Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2014, 21:24   #148
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Post wspólny


[MEDIA]http://img4.wikia.nocookie.net/__cb20130421201121/gameofthrones/images/8/88/Free_folk_camp.jpg[/MEDIA]

Varowi było najłatwiej ogarnąć wierzchowce - nawet gdyby nie chciały wejść do zagrody z tutejszymi końmi, pociągniecie za uzdę, lub klaps w zad od goliata robiły swoje. Kiedy oporządzał zwierzęta, rozejrzał się dookoła za kimś z klanu, kto się nimi zajmował.
- Duzo wam dają problemu w nocy przez truposze, czy się przyzwyczaiły? - zagadnął, wskazując głową na konie.
- Do tego nie idzie się przyzwyczaić - wzdrygnął się odruchowo jeden z młodzieńców pilnujących zagrody, a inny obrzucił go ostrzegawczym spojrzeniem.
- A nie idzie, Kuliak roni lodowate łzy, a martwe dusze do niej nie wracają by odpocząć w objęciach Pani Martwej Wody. - Grzmot pokiwał głową, jakby nie zauważył spojrzenia człowieka. - Wszędzie prawie, za górami i pod górami też, tylko w Czarnym Lesie jakoś ich mało, ale tam wszystko ogryza do kostek co chwila, więc nie dziwota. Ech. - żachnął się Grzmot i machnął ręką, układając na boku jedno z siodeł, odczekał krótką chwilę na jakąkolwiek reakcję, niemalże pedantycznie się nim zajmując. Młody trzymał już jednak język za zębami, choć widać było, że czujnie łowi każde słowo uronione przez goliata. Widząc zupełny brak reakcji młodzieńca, zebrał klamoty i ruszył do swoich, zostawiając za sobą spore wgłębienia mimo ubitego śniegu i rakiet na nogach. Pozwolił młodzieńcom samym w głowie oszacować ile ważył a ile niósł w tym momencie ze sobą goliat. Takie wewnętrzne wnioski sprawiały czasem większe wrażenie.


[MEDIA]http://files.www.fleetfeetcolumbus.com/cold-air.jpg[/MEDIA]

Shando tymczasem dopadł druidki i szepnął:
- Nie mówiłaś wiele wcześniej, to mów teraz. To obcy mi ludzie, więc jeżeli poza rzuceniem to zaklęcia mogę walnąć tu jakąś kulturową gafę, która mogłaby się skończyć długą vendettą, powiedz o tym teraz. Muszę wiedzieć jak reagować jak np. ktoś mnie obrazi, albo co zrobić gdy podadzą mi wodę lub zaproszą do namiotu - czarodziej błogosławił pracę z wujem i opowieści kupieckie ojca i dziadka, którzy czasem mówili mu o dziwactwach innych kultur. nie dawało mu to może wiedzy, ale przynajmniej świadomość niewiedzy, co może ustrzec do przed śmiercią.

Zapytana popatrzyła na maga z nieodgadnioną miną.

- Nikt się do nas nawet nie zbliży, póki wódz nie zadecyduje, co z nami dalej i kim jesteśmy. Więc o to nie zamartwiałabym się zbytnio; klan wie, jak postępować z obcymi. - wyjaśniła. Koniec końców Żmije handlowały z Dekapolis i z Ybn, a widok przybyszów w obozie był może i nieczęsty, ale na pewno nie dziwny. Kostrzewa nie pojmowała za bardzo obrazu plemienia, jaki cudzoziemiec miał w swojej łysej głowie. Może w jego stronach faktycznie panowało takie zupełne zdziczenie…? - Słowa to ciepło - wskazała na parę unoszącą się z ich ust przy każdym oddechu i zdaniu - A tu nikt nie marnuje ciepła nadaremno. Tyle chyba pojmujesz?

Czarodziej kiwnął głową. Co jak co, ale milczeć umiał, tylko im dalej był na "cholernej" północy, tym bardziej język mu się rozwiązywał.



