Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2014, 22:02   #54
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Athlen na początku niechętnie podchodził do pomysłu interwencji w jakikolwiek sposób, ale w momencie, gdy usłyszał głośny krzyk, nie miał już wyjścia. Westchnął głośno i po cichu zaczął skradać się do okna.
Nie musiał zanadto się starać, gdyż mieszanka krzyków mężczyzny oraz kobiety skutecznie zagłuszała nawet co głośniejsze szmery. Chociaż w oknie widniały zasłony, przez niewielką szczelinę dostrzegł plecy mężczyzny, który ciężkim krokiem zmierzał w głąb izby.
- Przysięgam, nie wiem co się z nimi stało! Klnę się na matkę! Błagam! Obren! - kobieta znajdowała się na skraju histerii.
- Tak ze mną pogrywasz?! Pytam po raz ostatni! Gdzie… - aż dziw, że krzyki mężczyzny nie postawiły na nogi całej Przesieki.


Rayra nie miał zbytnio pomysłu jak pomóc kobiecie. Postanowił, że będzie improwizował i to dosyć mocno. Podszedł do drzwi chaty i zapukał głośno.
Na chwilę w środku zapanowała cisza. Potem rozległ się odgłos kroków i drzwi otworzyły się z impetem. Po ich drugiej stronie stał rosły (spoglądał na Athlena z góry) brunet. Miał długie włosy spięte w kitę, a szeroką szczękę pokrywał trzydniowy zarost. Jego skórzany kaftan był rozsupłany, a buty upaćkane zaschniętym błotem: - Czego? - syknął, mierząc gościa od stóp do głów.
Athlen na początku lekko przeraził się posturą mężczyzny, ale po chwili jednak rozpoczął swoje przedstawienie. Zaczął ciężko dyszeć i oparł się o framugę drzwi.


- Przybiegłem najszybciej jako mogłem, kazano mi zebrać wszystkich mężczyzn z wioski. Te cholerne stwory wdarły się do miasta - powiedział Athlen i zaczął jeszcze bardziej dyszeć.
- Co ty bredzisz, człowieku. Jakie stwory? - chyba facet nie łyknął śpiewki. Gdzieś w tle rozeszły się ciche odgłosy.
- Złe, okrutne, krwiożercze koboldy. Przecież pełno ich tu się roi wszędzie. Wyrżnął całą wioskę, jeżeli czegoś nie zrobimy, rozumiesz? Krew, wszędzie będzie krew. Mnóstwo krwi - Athlen złożył dłonie w błagalnym geście. - Kazano mi zebrać wszystkich do kaplicy. Błagam człowieku, jeżeli nie uda mi się zebrać wszystkim mężczyzn zdolnych do walki, powieszą mnie na rynku za jaja, a uwierz mi, to nie będzie zbyt miły widok dla oka.


Mężczyzna wciąż niedowierzał, ale wyćwiczone blagierstwo Athlena w końcu zadziałało:
- Koboldy? Kto niby cię przysłał? - łotrzyk kątem oka dostrzegł jakiś ruch, tuż za plecami gospodarza.
- Hogan oczywiście, a któż by inny - Athlen wyprostował się i zaczął nerwowo patrzeć po okolicznych domostwach. - Nie ma czasu do stracenia, musisz szybko iść do kaplicy, a ja muszę już biec do następnych domów.
Bruneta najwyraźniej zamurowało. Bezgłośnie poruszył wargami, chcąc zapytać o coś jeszcze. Nagle coś z hukiem pękło na jego czaszce, a kawałki ciemno-zielonego szkła posypały się wszędzie w koło. Wielkie, muskularne ciało poleciało wprost na Athlena. Ten nie czekał na zaproszenie; bez trudu usunął się z wycieraczki, pozwalając by mężczyzna padł twarzą w ziemię. Za plecami powalonego stała kobieta, ściskająca w ręku szyjkę od butelki. Ciężko dyszała, a z jej rozciętej wargi sączyła się krew. Przeniosła spojrzenie na Athlena. Miała oczy koloru oliwkowego.


