Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2014, 11:35   #151
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
I rzekł Bóg: Niech będzie światłość; i stała się światłość. I widział Bóg światłość, że była dobra; i uczynił Bóg między światłością i między ciemnością. I nazwał Bóg światłość dniem a ciemność nazwał nocą; i stał się wieczór, i stał się zaranek, dzień pierwszy.


Szli we trójkę, pogrążając się coraz bardziej w mroku. Wielebny szedł jako ostatni, osłaniając swoich kompanów. Nie mieli świecy, pochodni, ani nawet lampy. Otaczająca ich ciemność coraz bardziej sprzyjała wrogowi, który jak się okazało, nie odpuścił.

-Uparte skurwiele - mruknął do siebie mężczyzna, informując swoich towarzyszy -Te bydlaki idą za nami - by w tym samym momencie do jego uszu dobiegł jakiś rumor.

Odcięci od wyjścia, odcięci od światła i w dodatku mieli ja na karku mroczne, zapewne potępione przez Boga stwory. Powienien zwątpić w Boga, lecz nie potrafił, bowiem wiedział że on jest tylko częścią większego planu Stwórcy. Nawet jeśli przyjdzie mu zginąć, umrze wiedząc, że ostatnie chwile swoich dni spędzil na wypełnianiu woli Bożej. Harper. Niech będzie przeklęty i potępiony na wieczność. Nie dopadną go. O nie!!! Jeśli ma umrzeć, to przed tym chce widzieć trupa Diabła u jego stóp. Kto go zabije, nie miało to znaczenia. Trup to trup. Nie zamierzał poddać się, a ucieczka nie wchodziła w rachubę. Nie był tchórzem, poza tym nie chciał znów każdej nocy śnić o palących się żywcem jego wiernych.

Zapragnął napić się, czegoś mocniejszego niż woda, lecz musiał zacisnąć zęby i odmówić sobie. Choć oczy błędnie szukały manierki z alkoholem, to jednak zacisnął dłonie. Musiał się opanować. Przynajmniej nie widział od kilku nocy umęczonych twarzy, nie słyszał ich krzyków, nie czuł palonego mięsa. Prawie potknął się, lecz jedną ręką oparł o ścianę. Monstra czaiły się gdzieś tam w mroku. Zdawało mu się, że widzi ich czerwone, pełne rządzy mordu, ślepia. Miał wrażenie, że słyszy ich kroki i sapanie. Było coraz bliżej. Sięgnął po manierkę i odkręcił. Podniósł do ust, lecz wstrzymał się. Kropla prawie co doleciała do warg Wielebnego.
Krzyk. Wszyscy usłyszeli go jednocześnie. Pewnie nawet w Texasie był słyszalny, lub zapewne obudził wszystkich zmarłych.

-Co jest, kurwa? - to była jego pierwsza reakcja, choć słowa nie były wypowiedziane głośno

W tym krzyku było coś przerażającego. Jakby kogoś obdzierano żywcem ze skóry, choć nie. Nie było w tym bólu, raczej przerażenie. Jakby ktoś był świadkiem czegoś strasznego, czegoś czego ludzkie oczy do tej pory nie widziały. Groza jaka wydobywała się z tego krzyku zjeżyła włosy na rękach Jeremiaha, który bez zastanowienia pociągnął mocny łyk alkoholu. Tylko jeden, lecz jego ciało zalała fala ciepła. To wystarczyło by jego nerwy, myśli, fantazje uspokoić. Zaczął się rozglądać i znalazł jakąś kość. Długa, dość wytrzymała. Powinna się nadać. Owinął ją szmatami, które wcześniej zabrał i polał alkoholem, by je potem podpalić. Nie będzie się paliło zbyt długo, ale powinno na tyle, że może dotrą do miejsca skąd dochodził ten krzyk.

Kątem oka jeszcze zobaczył, że bestie które ich ścigały, zaczęły uciekać poza budynek. Nie wróżyło to dobrze, choć liczył, że może to coś będzie dla nich ratunkiem a nie kolejnym zagrożeniem. Zaczął modlić się do Boga w myślach, ściskając coraz mocniej Colta.
-Paniczu Harris..trzymajcie” - podał towarzyszowi “pochodnię” -Musimy się spieszyć.. bestie uciekły...na razie przynajmniej - oznajmił, lecz cały czas bacznie obserwował korytarz.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline