Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2014, 09:02   #6
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozmyślania Arii zostały przerwane przez dźwięk kroków na korytarzu.

- Maud już idzie
- oznajmiła gnomka wracając. W chwilę potem półdrowka wsunęła się do pokoju niczym cień. Jej zaczerwienione oczy błyszczące w opuchniętej twarzy rozszerzyły się zauważalnie.
- Co wy robicie?! - zapytała nieufnie, a jej głos drżał. Otarła oczy z łez.
- Uciekamy. Iris, ja, Aria, Janos… ty, jeśli zechcesz, również. Maud, chodź z nami. W większej grupie będzie nam bezpieczniej - Bixi wypaliła bez żadnych wstępów.
Półdrowka zamarła bez ruchu niczym słup soli, tylko drżenie ramion i ust dawało znać że w ogóle żyje.
- Maud? Maud, siostro, powiedz coś! - Iris chwyciła ją za dłonie.
- Nie mogę… - szepnęła szara jak popiół półdrowka. - Sylvanna… Sylvanna obiecała że jeśli będę lojalnie jej służyć to za jakiś czas wskrzesi Tijmena. Muszę tu zostać, bo inaczej utracę go na zawsze…
- Przecież możesz wskrzesić go sama - odparła Aria, przysiadając na łóżku by zamaskować nagły zawrót głowy wywołany zbyt intensywną jak na jej stan aktywnością. Wskrzeszenie… czy to w ogóle możliwe? Nie… W tym domu nauczyła się, że wszystko było możliwe - było tylko kwestią ceny. Dziewczynka odgrzebała w myślach nieliczne informacje na temat możliwości Splotu w tym zakresie. Mogłyby nawet wskrzesić papę… Tylko czy Aria na pewno tego chciała? Wtedy z pewnością musiałaby wybierać: papa czy Janos, a brat straciłby nieodwołalnie swoją szansę na wolność. - Twoje klejnoty, księgi - z pewnością starczą na kapłana. Albo zarobisz, z twoimi zdolnościami to przecież nic trudnego - Aria blefowała, nie miała pojęcia ile mogło kosztować tak niepojęte zaklęcie, ani ile płacono magom. Lecz ich ojciec był bogaty, więc musiało to być intratne zajęcie. - Na pewno masz coś co należało do Tijmena, choćby kosmyk włosów. A Sylvanna… kto wie kiedy przyjdzie odpowiadający jej planom “jakiś czas”. Chcesz być jej niewolnicą do końca życia? A jeśli Aart Czarny uzna, że Sylvanna nie jest mu już potrzebna i zrobi z nią to, co z papą? - Aria znacząco zawiesiła głos.
Siostra zamarła - rozdarta do tego stopnia że tylko szybki oddech i drżenie ramion dawały znak że żyje i słyszy co się do niej mówi.
- Maud? Maud, co z tobą! - Iris potrząsnęła półdrowką.
- Idę z wami - ta szepnęła naraz. - Dajcie mi kilka minut.

Dziewczyna wybiegła z sypialni. Widząc że wyjście opóźni się Aria zapytała o uzdrawiające eliksiry, nie wierząc by zaordynowana przez Sylvannę pomoc dla Janosa ograniczyła się do czegoś więcej jak zmoczonych w winie gałganów obwiązanych wokół ran. Przynajmniej pod tym względem zasoby gnomki i sióstr były większe - jako że leczenie było raczej domeną kapłanów a nie magów to znajdujące się w domu eliksiry najpewniej zachowały swoją moc. Każda z dziewcząt miała przynajmniej jeden, a zapobiegliwa Bixi pochwaliła się czterema buteleczkami z cenną cieczą.
- Bixi - odezwała się naraz pani Lehzen - obiecaj że zaopiekujesz się nimi. Ty jedna wiesz co może je spotkać - rezygnacja zadźwięczała w jej głosie.
- Obiecuję - gnomka skinęła z powagą głową. Korzystając z okazji Aria przyciągnęła Smoczycę do siebie.
- Gdy uciekniemy sprawdź pokój Maud; czy nie zostawiła Sylvannie żadnej wiadomości - szepnęła. Maud była wystarczająco zrozpaczona i zdesperowana aby wykorzystać każdą szansę by wskrzesić Tijmena. Aria nie miałaby siostrze tego za złe; dla Janosa zrobiłaby zapewne to samo; w końcu była z nim związana najmocniej z całego rodzeństwa; najmocniej ze wszystkich znanych jej osób. Potem, zaskakując samą siebie, krótko i gwałtownie przytuliła starą guwernantkę. Ona i Bixi wychowywały dziewczynkę od dziecka i mimo, że z żadną z nich nie rozwinęła miłości podobnej do relacji matki z córką, to w jakiś sposób kochała je również. Ale teraz nadszedł czas wyborów. Lehzen wybrała obowiązek; Bixit własne dzieci, o których Aria nigdy nie słyszała. Iris wolność, Maud Tijmena, a Aria Janosa. Planokrwista nieoczekiwanie poczuła sympatię dla półdrowki; przynajmniej w tym jednym aspekcie były do siebie podobne: wybrani bracia byli dla nich wszystkim. Maud była sporo starsza od niej i Janosa; może potem opowiedziałaby jej o półsmoku, o tym jaki był gdy był jeszcze wolny i…

Do pokoju wróciła Maud; odziana była na czarno a w dłoni ściskała jakiś worek. Gnomka spojrzała na siostry. Łzy ciekły jej po twarzy ale malowało się też na niej zdecydowanie.
- Macie plan?
- Idziemy uwolnić Janosa; dostaniemy się do gabinetu papy od strony ogrodu. A potem… - Aria spojrzała na Bixi, ciekawa czy i jaki miała pomysł na dalsze działania. Ta się zawahała, a Maud i Iris również milczały, spoglądając po wszystkich zebranych w pokoju. Zdecydować się na ucieczkę było łatwo, ale gorzej z realizacją. Floran Coldheart był utalentowanym (acz nie ze wszystkim) twórcą magicznych przedmiotów i wprawnym intrygantem a nie strategiem, a jakikolwiek zmysł taktyczny posiadał wolał przekazywać go innym osobom niż młodszym córkom albo służbie.
- Jakich czarów możecie dziś użyć? - Bixi popatrzyła na Maud i Arię; dobrze wiedziała że Iris, będąca zaklinaczką, dość dowolnie może władać iluzjami i urokami. Oczywiście było to też dla Sylvanny powodem do kąśliwych żartów.
- Mam kilka zwojów - odpowiedziała wymijająco Aria. - Skoro strażników jest tak niewielu wystarczy, żeby się obronić i was nie spowalniać.
Kobiety szybko wymieniły pozostające do ich dyspozycji zaklęcia - nie było tego wiele jeśli policzyć wartość czysto ofensywną, ale w swej masie faktycznie mogły przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę w przypadku jakiegoś starcia. Oczywiście, pod warunkiem że miałyby do czynienia ze zbrojnymi a nie doświadczonym nekromantą pokroju Aarta Czarnego.
- Musicie pamiętać że na południe i wschód od miasta są baraki Ludzi Gubernatora - przypomniała pani Lehzen, nawet nie starając się ukryć niepokoju. - Od tamtej strony też już częściowo został wykopany rów.
- Tym będziemy się martwić później - Bixi machnęła króciutką ręką. - Aria, to w bibliotece są schody do podziemi?
Skinęła głową na szczegółowe wyjaśnienia dziewczynki.
- Gdybyśmy miały jak sforsować okna, mogłybyśmy nie bawić się w szturmowanie gabinetu, tylko…
- Magia ojca zanikła - przerwała jej Iris. - Okna zapewne nie będą stanowić większego problemu jak w każdym innym domu.
- Racja.
- Zostawiłam jedno otwarte; może go nie zamknęli… - wtrąciła z nadzieją Aria.
- Nawet jeśli tak, to wypchniemy któreś - Iris w przeciwieństwie do Maud wyglądała na coraz bardziej ożywioną i niecierpliwą. Aria wyczuwała to nawet w aurze otaczającej starszą siostrę. Wszystkie kobiety popatrzyły po sobie.
- Idziemy - powiedziała wreszcie Bixi. - Żegnaj Louise - przypadła do pani Lehzen i objęła ją na ile się dało.
- Niech was Tymora prowadzi - szepnęła guwernantka. - Opiekuj się nimi, pamiętaj!

Irisi Maud również podeszły do Smoczycy by ją uściskać. Że łzy pojawiły się w oczach półnimfy - nie dziwiło Arii, ale dojrzała je również w oczach drugiej, zawsze zimnej i opanowanej siostry.