Tyle by było z przepychania się o to, kto dokładnie będzie rozmawiał z wodzem. Nie zdziwiło go to za specjalnie. Grzmot spodziewał się po części, ze wódz będzie chciał rozmawiać raczej z druidką, która znal, niż z nieznajomymi. Wszystko wydawało się w porządku, mimo to, nie rozluźniał się i miał dłonie założone jedna na druga w okolicy pasa. Tak, by móc łatwo zareagować czymś lżejszym, a pokazać ze ma je z dala od potężnego miecza na plecach. Goliat przyglądał się z zaciekawieniem. Spotkanie człowieka, który miał sporo ponad siedem stóp wzrostu, było raczej nietypowe, nawet wśród barbarzyńców. Czekał cierpliwie na niewyparzony język Kostrzewy.

Gdzieś z dołu doleciał do niego konspiracyjny szept Mary.

- I po co było to całe gadanie, że się baby i dziatwa mają siedzieć cicho?

Wishmaker położył drużynowemu podlotkowi rękę na ramieniu. Tibor zerknął na dziewczynkę i w duchu przyznał jej rację. Ale nie przerywał milczenia; słuchał i obserwował. “I sądzę, że przy wodzu raczej zaszkodzić mogę niż pomóc. Nie lubią tu takich jak ja, oj nie.” - wspomniał słowa Kostrzewy. Skoro wódz *jednej* z półorkinią rozmawiał, mogło to oznaczać że albo z jakiegoś powodu zmienił przyzwyczajenia, albo plemię znajdowało się w sytuacji gdzie z jego punktu widzenia dogadanie się z druidką mogło być dla niego korzystne.

Sytuacja dla Shando była tak samo znajoma, jak i obca. Nie raz i stał tak jak teraz, gdy kto inny - jego wuj lub generał, pod którym jego mistrz służył - negocjował z wodzami klanów czy band. Ich złoto było równie dobre jak złoto bogobojnych mieszczan, którzy najczęściej wynajmowali bitewnego maga, tylko negocjacje były... bardziej delikatne. Saladin Brimstone był w tym dobry, otaczała go aura respektu, dobrze radził sobie też z sejmitarem... i zawsze pamiętał by mieć jakieś zaklęcie ewakuacyjne. Jednak nie było go tu - był natomiast Shando, który podejrzewał katastrofę w chwili, gdy druidka otworzy usta. A brakowało mu mocy, doświadczenia i czaru mistrza Saladina by mógł uratować ich sytuację. Wiedział jedno - jak druidka wpakuje ich w kłopoty, tym razem tego pożałuje... ale z drugiej strony może to właśnie "dyplomację" w stylu kostrzewiańskim cenią miejscowi? Nieistotne. Jeżeli druidka przed znanym sobie władztwem (możliwe że jedynym jako respektuje) połknie język na dłużej niż kilkanaście uderzeń serca, czarodziej postanowił pogonić ją kuksańcem. A jeżeli dłużej - sam wejść do rozmowy.

Kostrzewa nie odpowiedziała od razu. Zbierała myśli, ważyła słowa, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś, co mogłoby zostać źle odebrane lub narazić ją - i jej towarzyszy - na kłopoty… Nie dowierzała “przemianie” Aidena. Może to był tylko kolejny podstęp, prowokacja wymierzona w grupę, albo sposób na okazanie jak mało Aiden ceni sobie przybyszów, skoro za najbardziej “godną” uznał ją właśnie? Ale zanim miała okazję w końcu przemówić przed obliczem wodza tak, by zadośćuczynić wszystkim prawidłom klanowej etykiety i uszanować tradycję, na jej miejsce bez ceregieli wepchnął się niecierpliwy mag. Druidka pozwoliła sobie na kwaśny uśmiech, ale nie oponowała. Cofnęła się nawet lekko o krok, by Shando mógł w pełni zabłysnąć swoim krasomówczym talentem i dogłębną znajomością miejscowych zwyczajów.

