Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 14:12   #155
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Strach jest wrogiem rozumu. Strach pcha ludzi do czynów wstydliwych i niezrozumiałych, mąci w głowie i przysłania rozsądek. Dodaj do tego solidną okrasę bólu i wychodzi ci danie, które nie sposób przełknąć silnemu mężczyźnie, nie wspominając o niemłodej już kobiecie, która jest już zmęczona odgrywaniem właściwej miny do tej ciężkiej przecież gry. Przez ostatnie dni była cała spięta jak postronek, rzeczowa i chłodna, racjonalna i opanowana. Co prawda zazwyczaj taka była ale presja bycia jedyną niewiastą w mnogim męskim towarzystwie zmuszała ją do kontrolowania swojego charakteru, swoich odruchów i słów tak dalece, że zapomniała już niemal co oznacza termin "swoboda" i jak to jest odsapnąć po ciężkim dniu w przyjemnych miękkościach własnej sofy, z dala od oceniających ją spojrzeń.

Tama pękła. Przez upadek z wysokości i silnego zawodzenia bólu. Przez widok zielonkawej zjawy o pobrużdżonej zmarszczkami twarzy. Przez ciemność, chłód, bliskość samego diabła i oddechu kostuchy na zroszonym potem karku.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaa - wrzeszczała wdowa Reed bez kompletnego opamiętania, wessana w tę spiralę strachu, bólu i niewiadomej.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaa - zawtórował jej spanikowany zaciąg bankiera, do którego tuliła się jak zwykła niegdyś do rodzonej matki, lata temu, w innym życiu prawie.
- Aaaaaaaaaaaaaaaa - wydzierał się pochylający się nad nimi upiór. Aby ich bardziej wystraszyć, by atmosferę tą grobową jeszcze zaostrzyć a może do towarzystwa po prostu, trudno rzec. Niemniej kakofonia tych przerażających treli niosła się po pueblo jak muzyka z samego piekła.

Kiedy wdowa Reed odzyskała pomyślunek? Chyba gdy dostrzegła płomień w rękach jednego z rewolwerowców. W tłumie poczuła się nieco bezpieczniej i wtedy nadszedł wstyd. Poluzowała ramiona, które zaciskała kurczowo na piersi pana Olsena, poprawiła ubranie i zapytała jak bankier się czuje, oboje wszak poturbowali się niezgorzej. Oddech nieco zwolnił. Wdowa Reed z trudem podniosła się do pionu i podała dłoń Olsenowi.
- Przepraszam - wykrztusiła, choć nie sprecyzowała za co przeprasza właściwie. Przycisnęła do piersi swoją lekarską torbę i wskazała korytarz, w który przed momentem wycelowany był ułudny palec Indianina. - Tam, prędko...

Nie wyjaśniała niczego, czas gonił. A przynajmniej wdowa Reed była o tym święcie przekonana. Harper dokonuje swoich zamysłów może nawet teraz, w tejże chwili. Ktoś musi go powstrzymać... W torbie lekarskiej odnalazła maleńką lampę na spirytus. Źródłem światła będzie marnym ale lepsze to niż nic.
 
liliel jest offline