- Spróbuję odwrócić uwagę Ludzi - Smoczyca dyskretnie odwróciła głowę, otarła własne powieki i wyszła z pokoju.
- Aria, złap jeszcze coś czym można by okryć Janosa! - rzuciła gorączkowo Iris i czym prędzej rzuciła się do poszukiwań, choć Maud już przestępowała z nogi na nogę.
- Weź to - Aria ściągnąła z łóżka koc i zwinęła ciasno. Niby co pasującego na półsmoka Iris chciała znaleźć w pokoju jedenastolatki? Zgarnęła też z tacy resztki pieczeni i wszystko to, co dało się przenieść w torbie. Bixi i Iris zapewne miały jedzenia tylko dla dwóch, nie pięciu osób - jeśli w ogóle pomyślały o zapasach na drogę.

“Smoczyca” schodziła na tyle powoli, że wszystkie cztery znalazły się u szczytu schodów gdy ta ruszyła korytarzykiem w kierunku foyer. Zaraz też zabrzmiały odgłosy jej rozmowy z obecnymi tam mężczyznami. Dzięki temu grupka uciekinierek bez przeszkód znalazła się na parterze, w półmroku odszukała drzwi prowadzące na taras i wymknęła się nimi.
- Co tam się dzieje?! - w korytarzyku rozległ się męski głos, akurat w momencie gdy Iris próbowała zamknąć drzwi nie czyniąc hałasu. Dziewczyna jęknęła i domknęła je.
- Szybko, musimy się ukryć! - syknęła. Szczęściem zejście z tarasu, załom budynku, kolumienki, krzewy i ozdobne drzewka były niedaleko. Najwyraźniej Smoczyca dobrze odgrywała swoją rolę, gdyż nikt nie wyszedł na zewnątrz, więc przytulone do ścian kobiety bez problemów dotarły do bibliotecznego okna.
- To tutaj - szepnęła Aria podając Maud sztylet, by wyższa i lepiej widząca w półmroku siostra podważyła nim haczyk. W tym czasie planokrwista rzuciła zaklęcia światła na wisiorek od Janosa. Ukryty pod sukienką dawał przytłumiony blask, a w razie problemów mogła go szybko ukryć owijając się płaszczem. Szczęknął zamek; Maud wsunęła planokrwistej sztylet za pasek. Siostry i Bixi zamarły, nasłuchując hałasów z wnętrza domu.

Ironią losu było to jak łatwo kobiety dostały się do tak dobrze dotychczas strzeżonej biblioteki Florana Coldheart. Wewnątrz panowała cisza i ciemność, na tle których przygaszone światła i stłumione odgłosy wieczornego życia Llorkh dochodziły je nader wyraźnie. Iris pierwsza wdrapała się na parapet i weszła do środka, po czym pomogła dużo mniejszej Arii i Bixi. Półdrowka sama sobie poradziła. Aria nieco odkryła wisiorek - nawet dla jej już przyzwyczajonego do ciemności wzroku w pomieszczeniu było nieco zbyt ciemno.
- Co teraz? - zapytała Iris. Ledwo jednak Aria postąpiła w kierunku regału a Bixi przestąpiła nerwowo z nogi na nogę, z sąsiadującego z biblioteką gabinetu ojca dziewcząt dobiegł zgrzyt i ciężki odgłos kroków.

[media]http://www.parkparkin.com/gallery/gargoyle_color.jpg[/media]

- Co tu byććć?

Słowa które dobiegły od wyłaniającej się w drzwiach istoty na pewno nie przypominały zrodzonych w ludzkim gardle. Brzmiały jak odgłos ścierających się ze sobą kamieni, suchy i zgrzytliwy, który ktoś jedynie przemożną wolą poskładał w dającą się zrozumieć mowę. Sam majaczący w półmroku stwór nie przekraczał wzrostem Arii, ale po hałasie wydawanym przez jego szponiaste łapy na szlachetnym drewnie podłogi dziewczynka poznawała że wagą musi przenosić ją kilkukrotnie, zupełnie jakby zbudowany był z kamienia czy metalu. Na pewno nigdy wcześniej nie widziała w domostwie czegoś podobnego.
- Miauł... - drżącym głosem miauknęła Aria, chowając światełko. Pozostałe kobiety zdążyły zanurkować za meble, ale ona, stojąca przy feralnym regale naprzeciw drzwi nie miała się gdzie ukryć. Gdy wędrowały przez ciemny ogród w stronę gabinetu planokrwistą ogarniały coraz większe wątpliwości; obawa, że najstarsza siostra przeniosła gdzieś Janosa i cały jej wysiłek pójdą na marne. Lecz teraz nabrała pewności, która zmieniła się w desperacji upór. Skoro był tutaj magiczny strażnik, to było też i kogo pilnować. Drugi raz Aria nie miała zamiaru dać sobie wydrzeć Janosa z rąk. Zresztą porażka oznaczała teraz już pewną śmierć; czy to z łap tego potwora, czy też własnej siostry. Spięła mięśnie i przygotowała się do przepchnięcia regału. Byle tylko nie okazało się, że Sylvanna i jego jakoś zabezpieczyła, lecz dziewczynka wątpiła, żeby półdrowka przygotowała na dzisiejszy dzień odpowiedni czar.
- Ono byććć - w przeciwieństwie do dziewczynki stwór nie miał najmniejszych problemów z widocznością, o czym świadczyła błyskawicznie zwrócona w stronę Arii rogata czaszka. Maszkara ruszyła wprost na nią a pazury rzeźbiły długie zadrapania w drewnie.
- Zostaw ją!! - krzyknęła Maud wynurzając się zza fotela i stwór zatrzymał się.
- Winc’j być - zgrzytnął i obrócił głowę gdy Iris podobnie wychynęła zza drugiego mebla wraz z Bixi. To trwało jednak tylko kilka chwil, które Aria wykorzystała na otwarcie regału. Ignorując pozostałe kobiety maszkaron rzucił się na Arię.
Planokrwista jęknęła. Miała nadzieję, że zbiegnie do piwnicy odciągając gargulca od pozostałych uciekinierek, które mogłyby go zaatakować od tyłu, z zaskoczenia już w podziemiach, gdzie odgłosy walki nie zaalarmowały by Ludzi Gubernatora. Choć nie zdziwiłaby się wcale gdyby ją zostawiły; w zasadzie zdumiała ją reakcja Maud. W ciągu ostatniej godziny dowiedziała się więcej o kobietach, z którymi przebywała całe życie niż w ciągu… no cóż, w ciągu całego swojego życia. Ach, gdyby ich rodzina wyglądała inaczej, gdyby znały się lepiej, ufały sobie bardziej - może nie znalazły by się w takiej sytuacji!

Dziewczynka wpadła do środka w tym samym momencie gdy stwór zamachnął się na nią pazurami, szarpnięcie rzuciło ją na ścianę ale nie poczuła bólu! Bardziej ucierpiała od samego zderzenia ze ścianą, ale gdy usłyszała jak drewno i kamień pękają pod ciosami pokracznej istoty mogła tylko dziękować bogom ze to że ten jeden raz okazali swą łaskę. Ktoś krzyknął; ponad zgrzytem pazurów i tym wysokim krzykiem poniósł się dźwięczny głos Maud recytującej formułę. Zawyło rozcinane powietrze i tuż obok Arii stwór również wrzasnął, tym razem z bólu. Aria znowu była pogrążona w ciemności a doskonale widzący w niej gargulec był tuż, tuż.
- Aria, uciekaj! - wrzasnęła Bixi i również zaczęła coś deklamować.
- Ściągnę go na dół! - odkrzyknęła dziewczynka, biegnąc po schodach na złamanie karku i plując sobie w brodę, że nie wykorzystała wcześniej jednego ze zwojów, oszczędzając go na właściwą ucieczkę. Gdyby udało jej się zwabić gargulca do jednej z pustych cel mogłyby go tam zamknąć i zniszczyć czarami zanim zdoła - czego Aria była pewna - wyrwać kraty.

Dzieci nie raz śnią koszmary o ścigających je w ciemności potworach - Aria miała z czymś takim właśnie do czynienia, tyle że nie był to sen ale najprawdziwsza prawda i gnała na krótkich nóżkach słysząc za sobą zgrzyty i łomot jakby spadającego głazu. Uderzenie w ścianę tuż za nią sprawiło że okruchy kamieni trafiły ją w plecy i głowę, a gdy zeskoczyła ze schodów poczuła ból rozdzieranego ramienia. Siła ciosu sprawiła że omal nie upadła na kamienną posadzkę. Krew trysnęła a z jej ust wyrwał się krzyk bólu. Nie było jednak czasu - łomot stóp gargulca nie ustawał. Z mroku wyłoniła się na wpół uchylona krata przegradzająca korytarz. Aria przyśpieszyła z trudem, klucząc, i wbiegła między bramy zabezpieczające tunel. Minęła jedną, chwyciła za pręty drugiej z nich i pociągnęła z całej siły modląc się, by zamek automatycznie zatrzasnął się za nią. Wisiorek, który podczas ucieczki wysunął jej się spod sukienki dyndał chaotycznie, produkując na ścianach nieregularne cienie, które powiększały jeszcze grozę sytuacji.

