Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2014, 09:03   #149
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Drugi. Dolina Lodowego Wichru. 9 Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni

Po wyjściu z namiotu króla Kostrzewa nie powiedziała nic aż do momentu, kiedy ich “wesoła gromadka” znalazła się w miarę ustronnym miejscu, we własnym gronie. Ci jednak, którzy szli obok druidki do miejsca odpoczynku, mogli bez trudu dostrzec jej zbielałe, zaciśnięte kurczowo na lasce dłonie i krople potu na czole. Widać przeprawa w namiocie Aidena kosztowała ją więcej, niż kobieta była w stanie przyznać przed resztą. W końcu jednak przełamała milczenie; kaszlnęła, splunęła na ziemię i potoczyła ciężkim wzrokiem po zebranych. Jej głos aż wibrował od tłumionego gniewu.
- Kościeje musiały mocno poszarpać klan… - stwierdziła, kręcąc ze smutkiem głową - Inaczej byśmy stamtąd żywi nie wyszli. Aiden powstrzymał się tylko w obliczu wspólnego wroga… choć gdyby nie Var, to by i to nas nie uratowało. Ktoś jeszcze ma chęć zgrywać mędrca i narażać nasze głowy durną paplaniną…? - spytała, ślepiąc się w maga - Bo za głupotę jednego człowiek odpowiadają wszyscy jego towarzysze tak samo. Takie tu panują prawa… - umilkła na chwilę - A teraz, skoro ta lekcja dotarła do waszych tępych łbów, cholerni miastowi południowcy, muszę pomówić z Varem i Tiborem. Zaś reszta… niech trzyma gęby zawarte na wszystkie znane wam zaklęcia. I dobrze pilnuje tych, którzy sami tego nie potrafią uczynić… Niech góry i niebo mi będą świadkami, że jeśli ktokolwiek poważy się jeszcze tak znieważać *mój* klan i *mojego* wodza - pierwsza zażądam śmierci dla zuchwalca! - warknęła na koniec i skinęła głową na goliata i kapłana, wskazując by odeszli z nią na stronę.
Oestergaard stanął przed nią, zebrał ślinę i splunął na ziemię.
- A coś ty naraz taka harda? - warknął przez zaciśnięte zęby; wściekłość go dławiła i wreszcie znalazła ujście. - Moją matkę, która dopiero co syna straciła, to mogłaś znieważać, durna cipo?! W czym twój klan i wódz lepszy od mojej rodziny?! Teraz grozisz śmiercią a przed wodzem ogon podkuliłaś ze strachu! Twoje porady są łajno warte, jak się okazuje. Shando, jakim by kretynem nie był, z jednym miał rację: o jakich jeszcze tajemnicach nie puściłaś pary, choć, kurwa, wiedziałaś?!

Kostrzewa
zmrużyła oczy, zaciskając szczęki w miarę słuchania wybuchu młodzieńca, a gdy skończył, spięła się, jakby gotowa do nagłego ciosu. A potem… roześmiała się szczerym, głośnym śmiechem, prychajac i szeroko szczerząc zęby.
- Kuliłam ogon? Toć zupełnie jak ty przed ojcem swoim i swojej ślubnej rodziną… Przyganiał kocioł garnkowi! - mrugnęła okiem do kapłana - Taka to i prawda, że twoja rodzina dla ciebie od innych lepsza i krew za nią przelejesz chętniej… Dla Burra zaś jego. Dla tego półgłówka z pustyni też zapewne jego krewni najważniejsi… Każdemu bliższa jego własna koszula. A ludzie tutaj, ci wszyscy - wskazała ręką obóz - To moja familia. Bo innej nie mam, jako żem sierota i podrzutek. Gdy zaś klan jest ci rodziną, wódz jest jak i ojciec- miłować go nie trzeba, ale szanować owszem. Skoro to pojmujesz i tak się honor gorączkujesz, to masz więcej plemiennej krwi w sobie, niż myślisz, młodziaku. Co znaczy tylko, że nie omyliłam się, myśląc, że z Aidenem się ty dogadasz najprędzej… - wyciągnęła do kapłana dłoń pojednawczym gestem - Uspokój się więc, bo ja ani ci, ani twoim ziomkom nie wróg. A co do tajemnic i mojej o nich wiedzy - wskazała palcem medalion Tibora - Toć kapłan najpierwej powinien chyba powinien rozumieć, ze są prawdy… i inne prawdy. Te które się mówi, i te, których zakazano ujawniać poza kręgiem właściwych serc. Karl da nam drugą szansę; jak ochłodzisz głowę, to i może ci nieco wyjawi z plemiennej wiedzy. Zaś jak nie potrafisz zdecydować jak mądrze czynić, to do Wiedzącego iść mogę równie dobrze sama.