Rayra kucnął przy lężacym bezwładnie ciele.
- To go będzie bolało, jak już się ocknie - powiedział i poklepał go po plecach. Wstał i spojrzał jeszcze raz na kobietę. - Usłyszałem twój krzyk i pomyślałem, że będę mógł jakoś pomóc. Nie lubię, gdy kobiety traktuje się w taki sposób - podszedł do kobiety, wziął ją za dłoń i pocałował. - Morgan Flint, do pani usług - uśmiechnął się szeroko, ukazując swój złoty ząb, lepiej żeby obca kobieta nie wiedziała, jak ma naprawdę na imię.
Kobieta, nieco oszołomiona, dygnęła krzywo, po czym wymierzyła potężnego kopniaka prosto między nogi oszołomionego mężczyzny: - Alicja, miło mi - spróbowała się uśmiechnąć, ale widać było, że nerwy wciąż miała napięte jak postronki. - A to mój mąż, Obren - powoli wypuścił powietrze z płuc.


Athlen skrzywił się mocno, na widok ciosu, który zafundowała swojemu mężowi Alicia. Rayre zaczęło boleć od samego patrzenia.
- Piękne imię posiadasz. Miło mi i cieszę się, że mogłem pomóc... - Athlen stanął przy leżącym mężczyźnie. - Na jakiś czas masz spokój, ale lepiej szybko coś wymyślić, bo znając życie długo tak leżeć nie będzie. Mogę wiedzieć o co poszło?
Kobieta prędko rozejrzała się za plecami niespodziewanego gościa, po czym chwyciła Athlena za nadgarstki. W jej oczach błyskały ogniki desperacji: - Błagam, pomóż mi wnieść go do środka zanim się ocknie!
- Dobrze, dobrze, spokojnie - Athlen podszedł do ciała męża Alici i starał się go podnieść, jednak chłop swoje ważył. - Pomożesz? - rzucił w stronę kobiety.
Skinęła głową, wciąż ciężko dysząc. Rayra dostrzegł jak bardzo trzęsą się jej ręce. Chwycili go we dwójkę i z trudem wciągnęli do środka. Kobieta prędko zamknęła drzwi i wybiegła z głównej izby.


Podczas jej nieobecności łotrzyk mógł rozejrzeć się po wnętrzu - cóż, ewidentnie mieszkał tam myśliwy. Świadczyła o tym pokaźna kolekcja trofeów, skór i broni łowieckiej. Z sąsiedniego pomieszczenia dobiegały go odgłosy krzątaniny.
Athlen starał się znaleźć coś wartościowego, ale na pierwszy rzut oka, nie zauważył niczego takiego. Po chwili ruszył do sąsiedniego pokoju.


W drzwiach niemal zderzył się z Alicją. Kobieta trzymała podróżny plecak, ubranie na drogę, jakąś sakwę oraz zwój liny.
- Proszę, nie mam komu zaufać, jestem sama w tej przeklętej dziurze! Pomóż mi go związać!
Powoli zaczęło mu się to co raz mniej podobać.
- Pomogę ci, ale to już wszystko, spieszę się trochę - powiedział Athlen i wziął od kobiety linę. Podszedł do Obrena i powoli zaczął związywać jego kończyny. - Powiesz mi w końcu o co poszło? - Rayra zawsze musiał wszystko wiedzieć, taki już był niestety.
W trakcie gdy krępował Obrena, Alicja zaczęła się przebierać. Trzeba przyznać, że niewiele w niej było skromności przypisywanej wiejskim dziewczętom. Błyskawicznie zrzuciła z siebie roboczą suknię i zaczęła wsuwać spodnie i buty z wysokimi cholewami. Athlen (oprócz niezłego ciała) dostrzegł parę żółtawych i fioletowych sińców.
- Rzucił się na mnie z pięściami i to nie po raz pierwszy. W końcu odbiło mu do cna, a ja dość życia zmarnowałam w tej zapomnianej przez bogów dziurze. Wynoszę się stąd! - zerknęła na Athlena. - Wybacz, że cię w to wmieszałam, ale uwierz - nie planowałam tego.