Niestety! Ciężka metalowa brama ledwo zdążyła drgnąć gdy pociągnęły ją słabiutkie rączki czarodziejki. Gdyby Aria miała kilka sekund więcej, kilkanaście, może zdołałaby zatrzasnąć kratę i bezpiecznie skryć się byle dalej od goniącej za nią potworności. Ale nie miała tych sekund.

Huknęło a uderzenie wyrwało Arii kratę z siłą która mogłaby zmiażdżyć kości rosłemu mężowi. Potoczyła się po podłodze, wręcz sparaliżowana z bólu płynącego z rozciętego do kości przedramienia. Maszkaron skoczył ku niej i uniósł szponiastą łapę do ciosu. W magicznym blasku wisiorka młodziutka czarodziejka widziała jak szczęki stwora rozwierają się i pokazują rzędy kamiennych zębów a bijący od niego smród jatki i grobowca zatykał jej dech.
- Zostaw ją! - rozległ się wściekły krzyk Maud i coś rozbiło się na twardej niczym kamień skórze stwora. Ten zgrzytnął coś z głębi gardła i odwrócił się, ociekając cieczą. Aria dojrzała dwie majaczące w półmroku sylwetki.
- Zamknijcie go między kratami! - jęknęła. Stwór zawahał się słysząc magiczne inwokacje z ust obu magiczek.
Pies o srebrnej sierści pojawił się pomiędzy nimi a gargulcem i z warkotem rzucił się na istotę. Ta próbowała się wzbić w powietrze mimo ciasnoty panującej w korytarzu, ale kły psa poszarpały jej łapę i ściągnęły w dół; runęła na podłogę z łoskotem spadającego kowadła albo skalnego bloku. Wściekły zgrzyt, będący chyba odpowiednikiem wrzasku bólu albo złości, poranił uszy dziewczynki. W chwilę potem siostry powtórzyły swoje inkantacje i ciemność korytarza rozciął krótki błysk; wrzask rozległ się znowu, wraz z warkotem psa. Gargulec poderwał się i ruszył w kierunku schodów. Iris zdążyła odskoczyć mu z drogi ale Maud się to nie udało. Uderzyła o ścianę i upadła jęcząc z bólu. Gargulec miał jednak dość i uciekł, ścigany przez przywołańca.
- Maud, Aria, żyjecie? - Iris krzyknęła i przypadła do półdrowki, ta jednak odepchnęła ją.
- Nic mi nie jest, sprawdź co z Arią! - stęknęła.
- Żyję… - stęknęła dziewczynka, próbując się podnieść i wymacać w sakiewce lecznicą fiolkę. Płyn był obrzydliwy, zostawiał na języku metaliczny posmak - coś jakby srebra - ale dzięki niemu ból zelżał, a krwawienie ustało. - Iris, ulecz Maud, ja znajdę Janosa zanim zbiegną się tutaj strażnicy!
Planokrwista z trudem podniosła się do pionu i chwiejnie ruszyła w głąb tunelu, świecąc wisiorkiem po celach. Ból świeżych i zagojonych ran oraz poczucie winy z powodu ran siostry i strach, że Janosa jednak tutaj nie ma dławiły ją w gardle. Gdy wreszcie dojrzała skulony na ziemi znajomy kształt głośno zaszlochała z ulgi.
- Jest! - krzyknęła i krzywiąc się z bólu przecisnęła się między prętami do środka celi. - Janos! O, Janos… - jęknęła, a poczucie winy zalało ją ze zdwojoną siłą. Opatrunki brata przesiąknięto były zaschniętą krwią, która przylepiła je do podłoża; ręce i nogi związane mocno, zbyt mocno! Jakby w tym stanie mógł gdziekolwiek uciekać!
- Przynieście leki! - zawołała zrozpaczona i zaczęła przecinać więzy. Potem ułożyła sobie jego głowę na kolanach i powoli zaczęła wlewać otrzymany od Iris leczniczy napój do ust nieprzytomnego półsmoka. W głowie jej się kotłowało, musiała myśleć o wszystkim i wszystkich na raz, a czas uciekał. Nie przywykła do działania w ogniu walki, a tym razem nie mogła popełnić żadnego głupiego błędu; nie tak jak poprzednio. Za wiele od tego zależało; nie jej dobrostan jej i Janosa, ale także życie jej sióstr i nauczycielki, które ściągnęła tutaj szantażem. Świadomość odpowiedzialności, jaką na siebie wzięła przytłoczył ją na moment, ale otrząsnęła się z niej. Musiała być teraz silna. Na refleksje i żal będzie czas potem. A przynajmniej miała taką nadzieję.
- Weź to i spróbuj otworzyć zamek - szurnęła w stronę Maud swój sztylet. - Jeśli się nie powiedzie możemy rozbić go magicznym pociskiem ze zwoju, choć lepiej byłoby zostawić je na strażników… - Aria urwała. Przypomniała sobie trupa Zhenta, na którego natknęła się poprzednio pełznąc do celi Janosa. Wtedy nie poddała tego refleksji, ale teraz… Na myśl o tym, że miałaby kogoś skrzywdzić - zabić - zrobiło jej się niedobrze. Potem jednak spojrzała na zmaltretowanego Janosa…
Słyszała jak najstarsza siostra, klnąc tak paskudnie, że uszy Arii ani chybi zrobiły się czerwone, mocuje się z zamkiem. Janos zaczął powoli odzyskiwać przytomność, więc szybko rozwinęła dwa podwójne zwoje - ochronny oraz przyśpieszający - gotowa wyrecytować je jak tylko będą gotowi do ucieczki.
Zatrważające było jak bardzo dziewczynce kręciło się w głowie i było jej niedobrze. Drugi raz dzisiaj została poważnie, niemal śmiertelnie poraniona i co prawda magia zaleczyła najgorsze obrażenia, przywróciła siły i trzymała ją na nogach, ale ewidentnie było jej zbyt dużo jak na jeden dzień dla delikatnego organizmu jedenastolatki.
“Lepiej być osłabionym niż martwym” - słowa Janosa który żartował w ten sposób gdy głód i brak ruchu sprawiały że Aria martwiła się o niego bardziej niż zwykle, same nasunęły się jej na myśl. Wielka głowa półsmoka poruszyła się wraz z głębszym uniesieniem się klatki piersiowej, zbyt wielkie jak na człowieka szczęki otworzyły się i zatrzasnęły aż zadzwoniło. Otworzył powieki.
- Aria?! - zabulgotało mu w gardle. Odchrząknął, sięgnął pazurami do ściany i podniósł się do siadu, spojrzał na siostry mocujące się z kratą, spojrzał na dziewczynkę - Co się dzieje?!
Maud zaklęła szczególnie głośno.
- Złamałam sztylet - warknęła z frustracją. - Iris, cofnij się.
Kolejny raz wyrecytowała formułę zaklęcia i iskra trafiła w zamek aż szczęknęło. Obie kobiety naparły na kratę.
- Ciągle zamknięta!! - wrzasnęła Maud.
- Przyszłyście po mnie? - Janos najwyraźniej nie wierzył własnym oczom. Poderwał się na równe nogi i spojrzał na Arię. - Co się dzieje??
- Uciekamy. Wszyscy - zaszczękała zębami Aria, próbując drżącymi rękami utrzymać zwój ze zbroją maga na tyle stabilnie by móc wyrecytować zaklęcie. - Co z tą kratą?! - z przerażeniem spojrzała najpierw na Maud, a potem na Janosa. Jej brat otworzył usta i zamknął je; zamiast gadać przypadł do masywnych sztab. Uderzył barkiem ale odbił się od metalu z odgłosem który nawet nie najlepiej czującą się Arię przyprawił o dreszcz. Ale w zamku zaklekotało coś i zgrzytnęło. Słysząc to planokrwista zmusiła się do skupienia i zaczęła rzucać zaklęcia mające osłonić ją i Janosa.