Shando, początkowo wytrącony z rezonu posunięciem druidki, szybko jednak się pozbierał. Nie miał zbyt wielkiej wiedzy o tej kulturze, ale... Podziękował Kostrzewie kiwnięciem głowy i pozwolił się wycofać - choć druidka zrobiła zaledwie mały krok w tył, pozostając za plecami maga - tak by było widać, że oddaje mu głos, co - miał nadzieję - dzikusy zrozumieją. Po czym ukłonił się wodzowi, bynajmniej nie na sposób calimshański, stanął prosto i rzekł swoim ochrypłym głowem.
- Potężny Aidenie! Jam nie gadacz o śliskim języku, tylko żołnierz, więc wybacz proste słowa. Nazywam Shando. Ja i moi towarzysze przybyliśmy zza gór, by szukać mądrości Kamiennych Żmij, w walce z plagą chodzących trupów. Prosimy o posłuchanie.

Przez twarz króla przemknął cień irytacji; w końcu nie siwego pytał. Nie oczekiwał jednak manier od dzikusów z południa, rzekł więc tylko: - Tyś jest przywódcą tej grupy? W takim razie słucham.
- Kilkadziesiąt lat temu Kamienne Żmije zniszczyły nekromantę, odcinając gnijący wrzód. My po naszej stronie wytropiliśmy czarnego maga Blackwooda, którego zabito - ale nie rozwiązało to rzeczy. Dlatego burmistrz Ybn Corbetrh i jego doradcy wysłali nas do Ciebie, królu, gdyż wiedzieli że niegdyś daliście radę z podobnym problemem. Prosimy o możliwość rozmowy z tymi, którzy to pamiętają, jak i Twoją radę.
- Skąd o tym wiecie? - warknął król, błyskawicznie prostując się na krześle jak żmija gotowa do ataku. - Wydałaś obcym klanowe tajemnice?! - ryknął na Kostrzewę spoglądając na nią jak na robaka… mniej nawet. - Uczyłeś ją… - szarpnął się w stronę szamana, lecz ten tylko skłonił głowę.
- Zapewniam cię, królu, że tajemnica ta nie opuściła mych ust - zapewnił spokojnie, najwyraźniej przyzwyczajony do wybuchów swego wodza.
- Za górami jest kilkoro mędrców, którzy posiadają tę wiedzę, Królu. Jednym z nich był mag Blackwood, którego zabito za plugawe sztuki. Jego dzienniki zawierały tę wiedzę - Shando starał się zachować stoicki spokój. - A ty, druidko mogłaś nam rzec, skoro wiedziałaś. Oszczędziłoby nam to przeprawy w Czarnym Lesie i oszczędziło wielu istnień Ybn.
- Zawsze będziesz głuchy? Szaman powiedział, że nie powiedział jej ani słówka. - cicho rzucił Grzmot. Skoro plan wystawienia kapłana jako mówcy się posypał, a już wcześniej zagaił rozmowę z barbarzyńcami, nie było sensu wstrzymywać kąśliwej uwagi w stronę buńczucznego Shando.
- Mędrcy… - splunął Aiden opadając spowrotem na siedzisko. - Takim mędrcom jak wasi odcinamy głowy i palimy ciała. To chciałeś usłyszeć, żołnierzu?
- To zdobiliśmy z Blackwoodem, królu. Ale ścigamy kogoś innego, kogoś kto dalej ożywia ciała zmarłych. Chcemy go wytropić, dopaść i unicestwić - Shando postarał się włożyć w głos gniew, jakby ścigał zabójców własnej matki - Chcemy by przestał, i by zapłacił. Ale najpierw musimy go znaleźć. Nie mamy informacji jak Żmije wytropiły jego. - Shando celowo nie używał imienia Korferona - Dlatego i po to przyszliśmy. Wierzymy, że mądrość Kamiennych Żmij może nam pomóc.