Rayra zagapił się na ciało kobiety, kiedy ocknął się zauważył, że supeł, który zawiązał jest krzywy, więc musiał zrobić go od nowa.
- Wiesz coś tam o facetach wiem i raczej ot tak nie rzucają się na kobiety z pięściami. Poza tym darł się na całą wioskę, że mu coś, gdzieś ukryłaś. - coś tu było nie tak, tylko Athlen nie wiedział co.
Zapięła ostatni guzik kamizeli i narzuciła na siebie zbyt dużą opończę. Zaczęła wrzucać do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy: - Czy to coś zmienia? A nawet gdyby, to co? Mógłby mnie sprać na kwaśne jabłko? Wszyscy, WSZYSCY, jesteście tacy sami! - warknęła, z furią zaciągając rzemienie plecaka.


Athlen uśmiechnął się lekko, uwielbiał takie zadziorne kobiety. Skończył wiązać Obrena i podszedł powoli do Alici.
- Uwierz mi, nie wszyscy. Pobyłabyś trochę ze mną i z pewnością zmieniłaś byś zdania. To coś, co tam leży - wskazał na lężącego Obrena. - To się w ogóle nie powinno siebie tytułować mężczyzną. Nigdy w życiu nie podnisółbym ręki na kobietę. Chcę Ci pomóc, ale niewiele będę mógł zrobić skoro nie chcesz mi wszystkiego powiedzieć - co jak co, ale Athlen potrafił rozmawiać z kobietami, a nie wiedzieć czemu strasznie chciał znać szczegóły, taki miał charakter, już nic z tym nie dało się zrobić.


Podeszła do ściany na której wisiała spora kolekcja broni łowieckiej. Wybrała lekką kuszę z lewarem.
- Zabrałam mu pieniądze, które przywiózł z Neverwinter - powiedziała cicho, niemal szeptem. - Raz do roku jechał do miasta i tam sprzedawał to co udało mu się upolować. Uważał, że pośrednicy oskubują nas z zarobku - podniosła opuszczony do tej pory wzrok. - Nie mam wyrzutów sumienia, jeżeli o to ci chodzi. To złoto należy mi się, chociażby za każdy cios w twarz, który od niego otrzymałam. Nie mogę spędzić tutaj nawet jednej nocy dłużej.
- Czy przewidujesz jakąś nagrodę pieniężną swojemu obrońcy i osobie, która tak dzielnie ci pomogła? - Athlen uśmiechnął się delikatnie. Kilka sztuk złota zawsze się przyda.
Kobieta zrobiła wielkie oczy: - To… e… tak, to chyba uczciwy układ - odwróciła się plecami i zaczęła szukać pieniędzy. - Tyle wystarczy? Wiem, że niewiele, ale potrzebuję pieniędzy, i to bardzo - na wyciągniętej dłoni znajdowało się pięć złotych i dziesięć srebrnych monet.
- Oczywiście, że wystarczy… Wezmę tylko złoto - Athlen wziął pieniądze od kobiety.
- Muszę już iść. Dziękuję ci Morganie za pomoc; wolę nie myśleć co stałoby się gdybyś nie zapukał do drzwi. Może się jeszcze spotkamy, kto wie? Lepiej, gdyby cię tu nie było, kiedy Obren się ocknie…
- Mam nadzieję, że się spotkamy - Rayra pocałował ją w rękę i odprowadził do drzwi wejściowych chaty.

Kobieta nic więcej nie mówiąc, udała się w kierunku znanym tylko jej. Athlen chyba się zakochał, takie kobiety są w jego stylu, a nie jakieś nudne kury domowe, które nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem. Naprawdę miał nadzieję, że jeszcze się spotkają. Rayrze zrobiło się raźniej. Zamknął drzwi od chaty i zeskoczył z werandy. Monety wesoło zadzwoniły w jego sakiewce. Czasami jednak opłaca się udawać rycerze w lśniącej zbroi - pomyślał Athlen i ruszył w stronę karczmy. Miał ochotę na dużą ilość piwa.
 
Morfik jest offline