- Janos, jeszcze raz! Maud, ciągniemy! - zakomenderowała Iris i tym razem z jękiem giętego metalu zamek puścił. Napierający na kratę Janos omal nie zmiażdżył obu dziewcząt gdy ta obróciła się na zawiasach. Wszyscy przystanęli, dysząc z wysiłku i emocji i spoglądając jedno na drugie. Po chwili półsmok obrócił się ku Arii, chwycił ją i uniósł w powietrze jak piórko. Wyraz radości na jego twarzy w mgnieniu oka ustąpił jednak przerażeniu.
- Jesteś ranna! - krzyknął.
- Tylko trochę - powiedziała dzielnie, choć z bólu wywołanego uściskiem brata pociekły jej po twarzy łzy. - Uciekajmy, Bixi walczy tam ze strażnikami na górze. Chyba. I był tam… jest straszny kamienny potwór! - Przypomniała sobie.
- Przepraszam! - widząc ból na twarzy dziewczynki Janos poluzował chwyt i postawił ją na ziemi. - Dziękuję wam… nie, to musi poczekać. Chodźmy!
Cała czwórka ruszyła ku schodom, Aria trzymając łopatowatą dłoń półsmoka własną - wiotką i drobną, pozostałe siostry milczące i chyba zbite z tropu.
- Arię już znam, wy jesteście Maud i Iris, tak? - zapytał Janos. W tym momencie nos ostrzegł Arię o jakimś dziwnym zapachu.
- Ja… jestem Maud, a to Iris - wydyszała półdrowka. - Kiedy poznałeś Arię?! - zapytała z wyraźnym niedowierzaniem.
- Na Cyrica, czujecie? Dym! - krzyknęła półnimfa.
Rodzeństwo poczuło go jeszcze wyraźniej gdy pokonało schody, a osłabiona Aria zrobiła to w ramionach brata. Kłęby dymu wpływały przez otwarte przejście do biblioteki.
- Bixi! - wydarła się Iris.
- Tutaj! - gnomka rozkaszlała się, a powód stał się jasny gdy rodzeństwo zobaczyło co dzieje się w sąsiadującym z biblioteką gabinecie. Biurko płonęło, jeden z foteli również, żarłoczne płomienie pochłaniały też rozrzucone po podłodze pergaminy i inne przedmioty. Nauczycielka Arii kuliła się pod parapetem, krztusząc się i trąc oczy. Było to okno przez które kobiety dostały się do środka, ale teraz wyglądało na to że coś masywnego przebiło się przez nie w deszczu drzazg i szkła.
- Musiałam podpalić gabinet! - krzyknęła gdy już ochłonęła z szoku na widok oświetlonego blaskiem pożaru półsmoka. - Żołnierze są też na zewnątrz, ale uciekli od okna gdy gargoyla wyskoczyła przez nie!
Janos postawił Arię na nóżki i przysunął się do wybitego okna, ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Dopiero po chwili zorientował się że dziewczynka stoi obok i również wygląda, szukając Ludzi Gubernatora.
- Aria! - odciągnął ją w głąb pomieszczenia.
- Widziałem dwóch zbrojnych przy zejściu z tarasu, poza tym nikogo - rozkaszlał się. Półżywiołaczka nie miała pojęcia jakim cudem kogokolwiek dojrzał - jej własne oczy coraz mocniej piekły ją od dymu.
- Co teraz? - zapytał Janos. - Jaki macie plan?
- Musimy uciec z miasta - bąknęła Bixi. Od strony coraz gwałtowniej rozpalającego się pożaru w gabinecie dobiegały gniewne krzyki.
- I to zanim pożar domu ściągnie tu połowę llorkhtczyków - mruknęła Aria. Ile mogli być w podziemiach - pięć minut? Pewnie nie starczyło by wieść - i dym - rozprzestrzeniła się dalej, ale było to tylko kwestią czasu. - Maud, Bixi podzielcie się zwojami z magicznym pociskiem; ciśniecie je w tych dwóch strażników, którzy są na tarasie, a potem wyjdziemy przez okno. Ja rzucę na siebie zaklęcie przyśpieszające, żeby nas nie spowalniać.
Kobiety wzięły zwoje. Na szczęście gdy tylko wytchnęły zza parapetu żołnierze cofnęli się w panice. Najwyraźniej nie mieli zamiaru ani ich łapać, ani - co ważniejsze - krzyczeć o pomoc. Choć zniknięcie jednego za rogiem domu było problematyczne, ale przecież nie będą go gonić!