Var podniósł głowę i wyprostował się na pełną wysokość. Widział, podobnie jak druidka, Tibor i Jehan, że pokrętne wyjaśnienia maga tylko wzmagają podejrzliwość władcy klanu.
- Mówi prawdę, swoją. Wysłano nas z Ybn, żebyśmy znaleźli przyczynę plagi wstających trupów. Szukaliśmy w Czarnym Lesie, tam znaleźliśmy Albusa nekromantę, z jego dziennika dowiedzieliśmy się o waszym sekrecie. Więc poproszono nas o to, byśmy przedarli się do was, mimo zamkniętej drogi krasnoludów i faktu że ich martwy król zaginął razem z resztą trupów. Ciężko polować i zdobywać skóry, wam pewnie też dobierają się do dupy i co nocy próbują powiększyć swoje martwe szeregi żywymi. Chcemy po prostu znaleźć źródło tego przekleństwa, znaleźć kogoś, kto jest w stanie to zatrzymać i wrócić do normalnego życia, gdzie jeleń po zabiciu go nie ucieka dalej, a bliscy nie próbują po śmierci wrócić na rodzinne łono. Jeśli będzie trzeba komuś wyrwać serce, żeby się tam dostać, to to zrobię, jeśli nie będzie innej opcji. Na razie przedarliśmy się do nekromanty w Czarnym Lesie, przez miasto chityniaków z choldritchami, które poszło z dymem, a do tego mam dupsko odbite od pędzenia na końskim zadzie przez podziemną drogę. To jednak najmniejsze zwątpienia, kapłan z Ybn miał proroctwo o jakiejś śpiewaczce dusz z północy, a mamy coraz mniej czasu żeby ją zatrzymać lub znaleźć, jeśli nie chcemy skończyć jako radośnie tańczące kości pod jej paluszkami. - Grzmot sapnął tak, że niemalże poleciały mu z nozdrzy obłoczki pary i strzelił szczęką, która mu prawie wyskoczyła od niesamowitego jak na niego przemówienia. Widać było jednak że był wściekły na maga za wcinanie się gdzie go nie pytali o zdanie i całe owijanie wszystkiego w pajęczą nić.

Druidce aż ciepło zrobiło się z radości na gniewne słowa wielkoluda; widać nie tylko ona miała dość krętych i marnych objaśnień maga. Tymczasem prosty goliat przedstawił sprawę jasno... choć być może nieco zbyt obcesowo. Nie wspomniał jednak o kliku rzeczach, które dla klanu mogły być ważne, a druidka wiedziała - a po wybuchu Aidena nawet i widziała - z jaką uwagą wódz podchodził do zachowania tradycji i klanowej wiedzy. Korzystając z tego, że stała z przodu, mając dobry widok na szamana, delikatnie wycelowała w niego palec - maskując ten gest zaciśnięciem dłoni na kosturze - i powoli złożyła usta do szeptu, który popłynął ku uszom mężczyzny, niesłyszalny dla innych: ~ Nauczycielu. W tej grupie nie wszyscy mają godne serca. Są wśród nas ergi. Mniej oczu i uszu pomoże nam w szczerej rozmowie ~ Szaman nie odpowiedział; tylko lekkie drgnienie oczu świadczyło o tym, że usłyszał i zrozumiał wiadomość.

