Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 23:36   #111
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przeklęty halfling nie wybiegł z szopy, pomstując wniebogłosy, a to oznaczało, że koronkowy plan składał się z nadmiernej ilości dziur. Cholerna bestia była odporna na truciznę, albo też trzeba było wpakować w ten kawał befsztyka podwójną dawkę specyfiku. Może wtedy bydlę by padło...
Kolejny pech.

Przeklinając pod nosem Jost wrócił do miasta zastanawiając się, jak wykończyć ogra.
Może trzeba było otruć Tramfoota, pomyślał. Butla wina zaprawiona odpowiednim dodatkiem... albo rozbita na łbie... sprawiłaby się zapewne lepiej, niż ta nieszczęsna mikstura. A Montag bez swego opiekuna pewnie nie utrzymałby się długo na swym stanowisku.

***

Jego Prześwietna Wysokość Magistrat najwyraźniej nie cieszył się, i słusznie, zbytnią popularnością w szerokich kręgach mieszkańców miasta. Najwyraźniej nie wszystkim wystarczały igrzyska, by złagodzić gorycz wysokich podatków.
No i, być może, nie wynagradzał odpowiednio porządnych, praworządnych mieszkańców miasta. Być może cień przestępcy sięgał daleko i padał na wszystkich - nawet na tych, którzy niczemu nie byli winni. W końcu byli i tacy, dla których każda okazja do napełnienia swej kiesy była dobra.
Czy Elza zapłaciłaby karę za to, ze Jost ośmielił się u niej zamieszkać - kto wie. W każdym razie, bez względu na jej motywy, był jej niezmiernie wdzięczny. I nie omieszkał się wyrazić tej wdzięczności nie tylko słowami, jako że do dłoni Elzy trafiła garść złotych koron.

***

Rada karczmarki była dobra i Jost zamierzał się do niej dostosować. Przynajmniej częściowo.
Wyszedł z miasteczka, dźwigając przyciężki nieco plecak, zawierający nie tylko jego ekwipunek, ale i większą część dobytku Berta. Nie da się ukryć, z Winkiel dobrze zrobił, powierzając przyjacielowi swój majątek. W rękach Josta był bezpieczny, w łapach strażników - skazany na przepadek.
Nie. Bynajmniej nie zamierzał opuszczać kompanów. Miał po prostu zadbać o dobra materialne, jakie mu powierzono. Poza tym musiał znaleźć sobie jakieś lokum. No i przmyśleć co dalej.
Jeśli Montag dostał skrętu kiszek, to pewnie został wyłączony z obiegu na dzień lub dwa. Co nie załatwiało sprawy... niestety.
Powiadali mądrzy ludzie, że na każdego można znaleźć sposób. Jak nie kijem... Tyle tylko, że tu by musiała być naprawdę tęga pała.
A może by użyć trucizny w inny sposób? Zatruta strzała to było coś, za co Thalberg obdarłby go żywcem ze skóry, ale... Cel uświęca środki.
Zwykły bełt nie poradziłby sobie z ogrem. Moze dziesieć bełtów - to tak, ale jeden? Chyba że zatruty.
Jost pobierał u Maryny nieco nauk i wiedział, jakie roślinki mogą wyprawić kogoś do królestwa Morra, problem polegał jednak na tym, że zwykle owe roślinki w różnej formie pakowano przyszłej ofierze do gardła, a nie aplikowano za ponocą ostrych narzędzi.
Ale i na to był sposób.

***

Las dysponowałał zwykle dość znaczną ilością kryjówek, w króych można było umieścić to i owo. "To" w tym przypadku stanowiło dość spory pakunek, dlatego też Jost nie mógł się zadowolić króliczą norą. Schowawszy więc złoto w starej dziupli wspiął się na rozłożysty dąb i schował pakunek wśród liści, wysoko, niewidoczny z ziemi.
A potem wybrał się na nietypowe polowanie.

Złapana żmija nijak nie chciała współpracować. W końcu Jost rzucił w krzaki resztki gada.
Na złapanie kolejnego nie miał szans. Węże, mądre stworzenia, po nocy nie chodzą. Jost zresztą też nie zamierzał. Lasy bywały niebezpieczne. A że nie zamierzał wracać do miasteczka i nocować na ulicy, znalazł stojącą nieco na uboczu stodołę.

***

Rankiem był ponownie w miasteczku.
Musiał się dowiedzieć, co z jego kompanami i, w razie konieczności, przdsięwziąć jakieś kroki. Jakie? Tego nie wiedział. Za to stwierdził, że z pewnością za dużo przebywał z Bertem i oduczył się myśleć, licząc zawsze na pomyślunek kompana.