Półsmok na chwilę przytrzymał się resztek okna i oparł na rękach. Odetchnął kilka razy, podniósł głowę i przeszedł przez okienny otwór. W takich momentach Aria miała sposobność przypomnieć sobie jak wielki jest jej brat, jak długie ma kończyny i jak obce wrażenie sprawiają jego skrzydła. Wyglądało jakby niósł na plecach niedbale zwinięte proporce. Pomógł wyjść Iris i Maud, potem Arii i Bixi. Łuna z gabinetu była coraz jaśniejsza, a gorąco zaczynało skręcać włosy kobiet i grzać ich policzki.
- Ario, trzymaj się blisko! - Janos napomniał pospiesznie dziewczynkę i przesunął dłonią po jej włosach w niezgrabnej pieszczocie. Nawet w takiej chwili czarodziejka zauważyła dziwne spojrzenie jakie rzuciła jej półnimfa, gdy chwyciła brata za rękę. Gdy niósł ją w ramionach omal nie zasnęła z wyczerpania. Poza tym chciała mieć Janosa przy sobie; miała wrażenie, że wolny półsmok to jakiś sen, który zaraz rozwieje się jak dym wydobywający się z płonącego gabinetu.
Tymczasem jedyny częściowo widoczny żołnierz krzyknął do kogoś skrytego za węgłem zachodniej części posesji.
- Tamtędy! - Maud i Aria krzyknęły równocześnie, wskazując na wschód, ku pomocniczej bramie wykorzystywanej przez służbę i dostawców. Prócz niej tylko brama główna oferowała dostęp do posesji. Tylko dobrze przygotowany magik czy złodziej mógłby się pokusić o sforsowanie gęstwiny żywego, kolczastego płotu rozpiętego na metalowych ogrodzeniach, a na takich którzy dali radę tego dokonać lub użyli innych sposobów na wejście na teren posesji czekały różne niespodzianki… a przynajmniej czekały za życia Florana Coldheart. Żołnierz z jakiegoś powodu nie wydawał się chętny do heroicznych szarż w pojedynkę.
Krótki bieg zaprowadził uciekinierów do bramy i osadzonej w niej furtki; dopiero teraz z wnętrza domu rozległy się krzyki na alarm, a usłyszane wyższe kobiece głosy dały rodzeństwu znać że najpewniej służba dowiedziała się wreszcie o pożarze i choć ona zareagowała. Mocujący się z furtką Janos naraz warknął coś spoglądając ku domostwu, a raczej ku gromadzie zbrojnych która widniała w półmroku pod ścianą budynku.
- Puść! - zdesperowana Bixi dała mu po łapach, widząc że nie może sobie poradzić z nieznanym mu mechanizmem.
- Stójcie, rozkazuję w imieniu Gubernatora Geildarra Ithyma! - krzyknął jeden z Ludzi. Frustracja i gniew w jego głosie były wyraźnie wyczuwalne. Czyżby żołnierze pluli sobie w brodę że nie zabrali jakiejkolwiek broni dystansowej?
Bixi dużo łatwiej poradziła sobie z otworzeniem opornych drzwi i pierwsza wypadła na ciemną, błotnistą ulicę Llorkh.
- Wychodźcie! - krzyknęła Maud i wypchnęła Arię i Iris na zewnątrz, wraz z Janosem przechodząc jako ostatnia. Przez szybko zwężającą się szczelinę Aria dostrzegła podbiegających do furtki żołnierzy.
- Dokąd teraz? - półsmok wyraźnie miał problem z orientacją. Planokrwista też nie wiedziała dokąd iść. Miasta nie znała praktycznie wcale, a w ciemnościach wszystko wyglądało tak samo - strasznie i obco.
- Tam! - w marnym świetle z domostw przyległych do posiadłości rodu Coldheart Bixi wskazała na zachód. - Musimy jak najszybciej uciec z miasta!
Furtka rozwarła się za uciekinierami, na co Janos warknął, a co w magiczny sposób powstrzymało zbyt energiczny pościg. Bixi, Aria i Iris pobiegły przodem, a Maud i Janos zamykali tyły.
- MAUD?? TY ZDRADZIECKA KURWO!!! - po kilkudziesięciu krokach rozległ się z tyłu wściekły wrzask. W chwilę później błysnęło światło a półdrowka krzyknęła przeraźliwie i runęła w błoto.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 23-10-2014 o 09:43.
Sayane jest offline