Mara, choć się wcześniej buntowała, że lekceważona być nie zamierza, zmieniła bodaj zdanie bo nie dość, że siedziała cicha jak myszka to jeszcze krok w tył postąpiła i znikła całkiem z widoczności za zwalistą sylwetką Vara. Przysłuchiwała się co prawda dyskusji i taksowała wzrokiem króla i szamana ale język postanowiła zewrzeć. Może po trochu onieśmieliła ją jednak sytuacja gdzie prym winni wieść ci dorośli i rozsądni. A może trochę też się zawstydziła, że miast przed obcymi prezentować się jako zgrany jednolity zespół pozwolili brudom wprost pod buty się wylać jak pomyje z trąconego wiadra. Jako tedy mają ich delegacje poważnie traktować skoro sami między sobą porozumienia nie mają i jeden przez drugiego gada nie lepiej niż przekupy na targowisku. Mara westchnęła, kroczek naprzód jednak wyszła i poczyniła gest spontaniczny, który niektórzy mogli wziąć za infantylny, inni za reprymendę albo zwykłe rozładowanie napięcia, jak to czynił czasem Strzyga swoim zamiataniem ogona i ocieraniem się o jej nogi jak była zła lub smutna. Dziewczynka stanęła między Shandem i Varem i... obu ujęła za ręce jak dziecko obojga rodziców. Spojrzała tylko to na jednego, to na drugiego a się przy tym ciepło i po dziecięcemu tylko uśmiechała słowa jednak nie gadając.

Shando widząc, że goliat doskonale sobie radzi, rad był wycofać się z rozmowy. To, czego się obawiał - że zostaną wyrzuceni za jakieś grzeszki druidki, która najwyraźniej była tu jakąś czarną owcą nie stało się. Druidka zostawiła rozmowy innym. Bo plany, jak to plany zawsze biorą w łeb. Dlatego Wishmaker klepnął Vara w ramię i dał pół kroku w tył, przekazując mu prymat, samemu jednak będąc gotów pomóc, gdyby olbrzymowi zabrakło konkretnej wiedzy. A do Mary się lekko uśmiechnął - to dziecko było niezwykłe i nie chodziło tylko o magię we krwi czy inne dary. Trzeba będzie mieć na nią baczenie... czy raczej pozwolić jej mieć baczenie na siebie?

To wszystko byłoby śmieszne, gdyby nie było żałosne i niebezpieczne; pal sześć że niebezpieczne dla “drużyny” - czy raczej wędrownej trupy komediantów - ale dla wszystkich dotkniętych plagą powstających z grobów. Tibor stał sztywno i wyprostowany tyleż z racji powagi sytuacji jak i kontuzjowanych pleców. Przysłuchiwał się w skupieniu i z kamienną twarzą, wodząc kciukiem po medalionie z wyobrażeniem Pana Poranka.

Aiden Skirata, który podczas przemowy Shando wyglądał jakby miał ochotę wszystkich, z Kostrzewą włącznie, wyrzucić z obozu na zbity pysk po słowach Kalumovugii rozluźnił się nieco, lecz nadal daleko mu było do nastroju z początku spotkania.
- Kor Pheron nie żyje od ponad czterech dekad, a jeśli jego nauki przeżyły, to nic tu po nich! - huknął, a mieszająca w kociołku kobieta podskoczyła ze strachu. Wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać, choć wódz wcale nie zwrócił na nią uwagi. - Jednakże… i nas co noc, a czasem nawet we dnie dręczą ożywieńcy, toteż wspomożemy posłańców z Ybn Corbeth. - Najwyraźniej nie brał pod uwagę, że stojąca przed nim osobliwa zbieranina może być czymś więcej, a na pewno nie zabójcami nekromantów i innych pomyleńców. - Szaman udzieli posłuchania tym, którzy zrozumieją jego nauki - wzrok króla jasno wskazywał, że nie będą to “prości żołnierze” - A wy możecie korzystać z ciepła naszych ognisk - wycedził na koniec przez zęby, a Kostrzewa omal głośno nie odetchnęła z ulgą. Oficjalna formuła powitania oznaczała, że mogą nocować w Keldabe pod ochroną jego wojowników. Miała jednak świadomość, że jedynie wspólna sprawa, nic innego, wymusiła na wodzu te słowa i miała zamiaru dopilnować by jej niesforna gromadka siedziała w przydzielonym im miejscu i nie wpakowała się w kłopoty. Skłoniła się królowi i szybko wypchnęła towarzyszy na zewnątrz. Była pewna, że Karl wkrótce wezwie ją i wybrane przez nią osoby do swojego namiotu.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline