Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 14:49   #51
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie

Zachód słońca nad rzeką Neverwinter przyniósł wiosenny chłód. Z określonymi planami na wieczór ruszyliście w swoją stronę. Fili wraz z rozćwierkanym chowańcem podążał wraz z Taarem. W Przesiece znajdowała się całkiem niezła przystań rzeczna, jednak większość niewielkich łodzi wyciągnięto na piaszczysty brzeg. Jako, że dzień powoli chylił się ku końcowi, większość rybaków dawno wróciła do domostw, lub udała się na zasłużonego drinka. Waszej dwójce udało odnaleźć się jednak rybaka o skórze faktury starego pergaminu, który pykał dymne kręgi ze swojej fajki.


Zagajony oświadczył, iż na drugi brzeg rzeki można się przeprawić albo znając sprawdzony bród, albo łodzią, albo mostem (najbliższy w Neverwinter). Dorzucił, iż za pięć miedziaków zawiezie was do domków letników.
- Ale szczerze wam panowie radzę: nie kręćcie się tam za długo.
Widząc wasze zdziwione spojrzenia dodał: - Bo po pierwsze: Hogan będzie się na was krzywo gapił, a po drugie sami letnicy nie przepadają za gośćmi. Z resztą, i tak nikogo tam nie zastaniecie.
Pomogliście rybakowi zepchnąć łódź, po czym wskoczyliście na pokład. Mężczyzna mimo trudów całego dnia pracy, wiosłował żwawo, a krzepa w jego ramionach imponowała. Płynąc skrwawioną przez zachodzące słońce wodą, minęliście masę powiązanych ze sobą, spławianych bali.
- Ja tam nie wiem co się wyprawia w tych domkach. Nie wiem i nie chce wiedzieć, tyle wam panowie powiem. – rzekł. Z jego zamyślonej twarzy bez trudu można było wyczytać, iż wie nieco więcej, niż raczył wam wypaplać...

***

Dla Draugdina wieczór zapowiadał się pracowicie. Chociaż pora nie sprzyjała oględzinom, postanowił przejść się po okolicy i poszukać jakiś śladów obecności koboldów. Zaczął od pastwiska, na którym uprowadzono oba cielaki. Nie niepokojony minął słup Janusa i ruszył lawirując między krowimi plackami. Bydło zapędzono na noc do obór – widocznie w obawie przed kolejnymi porwaniami. Musiał uważać, by w kiepskim świetle nie potknąć się o liczne, porośnięte trawą pieńki. Wkrótce minął linię zarośli. Jego lekka koszulka kolcza nie utrudniała za bardzo przeprawy przez gęstą leszczynę. Im gęściej wchodził w las, tym stawało się coraz ciemniej. Przejrzał plecak, niestety nie odnalazł w nim pochodni. Zaklął pod nosem i już miał wracać, kiedy ręką oparł się o coś wilgotnego i lepkiego. Obrócił się w stronę pnia, na którym widniał jakiś świeży, czerwony, bohomaz. Odruchowo powąchał ubrudzoną dłoń – nie cuchnęło juchą; zapach przypominał raczej jakieś leśne owoce. Korzystając z hubki i krzesiwa rozpalił niewielki płomyk i oświetlił malowidło. W krótkim rozbłysku światła zdołał dostrzec dziwny symbol:



***

Słowa Filiego, dały Rardasowi do myślenia. Cóż jednak krasnolud (z całym dla niego szacunkiem) mógł wiedzieć o życiu w cieniu? Diable potrzebowało tych paru chwil dla siebie, szczególnie w nocy, kiedy oczy zwykłych ludzi stawały się niemal ślepe. Pożegnawszy się z drużyną, Rardas udał się w wieczorny spacer sobie znanymi ścieżkami. Nawet w Przesiece, miejscu tak bardzo oddalonym od zgiełku cywilizacji, nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest obserwowany. Często towarzyszyło temu mrowienie w ogonie, tak jakby to właśnie ogon stanowił całą istotę problemu. Spacerując między domostwami dostrzegł całkowicie czarnego kota, którego zielono-błękitne ślepia lśniły, niczym dwa błędne ogniki. Zwierze zerknęło w jego stronę, zamiauczało przeciągle i przeszło parę kroków. Potem zatrzymało się, znów spojrzał na Rardasa i ponownie zamiauczało – zupełnie, jakby na niego czekało.

***

Każdy ruszył w swoja stronę, a Athlen odprowadził ich wzrokiem. Zdawało się, że poza wieczornym występem Filiego, nie spotkają go dzisiejszego dnia żadne przygody. Snując się nieco, ruszył w kierunku gospody. Kopnął przypadkowy kamień; chwilę pomyślał o całej hecy z cieniami, koboldami i pozostałym syfem. Kiedy tak szedł, do jego uszu doszły niepokojące odgłosy. Z jednej z chałup stojących przy brzegu rzeki usłyszał wrzask mężczyzny:
- Gadaj suko gdzie je schowałaś?! Mówże, albo zatłukę jak psa! – po chwili ciszy rozległ się znacznie przeraźliwszy wrzask kobiety.
 
ObywatelGranit jest offline