No i jego też zobaczył pierwszego.
Zakuty w dyby Bert, udekorowany deską z wielkim napisem, trafił pod pręgierz. Pod pręgierz, do którego po chwili przywiązano krasnoluda.
Wśród tłumów rozległ się szmer zawodu, bowiem, jak się okazało, widok gołego zadka biczowanego krasnoluda nie był aż tak atrakcyjny, jak wizja starcia owego krasnoluda z ogrem, na co najwyraźniej liczyła żądna rozrywki tłuszcza.
Na to jednak Jost nic poradzić nie mógł - ani na paty, spadające na Arno, ani na solidną kłódkę, którą spięte były dyby Berta.
Ale dyby i pręgierz oznaczały, że żaden z kompanów nie straci życia. Czyżby jednak ogr wyzionął ducha?

Kara, jaką poddano krasnoluda, cieszyła się dużo większym zainteresowaniem, niż zakuty w dyby Bert. Jednak znalazł się ktoś, kto własnie temu ostatniemu poświęcał dziwnie dużo uwagi. Średniego wieku jegomość koło czterdziestki. Niewysoki, z brzuszkiem i lekko przygarbiony, z okularami z grubymi dzkłami, wyglądał raczej na uczonego, niż zawodowego oprawcę, zainteresowanego jakością pracy konkurencji.

Jost poczekał chwilę, aż tamten się napatrzy, a gdy uczony odszedł kilka koków, Jost podszedł do niego.
- Proszę mi wybaczyć, zna go pan może, tego w dybach? - spytał.
Jegomość podskoczył, jakby kto mu wsadził w tyłek solidną spzilę.
- Ja? Dlaczego ja? - zapytał poruszony. - Nie - zaprzeczył żywiołowo. - Nie mam z nim nic wspólnego. Miłego dnia! - ruszył z miejsca, chcąc jak najszybciej oddalić się od Josta.
Najwyraźniej dyplomatyczne zdolności Josta sięgnęły dna.
- Mistrzu, proszę poczekać - powiedział Jost. - Nie miałem nic złego na myśli. Może mi pan powiedzieć, co tam pisze?
Mężczyzna zatrzymał się, dyskretnie rozglądając na boki.
- Podżegacz. - powiedział poważnie. - Znasz tego pisarza?
- To jest pisarz? Ten tam, w dybach? - zdumiał się Jost. - Nie wygląda na pisarza. Pisarze... no...tego... On wygląda jak ktoś, kto się włóczy od wioski do wioski, a nie jak pisarz. Pan bardziej na pisarza patrzy, niż tamten.
- Nie, nie. Pisarzem nie jestem. - mimowolnie zerknął w dal. - Jestem aptekarzem.
Zwiadowca podążył oczyma za wzrokiem mężczyzny i zobaczył po drugiej stronie placu stojącą postać, patrzącą w ich kierunku. Człowiek ubrany był w czarny płaszcz, raczej wysoki i szczupłej budowy ciała.
- Sigmar z tobą. - Aptekarz zrobił znak kultu i zaczął odchodzić.
- I z tobą - odparł Jost, za grosz nie rozumiejąc, co aptekarz mógł chcieć od Berta.
Odwrócił się i ruszył w stronę przeciwną, niż jego rozmówca, starając się zejść z oczu temu, kto ich obserwował.
No i po chwili go olśniło. A może to od aptekarza właśnie Bert kupił miksturę, która miała położyć ogra? W takim razie lepiej by było, gdyby Josta z aptekarzem nie widziano.
Obrócił się, by sprawdzić, co aptekarz porabia, akurat w porę by ujrzeć, jak ten znika w wejściu do sklepu, na którym wisiał szyld przestawiający jakieś butelki i moździerz.
I los jakiś dobry sprawił, że chwilę później Jost spostrzegł halflinga, który przebierając krótkimi nóżkami wbiegł do apteki.

Jost zaklął pod nosem.
Ani chybi nie powiodło się. Ogr był chory, a halfling z pewnością przybiegł po pomoc. Może po odtrutkę?
Trzeba było iść i sprawdzić, czy czasem nie uda się doprowadzić dzieła do końca.

***

Ogra przed stodołą nie było widać. Drzwi były nie do końca domknięte. Wystarczyło pociągnąć...
Dzikus, co Jost zobaczył przez szparę, leżał i spał niedaleko wejścia. Ogr leżał na sianie, z zamkniętymi oczami, a jego twarz od czasu do czasu przecinał grymas skrzywienia. Odgłosy, jakby młyńskie koło mieliło zborze, dochodziły z... brzucha Montaga. Najwyraźniej mukstura podziałałą - ale nie do końca.
Jost wślizgnął sie do środka.

Dzikus zaskomlał cicho, gdy drąg będący niegdyś częścią motyki czy grabi roztrzaskał mu łeb. Co prawda nie do końca to leżało w planach Josta, ale ten w najmniejszym nawet stopniu nie żałował wrednego kundla.
Rozejrzał się dokoła, po czym chwycił w dłonie stojące niedaleko widły.
Podobne leczyć podobnym, jak mawiała Stara Maryna. Coś na ból brzucha...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-10-2014 o 23:48.
Kerm jest offline