż śmierć... i pytanie, czy nie w to właśnie wpakowała się jakimś cudem Kasapi.
Bez względu na to, co John myślał o Kasapi, nie zamierzał zostawiać jej w takiej sytuacji. A to wymagało jednej rzeczy - powędrowania w ślad za grupką, sprawdzenia, gdzie się zatrzymają, a potem... potem się zobaczy.
Kawałek kamienia zastąpił kredę...
Narysowawszy na chodniku wielką, wskazującą kierunek strzałkę, John ostrożnie ruszył za "porywaczami".
Jego sojusznikiem (ale i wrogiem) był zapadający powoli zmrok. |