- Naprawdę lubisz gadać - odpowiedział zimno Tibor z dłońmi opartymi o biodra. - Gadać żeby gadać i by kota odwracać ogonem. Mnie próżna gadka nie bawi i rzeczywiście, wolę pójść do tego waszego szamana. Nikomu nie życzę by mu rodzina cierpiała - myślał na głos spoglądając ciągle Kostrzewie w ślepie - ale może dzięki temu szaman będzie bardziej skłonny uronić tej tak cennej, plemiennej wiedzy. Może dostrzeże mądrość w pomyśle podzielenia się nią, by nie stać się rychło najmądrzejszym z nieumarłych w okolicy, skoro takowi nawet w dzień już atakują - dodał i nie czekając ruszył do wyjścia z namiotu bo złość go paliła.
- Zaczekaj no, mości kapłanie. - powiedział za nim spokojnie Burro. - Ja wam muszę meliski z miętą wszystkim nagotowić, może jak wam się wapory i fluidy we krwi nareperują przestaniecie się wszyscy zachowywać jak dzieci. A jak nie przejdzie, trzeba będzie ściągnąć pasek i złoić rzemieniem w tyłek, innej rady chyba nie ma. Najpierw ty - wskazał oskarżycielsko paluchem na Kostrzewę. - Owszem, czarodziej wyszedł przed szereg, ale działał w dobrej wierze i próbował krasomówstwem ratować sytuację. Nie wyszło mu, bo zwyczajów tutejszych klanów nie znał, ale to nie powód by wyzywać go od idiotów, kiedy jedyne co zrobił to starał się najlepiej jak mógł prowadzić rozmowy. Według zwyczajów swojego klanu czy kraju bo tylko takie zna i rozumie.
Kucharz mówił spokojnym głosem i patrzył uważnie na kompanów.
- Potem ty, mości kapłanie. Ja się tam nie znam ale od kapłanów wymagana chyba jest etykieta, prawda? A jak nie, to choć kindersztuba. Nigdy więcej nie używaj takich słów, kiedy rozmawiasz z kobietą, bo dowodzi to tylko jednego. Jesteś chamem, któremu niegodnie jest nawet w oczy plunąć.
Kucharz zacisnął pięści, widać było po tym ile kosztuje go zachowanie spokoju.
- Żadne z was nigdzie nie pójdzie, a już na pewno nie na rozmowy z szamanem, które może zadecydują dalej o wszystkim, dopóki nie ochłoniecie i nie przeprosicie się na wzajem. Skoro zachowujecie się jak bachory, może traktowanie właśnie jak niesforne dzieciaki przywróci wam trochę zdrowego rozsądku.

- Nikomu nie ubliżyłem, bym musiał przepraszać - odezwał się Shando. - Chyba że za to, że odezwałem się przed Kostrzewą, ale widać było jak na dłoni, że wódz cięty na nią i cokolwiek ona powie, przeciw niej to obróci. Ktoś musiał coś rzec. Jeżeli uważacie, że pokpiłem sprawę... - czarodziejowi niczym gula przeprosiny uwięzły w gardle - nie jestem tak biegły w gębie jak mój wuj. Powstrzymajcie mnie następnym razem, jeżeli uważacie to za konieczne, ale i tak uważam że lepiej było powiedzieć cokolwiek, niż milczeć pod oskarżającym tonem "króla".
Nagle pacnął się w łysinę. Odczepił swoją quarinową lampę od pasa, z natłuszczonej szmatki używanej do konserwacji sztyletu oderwał gałgan i... zatkał nim wylot lampy. - Mały drań co prawda zwykle się nie pojawia, chyba że na życzenie, ale po co ryzykować, nie? - towarzyszyły temu ciche, protestujace - i chyba wierszowane - głosy ze środka, które jednak z końcem czopowania umilkły.
