Roran jeszzce nie ostygł po walce, wyciągnął sobie włócznię którą wbili mu przeciwnicy. Wziął głęboki oddech i zagryzł zęby by nie krzyczeć. Na szczęście dał radę...
Jedno spojrzenie, które rzucił w stronę Bhazera pozwoliło mu stwierdzić, że wszystko z nim w porządku.
Podszedł do towarzyszy, częstując wszystkich gorzałą. Teraz było lepiej, zaczął przysłuchiwać się rozmowie. Nie wszystko rozumiał, coś mu umykało... by rozwiać swoje wątpliwości zapytał:
- Czekajcie bo chyba nie wszystko rozumiem. Wy wskazał na elfy - to nie wszyscy których mieliśmy uratować, tak? Reszta jest tam na dole składana w ofierze jakiemuś prastaremu złu, którego się boicie. Póki co chyba nadążam. No i teraz wy nie chcecie tam schodzić bo się boicie o swoje życie, prawda? Gdy usłyszał twierdzącą odpowiedź, rzekł lodowatym tonem: - Kurwa, czemu mnie się nikt nie pytał czy się boję nastawiać za was swoją dupę? Patrzcie jak skończyłem - powiedział wskazując wielką ranę na klatce piersiowej.
Odwrócił się do towarzyszy i rzekł: - Skoro oni nie chcą ratować swoich to dlaczego my mamy? Jak będzie trochę mnie elfów łaziło po ziemii to nie będę płakał. Nie chcą ich sprawa. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu jacy są naprawdę.
Nie chcecie włazić w porządku ale teraz wasz czas na zrewanżowanie się nam....Powiedz im piękna co i jak... i niech biorą dupę w troki i ruszamy. zwrocił się na koniec do elfiej magiczki |