Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2014, 19:11   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Fin de siècle



Świat umiera. Paryż się bawi, gargulce na wieżach katedry Notre-Dame w Paryżu wpatrują się stoicko w przechodzących ludzi i nieludzi.


Widziały one już wiele: śmierć ostatniego templariusza, Noc św. Bartłomieja, rewolucję francuską, triumfalny przemarsz wojsk Hitlera. Widziały wiele tragedii i każdą oceniały je wszystkie zimnym okiem. Paryż bawił się niepomny końca, niepomny tragedii i śmierci. Paryż odwracał oczy od swego upadku.
Paryż… cywilizowany ośrodek wśród morza chaosu. Miasto tchórzy. Wampiry trzymały go pewną ręką, przynajmniej niektóre wampiry.
Dwie sfory utrzymywały na swych terenach pozory cywilizacji. Trzecie sfora była tylko bezrozumnymi bestiami. Drapieżnikami żywiącymi się ludzkością. Wilkami polującymi na owce. Ot, zwykła kolej rzeczy… Ot, zwykły krąg życia i śmierci. Taniec drapieżnika i ofiary…
Ale na wilki też ktoś polował, choć obecnie nie było już zbyt wielu myśliwych. Salvador był jednym z nich.. obecnie żyjącym w azylu jakim była domena Paz. Jednak zdecydowanie lubił często odwiedzać sąsiednie domeny. Bądź co bądź, czasem przyjemnie było przypominać sadystycznym pijawkom, że nie są tak nieśmiertelne jak się im wydaje… i że śmierć może dopaść także drapieżnika.


Były to niebezpieczne wyprawy, ale czasem i Salvador bywał głodny. Były to niebezpieczne wyprawy i dlatego musiał się do nich dobrze przygotować. Oprócz miecza Michalitów, dobrego na różnego rodzaju potwory, zabierał broń palną, kuszę z bełtami. Oraz rewolweru z runicznymi pociskami. I wodę święconą… choć tej miał coraz mniej. Salvador szykował się do ciężkiego boju. Bo i polowanie na wampiry na ich terytorium było igraniem ze śmiercią. Sfora miała po prostu przewagę liczebną i jeśli miał by pecha, zostałby otoczony i zjedzony. Ale też nie mógł czekać.

Ręka go świerzbiła. Ręka pokryta czerwoną i niebieską łuską. Prawa… nienaturalna ręka, przypominała mu, że już nie może uważać się za człowieka. Salvador uśmiechnął się gorzko ładując bębenek rewolweru pociskami z wyrytymi glifami. I one mu się kończyły. W ostatecznym rozrachunku, pewnie zostanie mu tylko miecz. I łapa. Dziś jak zwykle będzie polował na obrzeżach domeny Nosferatu. Było to najbezpieczniejsze rozwiązanie, choć nie cierpiał Senatu równie mocno jak bezmyślnych krwiopijców. Nie mógł jednak otwarcie zadzierać z Primusem Caiusem, bo stracił by protekcję Paz i musiałby się ukrywać w Paryżu jak szczur. Z Nosferatu jednak nikt się nie liczył.
Ostatnia kula została załadowana do bębenka … Był gotów. Miecz wylądował w pochwie, rewolwer w olstrze, kusza na plecach. Noc rozświetlał krwawy księżyc. Idealna pora na łowy. Gdzieś tam Sacre Coeur wzywał go do przybycia, gdzieś tam tajemnica Michalitów czekała na niego. Był jednak zbyt daleko… Nie dotarłby żywy do kościoła. Sacre Coeur musiało poczekać na inną okazję. Dziś… były łowy na Nosferatu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-10-2014 o 21:50. Powód: poprawki
abishai jest offline