- Shando, gdyby wasz wazyr, król czy wódz zwrócił sie w swoim namiocie do Tibora, to tez byś sie odezwał zamiast niego? Czy może u króla krasnoludów gdyby cie przed jego tron puścili, gdyby chciał rozmawiać z kimś innym, tez byś się wpakował? Moze to nie jest miasto z twoich bajek, ale jesteś w obozie klanu, to jak miasto i twoje królestwo. Pomyśl najpierw, nie potem. Ustaliliśmy ze będzie rozmawiał Tibor, po coś się tam pchal? Wasza dwójka, uspokójcie sie, albo załatwcie to miedzy sobą raz na dobre. Tak, Kostrzewa ma niewyparzony język i zachowuje sie wiecznie jakby byla na swoim bagnie. Mamy jednak wspólny cel i nie pozwolę zeby wasze zatargi na nim zaważyły. Jeśli chcecie, możecie sie dogadać, isc w zapasy, czy stoczyć pojedynek do pierwszej krwi. Do stu rogatych diabłów, możecie sie nawet pozabijać, ale teraz, nie później, kiedy cala reszta będzie na was liczyc i na to, ze będziemy wspólnie zgrani działać. Jak nie będziecie umieli sami tego załatwić, wezmę od Burra garnek, założę każdemu po kolei na głowę i zacznę walić kijem az chociaż odrobina rozumu wam wejdzie do lba. - Grzmot starał sie mówić równo, cicho i spokojnie, mimo tego, ze pomysł z garnkiem przypadł mu do gustu tak, ze niemalże chciał go wprowadzić w życie od razu. - Moze Kostrzewa ma jeszcze jakieś tajemnice, może jak powiedział szaman, nic na ten temat nie wiedziała. Tutejsi na pewno maja kłopot z nieumarłymi, może nawet większy niz po drugiej stronie gór, skoro tutaj wszystko sie zdaje kierować. Jednemu z młodziaków przy koniach wyrwało sie, ze do tych nieumarłych nie da sie przyzwyczaić, czyli cos tu ciągle trwa i pewnie truposze pojawiają sie w miarę regularnie, choć może w mniejszej ilości. Co oznacza, ze można je śledzić i za nimi pójść jeśli niczego sie tutaj nie dowiemy. Ja pewnie tez nie powinienem byl sie wcinać do rozmowy z Aidenem, ale już nie wytrzymałem tych podchodów. - Goliat wcisnął swoje przyznanie się do błędu w całkiem inny kontekst, jakby zupełnie nie chciał, bezy ktokolwiek je zauważył. - Dojdźcie teraz do jakiegoś porozumienia, zanim sie wpakujemy przez to w solidne tarapaty. - Var wyciągnął z lewej kieszeni chustkę, rozłożył ja na chwile i złożył ponownie, chowając ja z powrotem, miał na ustach cień uśmiechu.
- Wiesz co Burro? - mag zwrócił się do niziołka - parz lepiej cały kocioł tej melisy z miętą, bo niejednej osobie się przyda. - Shando spojrzał potem na Vara i rzekł - Skąd miałem wiedzieć, że Kostrzewa tu jest Aż Takim pariasem? Wódz wyglądał jakby tylko szukał okazji by zwalić na nią gromy. Wolałem ni dopuścić do tego i tyle. Drugi raz przepraszać nie będę. I Tak, Grzmocie, gdybyś ty lub ktokolwiek inny z was stał przed innym władcą oskarżającym go o coś, także stanąłbym między nim a władyką, jeżeli mógłbym coś na to poradzić. A musiałem improwizować, bo plan był inny - Shando Wishmaker wziął głęboki wdech, by uspokoić zbierający się w nim ognisty gniew.
- Bo skąd mieliśmy wiedzieć, że zaciągną nas wszystkich przed oblicze wodza, a do przepytywania król wybierze Kostrzewę? A - jeżeli mogę Ci przypomnieć Ona siebie wymieniła na pierwszym miejscu jako osobę, która NIE POWINNA rozmawiać?
- Wystarczy - powiedział wreszcie Tibor, równo i spokojnie; wcześniej zatrzymał się gdy Burro rozwarł gębę i wziął się za udzielanie lekcji dobrych manier. - Co się stało to się nie odstanie, a może będzie dobrą nauczką na przyszłość dla wszystkich. Przepraszam, Kostrzewo, za moje słowa. Co do szamana to mam nadzieję że uzna że jesteśmy po tej samej stronie - dla dobra twojego klanu jak i wszystkich których dotknęła plaga.
Popatrzył posępnie na niziołka.
- Burro, często uprzejmość jest brana za słabość, a chamstwo za siłę. I czasami tylko chamstwo dociera w odpowiedzi.
Przeniósł spojrzenie na Vara i Kostrzewę.
- Chodźmy do szamana, nie ma co śliny tracić po próżnicy.
- Tak, masz rację Tiborze. Czasami tak jest, ale chyba nie w naszym gronie? - niziołek zerknął uważnie na kapłana. - Cieszę się że jednak potrafimy się jakoś dogadać, a nie brać za łby z byle powodu i przy każdej nadążającej się okazji. Więcej tolerancji, moi kochani. W grupce tak egzotycznej, by nie rzec “przypadkowej zbieraninie” to konieczne, bo pozagryzamy się sami, nie będzie potrzeba truposzy, korferonów i innych takich.
Kucharz wreszcie rozprostował palce zaciskające się bezwiednie w kułaki.
- Idżcie i porozmawiajcie na spokojnie.
- Popilnuję naszych spraw tutaj - Shando spojrzał na Marę i Burra, którzy potrzebowali opieki kogoś, kto umiał zadbać od siebie, nigdy nie wiadomo, czy barbarzyńcy nie porywają dziewczynek na żony... lub tłustych niziołków na zupę! - Lepiej bym się nie wygadał z arkanami przed szamanem, bo zorientuje się że jest tu o jednego maga za dużo.
- Chodźmy. - Goliat przytaknął młodemu kapłanowi.
- A idźcie, idźcie. - druidka rozłożyła ramiona, prychając lekko - Ja zostanę. Zostanę i zobaczę, co sami zdołacie wskórać, znów się pchając jak ślepe szczeniaki w zawieję… - pokręciła głową - Jeden plan żeście swoim pośpiechem już zniszczyli. Ale nic was to widać nie nauczyło, bo tak samo raźno biegniecie, żeby i drugą szansę pogrzebać… Bez pomysłu, bez chwili zadumy - przysunęła ręce do ogniska - Ale co ja się tam znam na rozmowach, wszak tu same tęgie łby i znawce dobrych zwyczajów są… - zakończyła, spluwając na ziemię.
Niziołek uśmiechnął się lekko.
- To może im pomóż, hmm? Podpowiedz? rzeknij czego mogą się spodziewać, czego unikać? To twoi ludzie, tak? Zamiast znowu siadać i patrzeć jak inni działają, pomóż im.
Druidka zazezowała na Burra białym okiem, a na jej usta znów wypłynął pogardliwy uśmieszek.
- Próbowałam, jakbyś nie widział. Tyle się ozorami nakręciliśmy przed wizytą u wodza i ot co. Teraz takoż młodzi wiedza lepiej, co warto czynić. Sam powiedz, jak pomóc tym, co to uważają, ze pomocy nie potrzebują? Siłą ich trzymać nie będę i przemocą kłaść im nauki w uszy…Niech się dzieje. Nie moją wszak rodzinę tam w Ybn mordują… - ziewnęła ostentacyjnie - I jaki sens najmędrszego nawet wybiegu, skoro i tak po swojemu każdy potem czyni? Mhm…? - spytała, chyba nie spodziewając się odpowiedzi.
To się zdziwiła, bo kucharz, podszedł krok bliżej i kontynuował, dalej z uśmiechem na twarzy.
- A to nie czasami bardziej twoja parafia? No znaczy szaman i Wiedź… Wiedząca? Z królem poszło jak poszło, ale teraz to chyba bardziej mogłabyś, czy ja wiem… sama gadać? Szaman nie wydawał się taki narwany jak król.
- Jakbyś jeszcze nie władał mocą, to byś się nawet do tych rozmów nadał - druidka pokiwała głową. A potem dodała głośno - Ano słuszna rada. Może i sama pójdę, bez narwańców i tępaków wokoło. A jak wrócę, to się mocno zastanowię, co z wiedzy klanu należy reszcie przekazać...jeśli w ogóle uzna się was za godnych - i wyszczerzyła się wrednie, czekając, jaki efekt będą miały jej słowa.
- Hem… hmm, tu sami godni. - kucharz już zupełnie otwarcie i rozbrajająco wyszczerzył się. - Jeden godniejszy od drugiego i trzecim pogania. Jak chcesz, to idź sama, mnie tam za jedno. Racja w tym że ja się do tego najmniej nadaję, bo jakby nie spojrzeć tom nieludź obmierzły, magik zaprzaniec i do tego wojownik ze mnie na pierwszy rzut oka jak z surma z koziej rzyci.
- Var, idziemy - powiedział Tibor i wyszedł z namiotu, niemal zderzając się z posłannikiem szamana.

 
Sayane jest offline